7:21

By persecutoria

33.7K 2.3K 344

Nie podnoś wzroku, nie patrz na nią, jeszcze nie teraz ― mówiła jedna z natrętnych myśli. Zachowuj się normal... More

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42

Rozdział 15

931 54 9
By persecutoria

– Tobie się naprawdę nie da podpasować. 

– No widzisz, najwidoczniej nie – odrzekła Eliza głosem ociekającym sarkazmem, po czym wyszła z mieszkania, z impetem zatrzaskując drzwi.

Dźwięk jej kroków niósł się echem po całej klatce schodowej, a sąsiedzi i losowi przechodnie, których później mijała po drodze, posyłali jej dziwne spojrzenia i intuicyjnie odsuwali się na bok, by przypadkiem nie wkroczyć w pole rażenia jej zdenerwowania. Szła przed siebie, wściekła na matkę, która w praktyce nigdy nie wykazywała się w stosunku do niej dużym zrozumieniem, ale i zawiedziona tym, czego się od niej dowiedziała.

Ominęła przystanek autobusowy, słusznie stwierdzając, że pójście do szkoły w tym stanie i tak nie miało większego sensu i już lepszą opcją było spędzenie pierwszej lekcji w miejscu, w którym mogła się wyciszyć. Chociaż gdy była w takim stanie, nie miała potrzeby wyciszenia, a destrukcji. Bardzo często autodestrukcji. 

– Kurwa jebana mać! – krzyknęła na pół osiedla, z całej siły uderzając pięścią w betonową ścianę.

– Pani się uspokoi, bo zaraz po policję zadzwonię! – odpowiedział jej stojący na balkonie mężczyzna.

Eliza spojrzała na niego spod byka, resztkami zdrowego rozsądku hamując się, by nie wdać się w niepotrzebną awanturę.

– A pan się lepiej nie wpierdala – odburknęła, idąc dalej.

Mężczyzna dalej wygrażał jej policją, czy rozwiązaniem sprawy na własną rękę, lecz ona nawet nie raczyła się odwrócić. Wstąpiła do kiosku po paczkę papierosów, którą po drodze do szkoły zdążyła wypalić niemal w całości, zatrzymując się w tym celu przy garażach na osiedlu. Przeszywający ból ręki po uderzeniu zwyczajnie ignorowała, choć przez niego trochę ciężko było jej poradzić sobie z zapalniczką. 

Na miejsce dotarła przed drugą lekcją, idealnie, by ponarzekać na życie swojej przyjaciółce. Niczego innego nie potrzebowała w tamtym momencie jak tego. No chyba że odpowiedniej ilości wódki.

– Boże, jak mnie wszystko wkurwia – westchnęła z irytacją, choć i tak mniejszą, niż godzinę temu.

– Nic nowego – odparła Nadia. – Gdzieś ty była? Z twoją koleżanką z autobusu randkę sobie strzeliłyście czy ki chuj?

Eliza parsknęła śmiechem na określenie koleżanka z autobusu i tę absurdalną sugestię.

– Nie tym razem, rano siedziałam za garażami i niszczyłam sobie płuca, żeby się uspokoić po kłótni z matką. I prawie się wdałam w aferę z jakimś zjebem z balkonu. Typ mi groził, że na psy zadzwoni albo że mi wpierdoli, bo darłam ryj i wykurwiłam w ścianę.

Nadia spoważniała.

– A jebać go, jakiś kurwa wariat. A o co poszło z matką? 

– Tak naprawdę to o gówno, ale chuj. Kurwa, obiecywali mi, że pojedziemy na święta do domu, do Wrocławia, a dziś matka mówi, że jej się odwidziało i chce spędzić je tutaj. Bo tak. I już chuj w te święta, po prostu chcę do domu, ale ja się pytam jej, że na cholerę mówi jedno, a robi drugie, to ona do mnie zaczęła wyjeżdżać tekstami typu, że nic mi nie pasuje, że po cholerę ciągle do tego Wrocławia myślami wracam i co mnie tak tam trzyma. To ja do niej, żeby kurwa nie wnikała, gdzie ja wracam myślami, bo to chyba nie jej sprawa, to ona znowu, że mi nie idzie podpasować. To wyszłam, pierdolnęłam drzwiami i poszłam. No ale ja pierdolę, jestem przewrażliwiona jakaś na tym punkcie. Na drugi koniec świata chcę jechać, robić karierę, a nie potrafię sobie poradzić z irracjonalną tęsknotą po wyprowadzce parę miast dalej. No kurwa komedia. Ale matka też mnie wkurwiła. Chuj, wszystko mnie wkurwia – w niesamowicie chaotyczny sposób streściła zaistniałą rano sytuację.

– Spokojnie – rzekła Nadia. – Nie ma co szarpać sobie tym nerwów. 

– Jestem rozjebana jak chuj – mruknęła pod nosem Eliza. – Muszę się ogarnąć.

– Na spokojnie, laska. A zresztą jebać te święta, pojedziesz tam potem do Wiktora, schlejecie się w trzy dupy i się oderwiesz. 

– No też prawda, ale wiesz, że tu nie chodzi o jakieś święta. Matko jedyna, co ja ze sobą odpierdalam...

Usiadła na ławce, głowę odchylając do tyłu i opierając ją o ścianę. Powoli schodzącą z niej wściekłość zastępowało zażenowanie nieadekwatnymi do sytuacji reakcjami. Wiele nakładających się na siebie czynników takich jak chroniczny stres, zastępowanie snu kofeiną i głęboko duszone emocje związane z przeróżnymi sytuacjami sprawiały, że dziewczyna była jak tykająca bomba. Nerwowa, rozchwiana i momentami nieprzewidywalna.

Nadia usiadła obok, spoglądając na Elizę ze współczuciem i objęła ją ramieniem, na co ona przewróciła oczami. W rzeczywistości jednak doceniała wsparcie okazane przez przyjaciółkę. 

– Chuj z tym wszystkim – skwitowała Piasecka.

– No chuj – potwierdziła brunetka.

Gdy zadzwonił dzwonek, dziewczyny rozeszły się po klasach. Eliza jak zwykle bez pośpiechu, spóźniona weszła do pomieszczenia, w którym trwała lekcja historii. Przyzwyczajony nauczyciel nawet nie zwrócił na to większej uwagi.

Dziewczyna próbowała skupić się na lekcji, ale myśli uciekały jej w zupełnie inne strony. Raz były przy kłótni z matką, raz przy wszelkich zmartwieniach związanych ze szkołą i zaliczeniami, a jeszcze innym razem tradycyjnie przy Markowskiej. Aktualnie roztrząsała rozmowę w autobusie z poprzedniego dnia i planowała co powiedzieć następnym razem. Miała zajęcie na całą lekcję, gdyż wszystkich możliwych scenariuszy do przeanalizowania był ogrom.

– Kogo by tu przepytać... – zastanowił się historyk, co wyrwało Elizę z zamyślenia i wprawiło w stan podwyższonej czujności.

Nie mnie, kurwa, nie mnie.

– No to do tablicy poprosimy panią Piasecką – zdecydował się wreszcie nauczyciel.

No, typowo. Stary chuj.

Niechętnie wstała z miejsca i ociężałym krokiem przeszła przez całą klasę, od ostatniej ławki aż do tablicy, ignorując wyczekujące spojrzenie podstarzałego, grubszego mężczyzny posiadającego specyficzną manierę w głosie.

– Proszę zaznaczyć na osi czasu następujące wydarzenia w kolejności chronologicznej i zapisać ich daty – wydał polecenie, po czym podyktował jej kilka nazw bitew.

Żebym ja jeszcze pamiętała jakieś daty.

Z nastawieniem jakoś to będzie podniosła kredę, lecz przez uraz nadgarstka po próbie napisania czegokolwiek, upuściła ją na podłogę, gdzie ta roztrzaskała się na małe kawałki niczym jej wiara we własny rozsądek po kilku kieliszkach.

– Kurwa mać – odruchowo syknęła z bólu.

Facet spojrzał na nią z politowaniem.

– Ech, Piasecka... – westchnął zrezygnowany. – Weź ty może idź do pielęgniarki, co?

– Dobra... – odparła równie umęczona. – A wy co, nie możecie oderwać ode mnie wzroku? – zwróciła się do klasy bez krzty emocji, która wydawała się zreflektować pod wpływem jej z lekka przerażającego spojrzenia.

Przechodząc obok sali o numerze 215, uśmiechnęła się pod nosem. Zażenowana i poirytowana, że znów pokazała się przed klasą jako ta wiecznie uszkodzona, zapukała zdrową ręką do gabinetu pielęgniarki.

– Wejść – usłyszała.

Krótko zwięźle i na temat. Tak więc weszła, zastając w gabinecie kobietę, która z ewidentnym brakiem poczucia sensu patrzyła w komputer, grając w jakąś windowsową karciankę na zabicie czasu. Jakiekolwiek pozory interesowania się swoją pracą nowozatrudniona wzbudzała na początku roku szkolnego, tak teraz nawet nie próbowała kryć swojej obojętności. Uniosła brwi, spoglądając na dziewczynę.

– O, Piasecka – rzuciła z ironią, tak jakby prędzej czy później spodziewała się jej u siebie.

– A no ja – odparła ona w ten sam sposób.

– Co tym razem?

– Ręka.

– Co z tą ręką?

– Nie wiem. Wkurwia.

– Aha – odparła niska brunetka, będąca widocznie zadowolona z takiej odpowiedzi, pasującej do jej sposobu komunikacji. Równie bez zbędnych ceregieli. – Siadaj, zobaczę.

Dziewczyna usiadła na kozetce, a pielęgniarka zaczęła oglądać jej nadgarstek. 

– Skręcona – stwierdziła bez krzty emocji.

I za to właśnie Eliza lubiła tę kobietę. Prawdziwy człowiek-kamień. Unikała nieprowadzącego do niczego dociekania i wdawania się w zbędne dyskusje pełne równie bezsensownego przeżywania.

– Jak to się stało? – zapytała od niechcenia.

– Ze schodów się zjebałam.

– Aha. Kiedy?

– Rano. Na klatce.

Pielęgniarka wyjęła z białej szafki jakąś maść i bandaże. 

– I cały dzień tak łazisz?

– A no łażę.

– Jak kto woli. Teraz posmaruję ci to i unieruchomię, ale idź najlepiej do lekarza, czy coś.

Eliza przytaknęła, czekając, aż ta skończy opatrywać jej nadgarstek. I tak nigdzie nie zamierzała z tym iść, stwierdzając, że na takie rzeczy szkoda zachodu. Na lekcję wróciła dopiero pod koniec, tłumacząc się, że do higienistki była kolejka, chociaż tak naprawdę przez resztę lekcji była zajęta paleniem papierosów w szkolnej toalecie. Do klasy weszła tylko po to, by niezauważona zabrać swoje rzeczy i wyjść. Potem tradycyjnie poszła do Nadii.

– Ty, ale mnie rozkmina w kiblu złapała – zaczęła.

– No dawaj. A co już wkurw zszedł?

– A weź, szkoda gadać, próbuję się od tego oderwać. No ale co do tematu, ja muszę się uwinąć, żeby wsiąść do tego autobusu przed wiadomo kim. Zobaczę, czy sama zainicjuje rozmowę. Wiem, że nie gadała ze mną z grzeczności, bo takie formalności to ona raczej ma głęboko w dupie, ale tak mnie cholernie ciekawi, czy usiądzie obok sama z siebie, czy to po prostu ja latam za nią jak jebnięta.

– Ty, to jest dobre. A co jak nie usiądzie?

– To chuj, a co ma być.

– Nie no, w zasadzie cholera ją wie tak naprawdę. Zobacz, będzie ciekawie.

Po lekcjach Eliza zrobiła tak, jak powiedziała. Stres był diametralnie mniejszy w porównaniu do tego, co działo się w jej głowie poprzedniego dnia, tylko że tym razem sytuacja nie wiązała się z żadnym ryzykiem. Mimo wszystko wciąż czuła to ciężkie do scharakteryzowania coś rozlewające się po całym ciele z wyraźnie odczuwalnym centrum w klatce piersiowej. Tradycyjnie nie mogła ustać w miejscu, a więc krążyła po przystanku, zwracając na siebie uwagę jakimś cudem jeszcze nieprzyzwyczajonych do tego osób.

Autobus nadjechał. Szybkim krokiem szła w kierunku szklanych drzwi, by tylko uprzedzić Markowską, nie wyglądając przy tym podejrzanie. Ta jednak w żadnym stopniu nie ułatwiała rudej zadania, jak zawsze próbując wejść do pojazdu przed resztą ludzi.  

Nie spierdol tego, błagam cię.

W pewnym momencie kobieta jednak zwolniła krok i zdawałoby się, że naumyślnie poszła kawałek za Elizą, która w autobusie usiadła możliwie najdalej od innych, czekając na rozwój sytuacji. Jej tętno znów oszalało, a myśli jak zawsze zaczęły prowadzić ze sobą pozbawione sensu dialogi. 

– Boże, nareszcie niedługo wolne – usłyszała.

Mamy to.

Uśmiechnęła się do siadającej na miejscu obok nauczycielki. Nawet zdziwiła się tym, jak naturalny to wszystko posiadało przebieg.

– A no. Dwa tygodnie z hakiem, a potem spokój na kolejne dwa.

– Zgadzam się, szybko zleci. W ogóle czas ostatnio szybko leci.

– No strasznie, nie idzie nadążyć. A ten rok szkolny to już szczególnie, dopiero był wrzesień, a tu już praktycznie za chwilę mamy styczeń.

Elizę nieco bawił, a jednocześnie satysfakcjonował fakt, że Markowska zaczęła rozmowę w najbardziej oczywisty sposób, jaki tylko istnieje – temat pokroju pogody, dzisiejszego dnia, czy tego, że czas szybko leci. To pokazywało jej, że drugiej stronie również w pewien sposób zależało na tym kontakcie.

Czyli ewidentnie chce ze mną gadać.

– Weź nic nawet nie mów. W ogóle mam wrażenie, że z tym rokiem jest coś dziwnego.

– Przeczucia? – dopytywała ruda.

– Nie wiem, może. Coś takiego – odparła Aurelia, z nieznanych powodów nagle wydając się nieco zmieszana.

– Chyba rozumiem. Też mam takie wrażenie.

U mnie to już nawet nie tylko wrażenie. A zwłaszcza od momentu, w którym przyszłaś na to cholerne zastępstwo.

– No widzisz, właśnie. Ale cóż, czas pokaże, co tak naprawdę ma tu miejsce.

I to zdanie na dobre wryło się Elizie w pamięć. Zauważyła również to, jak ni z tego, ni z owego mówiła rzeczy pozornie na temat rozmowy, ale jednak trochę wyrwane z kontekstu. I choć dawno już odkryła u niej taką tendencję, teraz tylko jej obserwacje się potwierdzały. Nawet jeśli wcześniej była przekonana, że zwyczajnie dopowiadała sobie zbyt wiele.

– A co ci z ręką? – zwróciła nagle uwagę na zabandażowany nadgarstek uczennicy, by szybko nakierować rozmowę na mniej skłaniające do myślenia o różnych kwestiach tematy.

Serio?

– Ze schodów się wypierdzieliłam.

Aurelia spojrzała na rudowłosą, tak jakby próbowała dokonać jakiejś analizy, dopatrzyć się najmniejszego, zdradzającego szczegółu w jej zachowaniu, gestykulacji, czy mimice. Ta jednak przywykła już do jej przenikliwego wzroku i nie krępowała się patrzeć tej kobiecie prosto w oczy, maskując przy tym każdy niewygodny detal. W tego typu umysłowych gierkach szło jej nadzwyczaj dobrze. Zdołała zachować zimną krew, lecz niewielki dystans fizyczny i ilość myśli z pewnością jej w tym nie pomagały.

– No okej – skwitowała, nieco sfrustrowana, że najwyraźniej przeceniła swoje zdolności obserwacji, jednak wciąż nieprzekonana.

– No co? – drążyła dalej Eliza, widząc niepewność w swojej rozmówczyni.

– Nic, nic – poddała się tamta. 

– Okej. – Wzruszyła ramionami. 

Po tej krótkiej, dziwnej, a jednocześnie niezręcznej wymianie zdań zapadła cisza, którą obydwie chciały desperacko przerwać, nawet jeśli nie pokazywały tego po sobie. Patrzyły w losowe punkty na suficie, za szybą, czy jeszcze gdzieś indziej.

– Ale mało ludzi – rzuciła Eliza, kątem oka spoglądając na Aurelię.

Ich dialog był z pozoru zwyczajny, albowiem takich właśnie kwestii dotyczył – zwyczajnych. Więcej jednak działo się poza tym, co zostawało wypowiadane. Czujne spojrzenia, nieustanne analizowanie siebie nawzajem, a wszystko po to, by zdobyć pewność, jak sytuację widziała druga strona i jak daleko można było się na tym gruncie posunąć. Niekiedy to wszystko bardziej przypominało akcję wywiadowczą niż zwykłą, luźną rozmowę.

– Większość osób w twoim wieku zrobiła już prawo jazdy.

– Mogłabym być w tym momencie wredna i powiedzieć to samo, ale się powstrzymam.

Kurwa, chyba przegięłam.

Markowska jednak zaśmiała się, nie próbując nawet ciągnąć tej sztucznie wykreowanej sztywnej atmosfery.

– Dobra, gdybyś to nie była ty, to już dawno byłabyś u mnie przekreślona – skomentowała.

Gdybym to nie była ja. A więc cóż twoim zdaniem jest we mnie takiego wyjątkowego?

– Cóż, więc czuję się zaszczycona – rzekła, w teatralnym geście odrzucając włosy do tyłu.

Gdy znów odwróciła się w stronę Markowskiej i napotkała jej spojrzenie, przeszedł ją dreszcz. Coś jednak za wszelką cenę nie pozwalało jej tej chwili przerywać. Czuła się dziwnie, tak jakby częścią świadomości odpłynęła gdzieś razem z Aurelią, a jej odbieranie bodźców ze świata zewnętrznego było mocno ograniczone. Przysiąc mogła, że nigdy nie doświadczyła czegoś takiego.

Z transu wyciągnął ją dopiero dźwięk zamykających się drzwi odjeżdżającego z jej przystanku autobusu.

No żesz kurwa mać.

Aurelia również się o tym zorientowała, jak poparzona wręcz przesiadając się na przeciwne siedzenie, by przepuścić Elizę. Ta wstała i podeszła do drzwi, by wysiąść na następnym przystanku, lecz wciąż nie spuszczała wzroku z Markowskiej. Nigdy nie widziała jej tak zmieszanej. Nie odezwały się już do siebie, prawdopodobnie próbując dojść do tego, co właśnie się wydarzyło. A świadczyć o tym mogły te spojrzenia i uśmiechy, które posyłały sobie do końca drogi.

Continue Reading

You'll Also Like

7.8K 1.1K 10
Gdzie Lauren jest łowczynią nagród, a Camila ma być jej nową zdobyczą. Okładka Autorstwa : @Alex_Nico
571 53 16
Aria to miłośniczka sztuki i natury. Kobieta można by powiedzieć z idealnym życiem, która tak naprawdę ma wszystko. Dobra praca jako dyrektorka galer...
164K 5.6K 44
Zwykła opowieść miłosna. Jak skończą się zajęcia z pewną kobietą? Czy to, że jest jej korepetytorką może coś zmienić? "Otworzyłam drzwi od kawiarni...
1.3K 140 18
Retelling znanej nam wszystkim baśni "Piękna i Bestia", jednak tym razem nie ma księcia z zamku, a piękną Belle musi uratować siostra Gastona - Gabri...