7:21

By persecutoria

33.8K 2.3K 345

Nie podnoś wzroku, nie patrz na nią, jeszcze nie teraz ― mówiła jedna z natrętnych myśli. Zachowuj się normal... More

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42

Rozdział 13

851 48 6
By persecutoria

Na drugi dzień po wieczorze opatrzonym niezwykłym dla amatora astronomii zjawiskiem Aurelia Markowska przebudziła się niemal w samo południe. Nocą ciężko było jej zmrużyć oko. Po dwunastej, zamiast jak każdej niedzieli zajmować się czymś produktywnym, stała w kuchni z kubkiem kawy, który najchętniej zamieniłaby na kolejną butelkę wina, mogącą pomóc jej wchłonąć dylematy ciężkie do przetrawienia. Patrzyła w okno, z którego miała doskonały widok na miejsce, w którym wczoraj znów natknęła się na Elizę.

Nie wiem, czy mogę zrzucić to na ten cholerny księżyc, czy na to, że z wiekiem paradoksalnie coraz bardziej tracę rozum, ale to, jak dziwnie czuję się w obecności tej dziewczyny, nie mieści mi się w głowie.

Myśli nieznośnie wdzierały się w chcący pozostać spokojnym umysł kobiety, której niepotrzebne było zajmowanie się takimi niedorzecznościami. A jednak nie mogła ona przestać wspominać rozmów na nietypowe, ezoteryczne tematy z rudowłosą. I nie widziałaby w tym nic takiego dziwnego, gdyby owa rudowłosa nie była jej o dwadzieścia lat młodszą uczennicą, z którą związane dylematy w ostatnim czasie niepokojąco często zdarzało jej się roztrząsać.

Fotograficzna pamięć pozwalała jej na odtwarzanie w kółko każdego szczegółu tego spotkania z cholerną dokładnością. Zdenerwowanie wymalowane na jej twarzy, zaangażowanie, z jakim potrafiła opowiadać o planetach, czy to w kontekście czysto naukowym, czy zagłębiając się w mistycyzm. Najbardziej jednak zapadł jej w pamięć moment, w którym trzymała ją w ramionach. Zwykły, losowy gest, a myśląc o tym, uśmiechała się jak zakochana gimnazjalistka, aczkolwiek wciąż mając z tyłu głowy lekkie zażenowanie tym faktem.

Jeśli kiedyś ktoś powiedziałby mi, że tak skończę, zasugerowałabym mu zaprzestanie ośmieszania się.

Westchnęła ciężko i pokręciła głową. 

– Twoja pani ma nie po kolei w głowie – zwróciła się do czarno-białego kota, który wskoczył na blat, ocierając się o jej ciało.

Doprawdy, jedyne stworzenie, na które, oczywiście poza swoim synem, patrzyła z taką czułością. Pogładziła go po głowie, ciągnąc swój monolog. Przynajmniej teraz mogła mówić na głos, nie czując się, jakby już kompletnie postradała zmysły.

– A może ona faktycznie jest jakąś czarownicą, co? Może ciągnie mnie do niej przez jakieś energie, planety, czy inne rzeczy, o których tyle mówiła?

Zwierzę spojrzało na nią z pobłażaniem, tak jakby dokładnie rozumiało każde słowo swojej właścicielki.

– Boże, słyszysz ty, co ja mówię? – prychnęła z frustracją wskutek kompletnego braku pojęcia, co się z nią działo.

Nagle do Aurelii dobiegł dźwięk przekręcania klucza w zamku, co spowodowało nagły wzrost ciśnienia. Przez moment poczuła się, tak jakby była właśnie w trakcie robienia czegoś karalnego i zaraz miała zostać na tym przyłapana. Po chwili jednak oprzytomniała, zdając sobie sprawę z faktu, że czytanie w myślach nie było przecież możliwe.

Choć Eliza sprawia wrażenie do tego zdolnej.

– Cześć, mama. 

Tomek, wróciwszy z nocowania u kolegi, wszedł do kuchni zupełnie nieświadom tego, jakiego pokroju dylematy chwilę wcześniej były tu uzewnętrzniane.

– Cześć, cześć – odparła ona jak gdyby nigdy nic, w duchu modląc się, by jej zachowanie nie budziło podejrzeń u syna. – Jak było u Krystiana?

– Spoko, głównie oglądaliśmy księżyc i graliśmy. Głodny jestem jak wilk – odparł, otwierając lodówkę. – Nic nie ma? – zdziwił się, widząc same resztki.

Wzmianka o księżycu ponownie wzbudziła u Markowskiej silne emocje.

– Zapomniałam zrobić zakupów – zmieszała się. – Możesz po nie pójść? Albo wiesz co, nie. Pójdę sama. Muszę się przewietrzyć.

– Jest niedziela.

Choć miała do perfekcji opanowane utrzymywanie swojej maski, sytuacja, w której się znajdowała, kompletnie wybiła ją z rytmu. Inteligencja i spostrzegawczość jej syna, z których zawsze była dumna, tym razem nie działały na jej korzyść.

– A, faktycznie. Wybacz, jestem trochę dziś roztargniona. Możemy zaraz coś zamówić.

Nastolatek spojrzał na matkę, która krzątała się po kuchni i usilnie próbowała znaleźć cokolwiek do zrobienia, by tylko zająć sobie ręce.

– Znowu tata? – zapytał.

Oj, nie tym razem...

Kiedy sam podsunął jej gotową wersję wydarzeń, natychmiast wykorzystała okazję.

– Niby tak, jakoś mnie wzięło na przemyślenia... – westchnęła, spoglądając w okno.

– Zaczął chodzić na terapię. Chce się zmienić.

Kobieta gwałtownie odwróciła się i popatrzyła na syna zszokowana. Urodę odziedziczył bardziej po ojcu. Nie miał jej lodowatych niebieskich oczu ani rysów twarzy. Jedyne co było podobne to kolor włosów. Taki sam ciemny blond.

– Jak to? – spytała.

– Tym razem naprawdę. Miałem ci tego nie mówić, ale widzę, jak przeżywasz. Mnie też nie chciał za wiele powiedzieć, ale zapowiada się spoko. Chodzi tam od dwóch miesięcy i naprawdę się zmienił.

Rzecz, której najbardziej się bała odnośnie do swojego byłego małżeństwa, to powrót owego mężczyzny do jej życia. Jakiekolwiek resztki kontaktu z nim trzymała tylko i wyłącznie ze względu na dobro syna, którego nie chciała zostawiać bez ojca.

– Jestem zaskoczona – odparła. – No cóż, życzę mu jak najlepiej. 

– A będę mógł częściej się z nim widzieć?

– Pomyślimy – odparła. 

Nie zamierzała ufać tak szybko. Wiedziała, że pomimo tego, że Tomek dużo rozumiał, był niejako w swojego ojca wpatrzony i oczywistym wydawał jej się fakt, że będzie go bronił. Do tego miał gdzieś z tyłu nadzieję na powrót do siebie jego rodziców. Aurelia jednak nie dopuszczała do siebie takiej myśli i to nie tylko ze względu na nieciekawą przeszłość. Tak naprawdę nigdy nie marzyła ani o ślubie, ani o założeniu rodziny. Ułożyła sobie życie pod standardy panujące w społeczeństwie. Co prawda, nigdy nie pożałowała urodzenia syna i starała się być dla niego jak najlepszą matką, jednak męża nigdy nie potrafiła obdarzyć szczerą miłością, nawet zanim zaczął pić do nieprzytomności i się staczać.

Powód był prosty, od zawsze podobały jej się kobiety. Zdusiła to w sobie na tyle, że sama niemal przestała pamiętać o tym fakcie, uznając go jedynie za swoje odstające od normy fantazje z okresu nastoletniego. Wyparła to z siebie resztkami sił, lecz po latach najwidoczniej prawdziwa natura dała o sobie znać.

Tomek chciał ciągnąć ten temat, lecz odpuścił, spojrzawszy na matkę. Dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że na ten moment nic jej nie przekona, a ona sama nie ma głowy do takich kwestii. Podniósł z podłogi plecak i poszedł do swojego pokoju, zostawiając Aurelię z myślami, które tak desperacko pragnęła wreszcie poukładać. A najlepiej zdusić. Dokładnie tak, jak za każdym innym razem. Tyle że na ich zduszenie już było za późno.

Ponownie odwróciła się w stronę okna, obejmując spojrzeniem park i tę nieszczęsną ławkę.

Nie mam pojęcia, dokąd to prowadzi, bo jak na razie doprowadza mnie tylko do szaleństwa.

Tymczasem Eliza razem z Nadią i Wiktorem połączonym na wideoczacie siedziała w swoim pokoju, omawiając wydarzenia z poprzedniego dnia. Po tym, jak przez kilka godzin nie mogła skupić się na nauce, właśnie wskutek owych wydarzeń, zadzwoniła do przyjaciółki i powiedziała, żeby ta przyjechała do niej z winem. Brunetka nie zadawała zbędnych pytań, doskonale wiedząc, co jest na rzeczy.

– Nosz kurwa, ja spać to prawie nie spałam, po prostu tak dużo myślałam, że myślałam, że mi łeb wysiądzie... kurwa, zjebałam paznokcia – mówiła chaotycznie Eliza, odkładając na chwilę czarny lakier i szukając wśród bałaganu pilniczka.

Ciężko było znaleźć cokolwiek wśród porozrzucanych w każdym możliwym miejscu notatek, książek, ubrań i mnóstwa losowych rzeczy. W ostatnich dniach nierozgarnięcie rudowłosej popadało w skrajność.

– Pod dupą masz – rzuciła Nadia, popijając którąś z kolei lampkę wina.

– A no, rzeczywiście. No, ale mi się w bani to kurwa nie mieści – kontynuowała przeżywanie, próbując pozbyć się lakieru ze skórek, zanim ten zdążył zaschnąć. – Mam takie rozkminy po wczoraj, że masakra... ale z drugiej strony czuję się tak zajebiście, ja pierdolę. Coraz bardziej mam najebane w głowie, powiem wam.

– No nie dziwię się. Po takiej akcji też bym miała i to ostro. 

– Stara, ty mi teraz nie pierdol, że ty nie wiesz, o co tu chodzi – odezwał się Wiktor po drugiej stronie słuchawki. – Babka ewidentnie coś do ciebie ma, ale to już wiemy od dawna. Teraz trzeba myśleć, co dalej.

– Matura, studia, kariera, życie... – zaczęła wyliczać Eliza, przewracając oczami.

– ...a i tak kończysz ze swoim ulubionym towarzystwem, winem i ploteczkami – przerwała jej Nadia, dokańczając zdanie. – Nie ma co przed nami udawać porządnej.

– No ale co dalej, no co ma być, to będzie – odparła. – Nie wiem, z jednej strony pierdolca dostaję, jak tylko o niej myślę, ale z drugiej mam tyle do roboty, że nie chcę się zatracić w tym uczuciu – ponownie rozpoczęła roztrząsać swoje dylematy. – Wiecie, jak bardzo nie lubię, jak coś mi zaburza trzeźwość umysłu.

– Powiedziała ta, co chleje przy każdej możliwej okazji – rzucił Wiktor.

– Po pierwsze nie każdej, a po drugie to co innego. Jest różnica między przebalowaniem jednej nocy a lataniem z głową w chmurach przez chuj wie ile czasu. A no i z kim się zadajesz, takim się stajesz. Chleję, bo towarzystwo mnie stoczyło – odparła ruda, obrywając za to poduszką.

– Staczamy się wspólnie – skwitowała czarnowłosa.

– Co w rodzinie, to nie zginie. A co to ma do rzeczy? Nie wiem. No, ale wracając do tematu – ciągnął Wiktor – to myślę, że tu nie ma co planować. Płyń z prądem, wszystko dzieje się samo. Działaj, jak poczujesz, że to odpowiedni moment. Proste jak drut.

– W zasadzie to idzie tak naturalnie, że aż sama jestem zdziwiona – powiedziała Eliza, spoglądając na swoje paznokcie. – Dobra, nie jest tak krzywo – skomentowała. 

– No ładnie jest – przyznała Nadia. – Ale takie sytuacje w sumie nie są aż tak rzadkie. Ile razy była drama w mediach, że ktoś ze szkoły przespał się z nauczycielem?

– O czym wy pierdolicie... No ale co prawda, to prawda. Takie rzeczy się dzieją. – Wzruszyła ramionami. – Ile przypadków było w mediach, a o ilu nawet nie wiemy.

– Dokładnie. A tak w ogóle to pomówmy o powtórce Warszawy – zmienił temat szatyn.

– I kto tu chleje przy każdej możliwej okazji? – odgryzła się ruda.

– Pamiętaj o wspólnym staczaniu się – wtrąciła Nadia. – Słucham dalej kolegę.

Eliza parsknęła śmiechem.

– Otóż za trzy tygodnie przerwa świąteczna – kontynuował chłopak. – Przejechałbym się do stolycy... 

– To ustalone. A potem poprawka w sylwestra?

– Ależ oczywiście – zgodził się ochoczo – ale tym razem we Wrocławiu, mam nadzieję.

– Dwa razy mi powtarzać nie musisz. Ocipieję, jak przed końcem roku nie odwiedzę domu.

Eliza zwykła zwać domem miasto, z którego pochodziła, pomimo tego, że jej tamtejsze mieszkanie już dawno było sprzedane. Jednak nigdy nie pozwoliła bezlitosnemu upływowi czasu zrobić z siebie turystki w okolicy, którą znała na wylot i z którą była silnie związana.

– Kurwa, a ja spierdalam do Armenii – jęknęła Nadia. – Trzeba odwiedzić rodzinę raz na ruski rok. No i wracam dopiero jakoś w połowie stycznia. Zanudzę się tam na śmierć...

Nieco egzotyczna uroda dziewczyny wynikała z ormiańskiego pochodzenia jej matki, która urodziła się właśnie w tamtym kraju. Dlatego też zdarzało się, że ich rodzina wyjeżdżała tam obchodzić prawosławne święta, czy inne, ważne dla nich uroczystości. Ciekawym faktem na jej temat była również znajomość języka ormiańskiego w stopniu komunikatywnym.

– Kurwa, laska, jedziesz się opierdalać przez trzy tygodnie do ciepłych krajów i jeszcze pierdolisz – narzekał Wiktor.

– No bym się chętnie poopierdalała, ale znając życie, będę musiała latać za bandą bachorów, bo jak moje rodzeństwo i kuzynostwo się połączą, to jest konkretny rozpierdol. A kto zawsze musi tego pilnować? No zgadnijcie.

– Oj tam, dzieci czymś uśpisz, a potem idziesz w balety.

Podczas gdy pozostała dwójka zanosiła się śmiechem w najlepsze, rzucając coraz to ciekawsze żarty na temat alternatywnych sposobów radzenia sobie z dziećmi, Eliza na moment wyłączyła się, zawieszając wzrok na widoku za oknem. Choć nie mogła doczekać się czasu spędzonego z przyjaciółmi, jej myśli wciąż krążyły wokół tego samego tematu, który spędzał jej sens z powiek mniej więcej od połowy października.

Świeże wspomnienia, do tego jeszcze tak wyraźne, całkowicie zaprzątały jej umysł, nie dając przestrzeni zastanowieniom na inne tematy. Zamknęła oczy, pozwalając sobie na swobodny przepływ myśli, którym intensywności dodawał alkohol, samemu świadomością będąc gdzieś z boku tak jakby obserwator.

Nie mam pojęcia, dokąd to prowadzi, bo jak na razie doprowadza mnie tylko do szaleństwa. – mówił jeden z jej wewnętrznych głosów.

Continue Reading

You'll Also Like

90K 4.8K 200
Po reinkarnacji jako statystka (dodatek w powieści) z amnezją, przez przypadek uratowałam dziecko, ale w tej powieści to on był złoczyńcą... huh? Cza...
8.5K 338 19
~ Bo zawsze ktoś musi mieć trudniej. ~ 🎉 No. 1 in #jauregui 11.12.2020 🎉
9K 1.3K 9
Pomyśl o tym. Korekta : @LonelyPsychosis
4.2K 476 22
Kto by się spodziewał, że po śmierci mamy jeszcze jeden wybór? Fragmenty poezji (kursywa) - IG: lostinwrds Okładka Autorstwa: @Alex_Nico