7:21

By persecutoria

33.7K 2.3K 345

Nie podnoś wzroku, nie patrz na nią, jeszcze nie teraz ― mówiła jedna z natrętnych myśli. Zachowuj się normal... More

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42

Rozdział 14

789 48 11
By persecutoria

Po wydarzeniach pokroju tego sprzed dwóch dni Eliza zawsze czuła się dziwnie, wracając do szkoły. Niepewność, jak teraz będzie zachowywała się wobec niej Markowska, należąca do osób raczej średnio przewidywalnych, przeplatała się z lekkim stresem wiążącym się z codziennym widywaniem jej w autobusie. Pomimo wszelkich zaistniałych sytuacji, dziewczyna wciąż odczuwała za każdym razem tak samo silne emocje w tym krótkim, prostym i w ogóle niewykraczającym poza wszelkie normy momencie. To, w przeciwieństwie do wielu innych rzeczy, akurat w całej sytuacji się nie zmieniło.

Weź się nie wyjeb, ogarnij dupę. Jeszcze chwila, dobrze, bądź przez tę chwilę ogarnięta. Idzie dobrze, ja pierdolę, jej oczy... ogarnij się, idź, dobra, już zaraz.

– Dzień dobry – powiedziała, dokładnie tak jak każdego innego dnia, od ponad dwóch lat.

– Dzień dobry, Eliza – odparła tamta, uśmiechając się.

Ruda usiadła, oparła się o szybę i wróciła do swojej pełnej analiz głowy.

Użyła mojego imienia, spojrzała się tak jakoś inaczej, a może mi się wydaje, chuj wie. Patrzyła się już, jak wchodziłam. O chuj. A mowa ciała? Kurwa, nie pamiętam. Lecz się, Piasecka, jesteś pierdolnięta, lecz się, ogarnij się. Dobra, ale jest dobrze, zajebiście jest, tak. Spokój, opanowanie.

Pokonując odcinek drogi prowadzący z przystanku do budynku szkoły, doszła do wniosku, że bez tego codziennego, porannego przerycia sobie głowy na dobry początek dnia, byłoby po prostu nudno.

– Ja pierdolę, ale mi serce nakurwia – zaczęła, gdy tylko zobaczyła się na korytarzu z Nadią.

– Coś nowego? – zaciekawiła się brunetka.

Poszły w stronę łazienek, jak zawsze rozglądając się na każdym kroku. Dobrze zdawały sobie sprawę, że rozmawianie na ten temat w szkole było nierozsądne i kiedy to robiły, musiały się mocno pilnować. 

– A gdzie tam, to co zwykle. – Machnęła ręką w odpowiedzi na to pytanie. – Piętnaście minut jazdy w napięciu i posyłania sobie dziwnych spojrzeń z przyczajki.

– Naprawdę nie gadałyście ani nic? – zdziwiła się.

– No coś ty.

– No co ja, co kurwa ja – prychnęła. – Weź ty w końcu do niej zagadaj w tym autobusie.

– Ta, a potem taki Błachowiak, czy inny mądry przylezie do mnie z pierdoleniem, że ona się w stosunku do mnie jakoś inaczej zachowuje – odparła, przedtem razem z Nadią dokładnie sprawdzając, czy nikogo nie było w kabinach.

– A od kiedy cię pierdolenie tych debili w ogóle obchodzi? – drążyła temat Przybysz wciąż bez krzty litości, wyjmując z plecaka kosmetyczkę i stając przed lustrem.

– Czuję się z tym niekomfortowo, a plotki w tej szkole rozchodzą się jak pojebane.

– Pierdolisz, laska... – zaczęła przemawiać przyjaciółce do rozumu, lecz urwała swoją wypowiedź już na początku, gdy usłyszała głośne kroki dobiegające z zewnątrz.

Sama nawet nie pomyślała, by próbować rozpoznać, do kogo one należały, lecz do natychmiastowego zorientowania się o tym wystarczyło spojrzenie na rudowłosą i jej reakcję. Ta akurat znała ów dźwięk aż za dobrze i nie pomyliłaby tych kroków z niczyimi innymi. W panice tak jakby przyłapana na gorącym uczynku próbowała znaleźć jakiś normalny temat w odmętach swojego umysłu, aby tylko nie wzbudzać wątpliwości swoim zachowaniem, co oczywiście przyniosło efekt odwrotny od zamierzonego.

Dziewczyny odruchowo odwróciły się w stronę drzwi, dostrzegając w nich Aurelię Markowską, już na wejściu posyłającą im dziwne, jak i zdezorientowane spojrzenie. 

Szlag by to.

Eliza zaklęła cicho w myślach, po czym jak najszybciej wbiła wzrok w lustro, udając bardzo skupioną na nieistniejącym mankamencie w swoim makijażu.

– Podejrzanie wyglądacie – rzuciła półżartem kobieta, mijając uczennice.

Ruda z zakłopotaniem zaśmiała się w odpowiedzi, wzruszając ramionami, podczas gdy jej przyjaciółka stała obok, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Gdy nauczycielka weszła do jednej z kabin, obydwie spojrzały na siebie porozumiewawczo. Cudem powstrzymywały się od śmiechu. 

– Wracając... – rzekła Eliza, podczas gdy Nadia pakowała swoje kosmetyki, by tylko jak najszybciej opuścić pomieszczenie. – To jest to, o czym gadałyśmy ostatnio – grała na zwłokę.

Wybita z rytmu mówiła cokolwiek, co miało neutralny wydźwięk.

– Z tą fizyką? – podłapała tamta.

– Ta. Dwa razy trudniejszy materiał, ale jak się pisze rozszerzenie to jeden pies. A nie chce mi się jak cholera.

Podczas tego całkowicie wyrwanego z kontekstu dialogu, nie mogły przestać posyłać sobie głupawych, rozbawionych spojrzeń. 

– A weź, strasznie cisną przed świętami.

Możliwie szybko wyszły z łazienki, śmiechem przerywając swój kiepskiej jakości teatrzyk.

– Ciekawe, ile słyszała – mruknęła Nadia.

– Kurwa, weź mnie nie schizuj.

– Ale jakaś taka w dobrym humorze się wydawała.

– To zajebiście, bo mam pierwszy angielski.

– Weź skorzystaj, że dziś nie morduje wzrokiem każdego, kogo napotka i zagadaj do niej w tym autobusie, jak będziecie wracać – zasugerowała ponownie.

– A może to faktycznie dobry pomysł... – zastanowiła się Eliza. – W sumie, jak coś pójdzie źle to i tak jebać, bo wypierdalamy na drugi koniec świata.

– No widzisz. Nie masz nic do stracenia.

Niczym dziwnym nie było to, że Eliza już na wejściu do klasy została zmierzona wymownym wzrokiem przez wiadomą osobę. Odpowiedziała jej na to tym samym, po czym usiadła w pierwszej ławce. Już nawet nie próbowała domyślić się, o co chodziło Aurelii. Nie stresowała się już aż tak bardzo w jej towarzystwie, jednak dalej umysł narzucał jej ciału dziwne sensacje pokroju kołatania serca i niemożności ustania w miejscu.

No to zaczynamy zabawę...

Podczas gdy w klasie toczyła się dyskusja na temat tego, które zadania mogły potencjalnie pojawić się w maju na maturze, Eliza tradycyjnie odpływała w swój świat. 

– Nie wiecie, co dokładnie będzie na egzaminie, dlatego warto przygotować się na każdą okazję. Takie rzeczy powinny być dla was oczywiste – skwitowała Markowska, której widocznie nie chciało się już ciągnąć tej wielokrotnie przerobionej kwestii. – No, chyba że panna Piasecka nam to wyczyta w gwiazdach – dodała po chwili, spoglądając na Elizę prowokująco.

Ta uśmiechnęła się pod nosem, nie zamierzając dać się tak łatwo onieśmielić. Z tyłu klasy można było usłyszeć stłumiony chichot, jednak znaczna część obecnych raczej zamilkła w przygotowaniu na jej odpowiedź, wiedząc, że z pewnością takowa nastąpi.

– Tak właściwie to podsunęła mi pani dobry pomysł. – Wzruszyła ramionami.

– No tak... – westchnęła teatralnie i przewróciła oczami, ukrywając cień uśmiechu, który próbował przebić się przez jej kamienną maskę.

***

Po całym dniu szkolnym Eliza spotkała się z Nadią przy szatni. Czuła narastający stres z powodu czekającej ją drogi powrotnej do domu. Nawet jeśli już nie raz rozmawiały wcześniej, denerwowała się perspektywą zainicjowania kontaktu z Markowską w sposób otwarty, bez żadnego pretekstu i w sytuacji niewynikającej z przypadku.

– Idziesz na peta? – zapytała brunetka, tak jakby czytając jej w myślach.

– Jasne.

Stanęły za szkołą, opierając się o szarą, betonową ścianę. Elizie wieczność zajęło odpalenie papierosa przez wiatr i trzęsące się dłonie, niemogące nawet spokojnie utrzymać zapalniczki. 

– Ja pierdolę, nawet nie wiesz, jak się stresuję – zaczęła. – Miałam już z nią mocniejsze akcje, niż zwykłe rozmawianie w autobusie, no choćby kurwa w sobotę, ale i tak nie mogę się ogarnąć. Nosi mnie kurwa.

– No właśnie, nie ma co się spinać i robić z igły widły – próbowała ją uspokoić Nadia.

– Niby racja, odpierdala mi już. Ale nawet nie wiem jak mam zacząć, chyba pójdę na żywioł i będę liczyła na cud – roztrząsała Eliza.

Nerwowo chodziła w tę i we w tę, plącząc się w swoich czarnych scenariuszach kompletnie pozbawionych podstaw i sensu.

– A może podpytaj ją o znak zodiaku, o ile jeszcze tego nie zrobiłaś.

Eliza parsknęła śmiechem i spojrzała na przyjaciółkę z politowaniem.

– Co ty w tym momencie pierdolisz?

– Wiem, to brzmi głupio, ale mówię serio. Jak na to, o czym zazwyczaj gadacie, to jest całkiem w porządku początek rozmowy. Zapewne się trochę pośmiejecie, a potem zejdziecie na jakieś normalne tematy – wyjaśniła.

Rudowłosa na moment wbiła wzrok w bliżej nieokreślony punkt znajdujący się na kawałku porośniętego mchem popękanego chodnika.

– A chuj, niech wie, że jestem pierdolnięta – prychnęła, po czym wyrzuciła niedopałek na ziemię, przydeptując go swoim przetartym glanem.

– Myślę, że już zdążyła zauważyć – rzuciła Nadia, robiąc to samo.

– W sumie.

Zaśmiały się i poszły w kierunku przystanku autobusowego. Przez chwilę stres odpuścił Elizie, by powrócić do niej ze zdwojoną siłą, gdy tylko w oddali ujrzała Markowską, która stała zamyślona i jak zwykle maksymalnie oddalona od całej reszty społeczeństwa. Nie wyglądała na osobę skorą do rozmowy, lecz ruda dobrze wiedziała, że to tylko pozory, albowiem zdążyła ją już w jakimś stopniu poznać.

– Kurwa, laska, oddychaj – rzuciła brunetka do przyjaciółki, po której zdenerwowanie widać było gołym okiem.

– Weź, nawet nie potrafię scharakteryzować tego, co się odpierdala z moim ciałem w tym momencie. Chyba za bardzo dramatyzuję.

– No bo dramatyzujesz. Dobrze jest – podnosiła ją na duchu. – A teraz muszę biec na mój autobus, bo następny mam za dwie godziny. Dasz radę.

– Dobra, dzięki stara. Biegnij.

No to jesteśmy sami, co?

Eliza zaśmiała się pod nosem z tego, że jej natrętne myśli wydawały się przeistaczać w oddzielną świadomość.

Moje zaburzenia zaczynają mieć swoje własne, tego kurwa jeszcze nie było.

Odgoniła od siebie cały ten bezsens, jakim sama tylko nakręcała w sobie zdenerwowanie, jednak gdy autobus podjechał, ciężko było jej się w ogóle poruszyć. Weszła do pojazdu, siadając tam, gdzie zwykle i przeklinając siebie samą w myślach, że nie odważyła się od razu usiąść obok Markowskiej, by mieć ten pierwszy krok jak najszybciej za sobą.

Czas mijał nieubłaganie szybko. Jechała tak przez dobre dziesięć minut, tocząc walkę ze swoim ciałem, które dosłownie odmawiało jej posłuszeństwa. Tym razem, tak dla odmiany, jej myśli nie wykrzykiwały tradycyjnej mantry ogarnij się, słowa te zastąpiło proste wyrażenie rusz dupę. Nie było to jednak wcale łatwe, kiedy ten osobliwy rodzaj sparaliżowania w sposób wręcz katowski krępował całe ciało dziewczyny, a bijące z niewyobrażalną szybkością serce wydawało się rozrywać jej klatkę piersiową.

Kurwa, Eliza, ale pizda jesteś. Dobra. Wstaję, podchodzę i zaczynam mówić, no kurwa żadna filozofia. Chuj no, filozofii w tym nie ma, a jednak wstać to za chuja nie mogę.

Już prawie się przełamała, podniosła się i już było blisko, jednak w ostatniej chwili coś dosłownie wbiło ją z powrotem w siedzenie. Udała więc, że poprawia kurtkę, spodnie, cokolwiek, by nie zdradzać po sobie, że bardziej niż zwykle traciła kontakt z rzeczywistością. Aż Markowska przelotnie spojrzała w jej stronę, tak jakby wiedziała, że ta coś kombinuje.

No przecież z nią już kurwa gadałaś, byłaś u niej, kurwa. Wstań. Wstań, kurwa, wstań.

I nareszcie, zrobiła to. Na moment uciszyła wszelkie upierdliwe głosy w swojej głowie i zdecydowanym ruchem, niemal siłą wyrywając się ze skrępowania, jakie narzucił na jej ciało jej własny mózg, wstała. 

Teraz już kurwa nie ma odwrotu.

Każdy postawiony krok był cholernie ciężkim przedsięwzięciem, lecz nie było nawet mowy o poddaniu się. Wredne myśli Elizy na moment przestały wrzeszczeć, za to cicho naśmiewały się z dziewczyny, że tak mocno stresuje się ona tak bardzo prozaiczną sytuacją. Nie miała jednak czasu na zajmowanie się nimi, na bieżąco planując każde swoje posunięcie.

I nagle czas stanął w miejscu, kiedy stanęła obok siedzenia zajętego przez Markowską. 

– Wolne? – spytała, uśmiechając się nieśmiało.

Czuła, że gdyby zwlekała z tym jeszcze sekundę, słowa uwięzłyby jej w gardle i nici byłyby z tego wszystkiego. 

Taki brak pewności siebie nie był w jej stylu – jak chciała z kimś rozmawiać, to po prostu rozmawiała, bez zbędnej filozofii, nawet jeśli pierwszy raz na oczy widziała daną osobę. Tu jednak cieszyła się co najwyżej z tego, że nie wyszła na aż tak przestraszoną. 

– Pewnie, siadaj. 

Eliza zajęła miejsce obok Aurelii, w ciągu ułamka sekundy zdążywszy dokładnie przeanalizować każdy szczegół na jej twarzy. W duchu modliła się, by jej genialny, jak i nieprzemyślany plan nie zniszczył jej w oczach Markowskiej.

– Może to będzie dziwne pytanie – zaczęła – ale nurtuje mnie to, jaki pani ma znak zodiaku.

Nie no, kurwa, głupio to brzmiało. Zabijcie mnie, proszę.

– Waga. Normalnie zdziwiłby mnie fakt, że ktoś o to pyta, ale w twoim przypadku dziwię się, że zapytałaś dopiero teraz – rzuciła, w ogóle niezaskoczona. – A ty?

Pierwsze lody przełamane, jakimś cudem poszło dobrze, a nawet lepiej, niż można było się tego spodziewać.

– Też waga.

– A z jakiego dnia? – zadała pytanie, orientując się, że za chwilę zapadnie sabotująca ich każdą rozmowę cisza.

– Szósty października, a pani?

– Ja dwudziesty siódmy września. Słyszałam, że miesiąc urodzenia ma znaczenie przy danym znaku. Nie mam pojęcia, o co w tym chodzi – zaśmiała się.

Starożytne zabobony.

– Tak, podobno są jakieś różnice – odparła zakłopotana, a jednocześnie zdumiona Eliza, że to wszystko się udało.

Normalnie mówiłaby dalej, znalazła jakiś ciekawy temat do pociągnięcia dialogu, może dowiedziała się czegoś nowego na temat Aurelii, lecz jak na złość, w takich sytuacjach jej wygadanie trafiał szlag. Tak więc ostatecznie nie udało im się uchronić przed chwilą niezręcznego milczenia.

– I co, masz już jakieś uczelnie na oku? – Markowska przerwała ciszę, ku uciesze rudowłosej.

– A no mam. Planuję dostać się na Columbia University, ale jak to wyjdzie w praktyce, tego nie wiem.

– Wysoko mierzysz – skomentowała.

Nie pokazywała tego po sobie, ale była pod wrażeniem ambicji Elizy, choć dziewczyna imponowała jej nie tylko pod tym względem.

– Kto powiedział, że to źle? – spytała dość zaczepnym tonem.

Pewność siebie powoli do niej wracała.

– Absolutnie nikt. A Przybysz jedzie z tobą?

– Tak, ale na inny kierunek. Miałyśmy plan, żeby zamieszkać wspólnie gdzieś w okolicach uczelni, korzystając z tego, że możemy ubiegać się o stypendium.

– Wybacz, ale po niej się takich ambicji nie spodziewałam.

Eliza przewróciła oczami, jednocześnie dochodząc do wniosku, że bez uszczypliwości ze strony Markowskiej byłoby w sumie dziwnie.

– No cóż, a jednak.

– A kiedy chcecie jechać? 

– Myślę, że gdzieś na początku sierpnia, tak żeby wcześniej pozałatwiać wszystkie sprawy, ogarnąć mieszkanie, zrobić jakieś rozeznanie po okolicy i studia zacząć na spokojnie. 

– Rozsądnie. Dobrze mieć to wszystko rozplanowane. A jak ci idzie nauka na testy językowe?

– Jakoś idzie. Dużo wszystkiego, ale jestem dobrej myśli. A jak się nie wyrobię, to zawsze mam noce. – Wzruszyła ramionami.

– I będziesz mi znowu mdlała na lekcjach? – rzuciła żartobliwie ostrzegawczym tonem, nawiązując do sytuacji sprzed półtora miesiąca.

– Nic nie poradzę – odparła Eliza, czując lekkie zażenowanie w momencie przywołania w pamięci tamtego wydarzenia.

– Tak dużo myślisz i nie możesz spać, czy co?

Pytanie niby luźne, a jednak na tyle niespodziewane, by kompletnie wybić Elizę z rytmu. 

– A tak już mam po prostu – powiedziała nieco zmieszana. – Nocą myślę w dość nietypowy sposób.

– Ty to w ogóle jesteś nietypowa. Z jednej strony taka uduchowiona i kreatywna, a przy okazji wiecznie rozkojarzona, za to z drugiej wytrwała i skupiona na celu.

– Dziękuję... – odrzekła, teraz już całkowicie zakłopotana, kompletnie nie spodziewając się tych słów ze strony nauczycielki.

Nie rozumiała skąd u Markowskiej nagle taka wylewność. Cudem było, gdy nie potraktowała kogoś oschle, czy odpuściła sobie złośliwość w swojej wypowiedzi. Takie złożone komplementy nie były po prostu w jej stylu.

Rudowłosa w pewnym momencie sama się zdziwiła, jak luźno czuła się w towarzystwie tej kobiety, a zwłaszcza po tym, jak bardzo stresowała się na początku. Jedyne co Elizie w tym wszystkim przeszkadzało to mała otwartość z jej strony, gdyż cholernie chciała się czegoś o niej dowiedzieć, a nie była pewna jak bardzo i o co może ją w ogóle spytać.

Rozmawiały jeszcze przez chwilę na zwykłe, raczej codzienne tematy. O dziwo, gdy następowała niezręczna cisza (a nie działo się to często), to Markowska była osobą, która ją przerywała. Zazwyczaj wygadana Eliza w tym przypadku znów miała w głowie pustkę. Im bardziej próbowała zrobić użytek z nadmiernej ilości swoich myśli i zaprząc je do faktycznie pomocnej roboty, tym mniej te chciały współpracować – sytuacja standard.

– Do zobaczenia – rzuciła Markowska, gdy ruda wysiadała już na swoim przystanku.

– Do widzenia – odparła, wychodząc z pojazdu na miękkich nogach.



―――――――――――――――――

Jako ciekawostkę dodam, że jedno zdarzenie w tym rozdziale jest z życia wzięte. Możecie się śmiać, ale kiedyś podeszłam do nauczycielki z mojej szkoły, którą akurat spotkałam w autobusie i spytałam o jej znak zodiaku xD Nie będę zagłębiać się w przyczyny, dlaczego to zrobiłam, ale skończyło się tak, że do końca drogi gadałam z nią na temat astrologii i jakichś ziółek, bo okazała się spoko i że w ogóle siedziała w tych tematach xD Również pytała mnie o dzień urodzenia i do dziś zastanawiam się po jakiego grzyba xD


Continue Reading

You'll Also Like

201K 5.1K 46
Aurora Freeman, obiecująca lekkoatletka, za sprawą stypendium zyskuje możliwość wkroczenia w mury nowego liceum. Z pozoru całkiem normalna sprawa, je...
9K 1.3K 9
Pomyśl o tym. Korekta : @LonelyPsychosis
14.5K 987 37
W szkole Lena Luthor nie jest zbyt lubiana przez swoje nazwisko. Jest bardoz mądra i ma bogatą rodzinę. Przez kłótnie z Liliam chodzi do publicznej s...
21.3K 1.2K 19
Hazel Collins-Frost to 24 letnia studentka akademii sztuk pięknych i duma swoich matek, Zoe i Ray. Nadchodzi czas podjęcia decyzji o dalszej przyszło...