MIASTO ✅

De Antonumb

9.6K 1.5K 3K

Miasto to strefa, gdzie obok siebie zmuszone są egzystować dwie rasy. Ludzie i ostrokostne toczą zaciekły kon... Mais

Prolog
Część 1
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 13.5
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Część 2
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44

Epilog

127 17 74
De Antonumb

Kennet

Apartament znów był okropnie cichy. Kurze zdążyły osiąść na meblach, a stos naczyń z każdym kolejnym talerzem wychylał się poza granicę zlewu. Kennet daremnie spodziewał się odczuć ulgę po przekroczeniu progu mieszkania, choć chyba powinien. Miał za sobą kolejne zlecenie zakończone sukcesem i niedługo miał otrzymać zapłatę. Może już dziś dostanie kopertę z kasą w środku.

Nie był w „domu". Gdziekolwiek by nie spędzał nocy, jakiegokolwiek mieszkania by nie wybrał, czuł się dziwnie. Blue opuściła już klinikę lekarki, jej pokój przez otwarte na rozszerz drzwi wydawał się nietknięty, jakby nigdy nie doczekał się właściciela.

Kennet obrócił w dłoni breloczek z kluczem, który czekał na niego pod wycieraczką. Blue nie pożegnała się, ale przecież zabójca nie śmiałby tego od niej wymagać. Natanel po dojściu do siebie na bank wyprowadzi się w ten sam sposób. Najpewniej już po kolejnym tygodniu Kennet znajdzie jego klucz pod drzwiami.

– Odżyjesz kiedyś jeszcze?

Arno wyszedł ze swojego pokoju z torbą na ramieniu. Choć szpieg też miał swoje sprawy do załatwienia, Kennet cieszył się, że chociaż on odezwie się do niego za jakiś czas.

– Powinieneś przyjść wtedy z Natem i pokazać Rebelii, jaki wspaniały jest ich obecny przywódca. Może dzięki temu Isabella...

– Nie wymawiaj przy mnie tego imienia.

– Szukasz winnego.

– Ona...

– Wiem, zabiła Yrene. Ty ścigasz swoje cele i jakoś do głowy ci nie przychodzi, że oni też mają bliskich. Yrene wiedziała, że tak skończy. Sama odeszła.

Kennet czuł się jak chłopiec karcony przez ojca za to, że wybił szybę sąsiadowi. Chyba powinien coś odpowiedzieć, ale pustka zdawała się roztaczać wokół niego widmową barierę.

– Zrozum, że nie mogłeś tego zatrzymać. Yrene nie odeszła, bo cię nie kochała. po prostu nie chciała, byś pewnego dnia obudził się przy trupie. Nina sama ci wtedy powiedziała, że ona umrze w ciągu kilku tygodni.

– Gdyby...

– Jej już nie ma – kontynuował Arno. – Jak na albinosa i tak długo cieszyła się życiem. Proszę cię tylko o jedno, Ken, nie zamieniaj się znów w maszynę do zabijania. Możesz nienawidzić Isy, ale to dzięki niej... ty sam przestałeś być martwy.

Kennet odruchowo spojrzał w kierunku swojego pokoju, gdzie co jakiś czas nadal znajdował rzeczy Isabelli: gumki do włosów, skarpetki, upchnięte przez nią papierki po słodyczach. Mieli wrócić ze slumsów razem, może uciec jak najdalej stąd, ale gdzie teraz znajdowała się była przywódczyni? Jak poradziła sobie po odejściu z Rebelii? To nie Yrene śniła się Kennetowi po nocach, a Isabella klęcząca na spróchniałej podłodze, zalana łzami, dygocząca z poczucia winy.

Arno miał rację, Yrene nie dało się uratować. Opuszczając bezpieczny apartament w tak opłakanym stanie, sprowadziła na siebie śmierć. To, że trafiła na Isabellę... Los w ten sposób po raz kolejny zakpił z Kenneta.

– Nie możesz do końca życia grać roli czarnej owcy. Pakuj się i idź odnaleźć Isabellę.

W pewien sposób ostatnie słowa z ust Arno zabrzmiały jak zadanie o specjalnym poziomie trudności, z którym Kennetowi nigdy dotąd nie przyszło się zmierzyć. Po eksterminacji SOO Podziemia milczały na temat Isabelli Asteorth, jakby ta wcale nie przyczyniła się do zwycięstwa, jakby nigdy nie powróciła do klanu, by go uratować.

Kennet sztywno kiwnął głową na znak, że zrozumiał i wyszedł na balkon. Nadal miał sporo do przemyślenia, a mętlik w jego głowie zdawał się tylko przybierać na sile. Czarna owca... to określenie całkiem do niego pasowało. Czarna owca, która zaadaptowała się do świata o brutalnych zasadach jak nikt inny, by następnie i tak paść ich ofiarą. Może i dobrze się stało.

Choć z przyzwyczajenia sięgnął po papierosa, postanowił go nie zapalać. Pierwszy raz od dłuższego czasu miał wrażenie, że zapach dymu nie pomoże mu w obmyśleniu nowego planu. Za to podszedł do balustrady i spojrzał na rozciągający się przed nim las wieżowców ozdobiony bilbordami, iluminacjami, kontrastujący z ciemnym obszarem nieopodal napiętnowanym mianem slumsów. Kennet podejrzewał, że jeżeli zdecyduje się na poszukiwania Isabelli, będzie musiał udać się o wiele dalej. Skierował wzrok na górujący nad Miastem ogromny Mur, wyobrażając sobie, że może już wkrótce znajdzie się za jego granicami.

Naoto

– Nie możesz się mnie tak po prostu pozbyć – wyszeptała Raisa.

– Nasza współpraca dobiegła końca, wynoś się, zanim ktoś cię tu zobaczy. Pewnie nie wszyscy jeszcze śpią – odparł Naoto, wskazując drzwi od sali alf.

Ostrokostna ściągnęła kaptur, prezentując na swojej wypielęgnowanej buźce zawziętość, jakiej przywódca Rebelii dotąd nie widział. Czyżby Raisa miała zamiar się przeciwstawiać? Po tym jak Rada finalnie odwróciła się od klanu, Naoto nie chciał mieć z jej sługami nic wspólnego. Jeśli już miałby między nimi wybierać, wolałby, by to lekarka Podziemi zjawiła się na jego wezwanie, bo pomoc medyczna po ataku SOO nie nadchodziła. Naoto podejrzewał, że brak wsparcia w takiej kwestii wiązał się z grubszą sprawą.

Raisa odchrząknęła. Patrząc na przywódcę, zdawała się w ogóle nie mrugać.

– Na co czekasz? Wyjdź!

Znów zaczęły ogarniać go bóle głowy, do których dołączyły mdłości. Objawy nasilały się zawsze podczas interakcji z Raisą, za każdym razem, kiedy usiłowała go zmanipulować. Naoto walczył z pokusą, by nawet przerwać pojedynek na spojrzenia, a właściwie całkowicie się wycofać, byleby przeklęta żółtooka suka opuściła pomieszczenie i dała mu spokój.

– Jesteś idiotą, skoro myślisz, że Rada zainteresowała się Rebelią ot tak.

Naoto przymknął oczy. Prowokowała go, ale przecież wyrzut złości na nic się zda. Już po wszystkim: pozbył się Kenneta, główny podżegacz do buntu gryzł piach, a sam Naoto znów zdobywał autorytet wśród wszystkich podwładnych. Przygarnął rannych, nawet Blaise'a, dał pożywienie i czas na odzyskanie sił. Wymysły Raisy zdadzą się na nic.

– Odejdź – zażądał.

Zwalczy to. Nie ulegnie znów jej wpływom.

– Rada wszystko dokładnie zaplanowała, począwszy od twojej ucieczki z więzienia, do wypadku Isabelli.

– Nie pogrążaj się.

– To ja miałam zająć jej miejsce, rządzić u twojego boku! Myślałeś, że w więzieniu naprawdę nie zdążyliby przywrócić zasilania? Gdyby nie Rada, od dawna byś nie żył! Zginąłbyś na tej pieprzonej siatce!

Dłoń Naoto szybko odnalazła gardło Raisy, by następnie się na nim zacisnąć. Nie mógł znów dać się omotać agresji, ale mimowolnie naszła go chęć, by wypruć ostrokostnej flaki.

– Wypierdalaj – odparł przez zaciśnięte usta.

Raisa chwyciła za jego dłoń, uwalniając szpony. Naoto usłyszał tylko ich szelest, a potem ogarnął go ból w obrębie pięści. Nie wierzył w to, co widział. Ostrza niemal przebiły dłoń na wylot, ale to nie rana wywołała u niego szok, a fakt, że Raisa zaatakowała, użyła swojej wrodzonej broni.

– Rada nie chciała sojuszu. Dążyła do tego, by powoli mieć Rebelię na własność – kontynuowała ostrokostna, jakby przed chwilą nie poharatała Naoto ręki. – Gdy mianowałbyś mnie przywódczynią, Rada upomniałaby się o mnie.

– Jak upomniała? – warknął Naoto. – O czym ty mówisz?

Raisa wyjęła bawełnianą chusteczkę z kieszeni spodni i zaczęła przecierać nią brudne ostrza, wykonując powolne, wręcz leniwe ruchy. Lekceważyła Naoto i to w okolicznościach, gdzie on przecież powinien dominować nad nią. Raisa dawała do zrozumienia, że nadal się nim bawi, że Naoto nie pomoże żadna obrona, nawet w postaci fizycznego ataku.

– Jestem córką jednego z członków Rady, a raczej jego bękartem. Armand Zaharow to mój ojciec. Resztę sam sobie dokończ.

Naoto nawet nie miał pojęcia, jak wygląda ten ostrokostny, ale jego imię i nazwisko zawsze widniało na piśmie z pieczęcią w kształcie trefla, w towarzystwie jedenastu innych podpisów. Do Naoto zaczynało docierać, że Raisa wcale nie układała kolejnego fortelu, ale nie bez powodu zdobyła się też na takie wyznanie. Było coś jeszcze.

– Czyli w odpowiednim momencie uznałby cię za prawowitą córkę, a jako twój krewny z taką pozycją mógłby się upomnieć o Rebelię...

– A ta stałaby się częścią Rady z prawa dziedziczenia.

– Przecież sojusz...

– Z początku miał być tylko on, ale w sojuszu nie musicie godzić się na wszystkie warunki. Macie prawo do odmowy. Dlatego Rada chciała wykorzystać okoliczności i z moim udziałem przejąć Rebelię. W ten sposób zmuszono by was do udziału w planie.

Naoto wbił paznokcie w skórę dłoni. Jakiś czas temu pozbył się nawyku, ale ten nagle powrócił.

– W jakim planie?

– Szukają wojowników do walk na Granicy. Wszystkie Rady wysyłają ostrokostnych ze swoich Stref, by jak największa ilość stanęła do walki i uderzyła w któreś z Miast. Rebelia miała zasilić szeregi, ale teraz nasza Rada wycofała się ze względu na walkę klanu z SOO. Rebelia zniszczyła siły Służby, a co się z tym wiąże, osłabiono ludzi od środka. Dlatego Rada nie interweniowała i milczała tak długo. Nie wiem, co postanowi teraz w sprawie Rebelii i wysłania was na Granicę. W końcu z sześćdziesięciu sześciu zostało was czterdziestu jeden, z których połowa nie jest w stanie utrzymać się na nogach. Bez pomocy medycznej strat w postaci podwładnych tylko ci przybędzie.

Naoto krążył po pomieszczeniu, a krople krwi skapujące z jego rany z brzdękiem uderzały o posadzkę. Przez chwilę słychać było tylko ten odgłos.

– Dlaczego mi o tym mówisz? Za mało ci zapłacili?

Łowcze oczy Raisy w półmroku przypominały dwie ogromne cytryny z czarnymi punkcikami w środku.

– Nie mogę być już ich narzędziem, a ty nie możesz mnie teraz odtrącić.

– Niby czemu?

– Spodziewam się dziecka.

Isabella

Musiała zbliżać się do wyjścia z podziemnego kanału, bo była już w stanie dostrzec, jak promienie słoneczne docierały do jego wnętrza. Doskonale, miała już dość brodzenia po kostki w mętnej wodzie.

Isabella uśmiechnęła się kącikiem ust, uświadamiając sobie, że mapa jednak się sprawdziła. Gdyby nie pieczęć Rady w lewym górnym rogu papieru, ostrokostna nie analizowałaby jego zawartości z dozą zwątpienia.

Co podziemna władza chciała przekazać, wysyłając list z taką propozycją? Przeprosiny? Dowiedzieli się, jak potoczyły się negocjacje z Naoto i się nad nią zlitowali? A może postanowiono się jej pozbyć, tym razem nie nasyłając bandy zabójców? Isabella nie chciała się nad tym zastanawiać. W Mieście nic jej już nie trzymało, a wiele miejsc niosło ze sobą wspomnienia, których Isabella najchętniej pozbyłaby się ponownie.

Dotarła na koniec tunelu, gdzie stała zardzewiała drabina oświetlana z góry przez promienie słoneczne. To tutaj. Płachta zakrywająca przejście do Podziemi miała formę splecionych gałęzi, którą z użyciem siły można było unieść i odepchnąć.

Isabella pokonała ostatnie szczeble niemal na oślep, a przez ten czas do jej nozdrzy uderzył zapach sosen i trawy. Być może płachta w rzeczywistości nie należała jednak do najlżejszych, ale po monotonnej i ciężkiej wędrówce w Isabellę wstąpiła nowa energia. Dziewczyna szybko uporała się z przeszkodzą, a jej oczy przyzwyczajone do mroku, w końcu mogły napawać się przyjemnym widokiem.

Las. Nie park ani rezerwat przyrody, tylko ogromny, dziki las. Silniki aut nie zagłuszały śpiewu ptaków, a zapach spalenizny nie doprowadzał Isabelli do szału. Już dawno nie oddychała tak świeżym powietrzem.

Granica.

W końcu się tutaj znalazła, ale do obozu ostrokostnych dzieliło ją jeszcze co najmniej dwa dni marszu. Zdjęła plecak i wyciągnęła z niego butelkę wody. Po zaczerpnięciu kilku łyków resztę zawartości wylała na dłoń, by przetrzeć twarz. Poczuła na niej chłód delikatnego wiatru, który wiał zza pleców i pchał w nieznane.

Leśna ściółka zaszeleściła pod jej stopami, gdy odwróciła się w stronę, z której przybywała. Drzewa mogły zasłaniać Mur, ale Isabella mając na uwadze przemierzoną dotąd drogę, obstawiała, że znajdowała się daleko od niego. Za to Podziemia Strefy Dwunastej okazały się o wiele bardziej rozbudowane, skoro ciągnęły się aż do tego obszaru.

Isabella zakryła przejście prowizoryczną płachtą i kontynuowała wędrówkę. Dobrze się złożyło, że nie mogła dostrzec Muru. Zostawiła za sobą wszystko. Dawnych bliskich, dawny tytuł, miłość, którą niedługo też określi mianem „dawnej". To kwestia czasu.

Ruszyła przed siebie, delektując się świeżym powietrzem, odgłosami przyrody i samotnością. Przez te dwa dni spróbuje odnaleźć wewnętrzną równowagę, by potem w pełni skupić się na nowym celu. Walka o niepodległość ostrokostnych wbrew pozorom nie brzmiała tak strasznie.

Altagracia

Szpitale śmierdziały. Inaczej Altagracia nie potrafiła podsumować tej charakterystycznej mieszaniny zapachów. Kiedy ostatni raz była w takim miejscu? Kilka lat temu, kiedy wracała do domu, a ją i Vincenta zaatakował ostrokostny. Odruchowo poprawiła bawełnianą przepaskę na lewym oczodole, bo skóra pod materiałem jakby nieprzyjemnie zaswędziała na myśl o tym wspomnieniu.

Altagracia nie sądziła, że ona i Vincent spotkają się ponownie w takich okolicznościach. Rozsadzało ją od środka na myśl, że po upływie tylu lat nawet nie będzie mieć okazji, by zwyzywać tego durnia. O mało nie pogniotła prezentu, ściskając go kurczliwie w dłoni.

Dobra, nieważne. Chyba dotarła na czwarte piętro.

Następnym razem zdecyduje się na windę, bo usilne próby poprawienia kondycji nie uchroniły ją przed zadyszką. No i przynajmniej będzie mieć całkowitą pewność, że znalazła się na właściwej kondygnacji. Zbytnio zamyśliła się podczas przemierzania armii schodów i prawie pokonałaby ich kolejną, niepotrzebną porcję.

Wodziła wzrokiem po białych drzwiach, aż w końcu odnalazła numer sześćdziesiąty siódmy. Altagracia zerknęła do sali, upewniając się, czy nie wpadnie na pielęgniarkę, gdy przekroczy próg. Wprawdzie przy pacjencie siedziała postać w białym fartuchu, ale czerwona opaska na ramieniu utwierdzała w przekonaniu, że dziewczyna nie należała do personelu szpitalnego. Nawet fajnie się złożyło, Altagracia w końcu pozna nowych znajomych Vincenta. Kto wie, może to jego wybranka? Nie potrafiła sobie nawet wyobrazić, że nieśmiały Vivi mógłby wyrwać jakąś laskę.

Powinna się przywitać? Nie nastawiała się, że podczas wycieczki do szpitala zamieni parę słów z kimkolwiek. Oczywiście poza pielęgniarzem, któremu wkręciła, że odbębnia w tutaj praktyki i trochę się jej spóźniło. Szpitalny fartuch okazał się trochę za duży, ale lepsza taka przykrywka niż żadna. Najważniejsza i tak była informacja, gdzie znajdował się pokój Vincenta.

– Cześć – zaczęła Altagracia, siadając na wolnym taborecie.

Nieznajoma chyba dopiero zauważyła jej przybycie. Na jej policzku widniały trzy blizny, które szpeciły niemal połowę twarzy. Nie, „szpeciły" to nieodpowiednie słowo. Szramy działały na korzyść nieznajomej, bo dzięki nim miała w sobie coś enigmatycznego. Wręcz inspirującego. Dla takich bonusów Vincent pchał się do SOO?

– Cześć – odparła.

– Co z nim? – Altagracia ruchem głowy wskazała Vincenta. Obstawiała, że będzie w gorszym stanie, ale Vivi wyglądał tak, jakby się mu przysnęło po udanej imprezie.

– Rokowania nie są złe, ale równie dobrze może obudzić się jutro, za tydzień, za pięć lat.

– Ale co mu się stało?

Altagracia dostrzegła zmieszanie na twarzy nieznajomej. Tylko pytała, nie miała pojęcia, co zdarzyło się na tej eksterminacji. W telewizji mówili wyłącznie o młodym śledczym, który w szoku chwycił za broń i pobiegł ratować kumpla. Gdyby nie wzmianka, że był synem wybitnego egzekutora, Altagracia najpewniej by tu nie siedziała.

– Nie jesteś ze szpitala, z rodziny też nie? – zagadnęła dziewczyna.

– Vivi to mój kumpel z dawnych lat.

Nieznajoma wzięła głębszy oddech, zanim zaczęła mówić:

– Ma powierzchowne obrażenia po szponach. Znaleziono go w środku kamienicy, najpewniej podczas walki lub ucieczki spadł z pierwszego piętra na parter.

Eksterminacja zebrała spore żniwa i finalnie odbiła się na ich inicjatorach. Media nie podawały dokładnych informacji o kondycji sekcji egzekucyjnej, ale nie trzeba siedzieć w SOO, by wiedzieć, że straciła sporo ludzi. Nagranie z dronu, które wyciekło do Internetu, mówiło aż zanadto o porażce rasy ludzkiej. Przy okazji w ten sposób ktoś zrobił niezłego psikusa SOO.

Jedno Altagracia przyznawała sobie w myślach, bo na głos w życiu by tego nie powiedziała: ostrokostna prowadząca atak wyglądała majestatycznie. a sama szarża tych stworzeń przyprawiała o dreszczyk emocji. Altagracia wielokrotnie oglądała nagranie i zapisała je sobie, zanim władze Miasta zdołały je usunąć. Jakkolwiek nielegalny był ten materiał, stanowił dla Altagracii ogromne źródło inspiracji.

Na szafce dostrzegła starannie ułożony biały fartuch. Uszykowany tak, by czarna opaska na ramieniu była na samym wierzchu i pozostawała widoczna. Podobnie jak okulary, które czekały na swojego właściciela tuż obok służbowego uniformu. Vincent będzie musiał się obudzić. Na pewno miał dla kogo.

Altagracia prawie zapomniała, że przecież przyszła z prezentem. Położyła „Pierścień nieświadomych" obok okularów. Róg okładki trochę się zagiął, ale Vincent nie powinien narzekać. Ciekawe, czy kiedykolwiek czytał książkę od Sergia Maresa. Tej na pewno nie. W końcu było to wydanie przedpremierowe.

– Zaglądaj do tego durnia, będzie miał motywację, by szybciej skończyć drzemkę – powiedziała Altagracia na pożegnanie i wyszła, nie czekając na reakcję dziewczyny.

Już wiedziała, o czym będzie następna książka Sergia Maresa. W głowie Altagracii pojawił się marny szkic, ale rozbuduje go. Na pewno w powieści nie zabraknie blizn na ładnych twarzach, postaci, u których impuls weźmie górę nad zdrowym rozsądkiem, a przede wszystkim pojawi się pokrzepiająca serca walka.

Połączenie tego wszystkiego może dać doskonały efekt. Altagracia Fernandez dopilnuje, by tak się właśnie stało.

KONIEC


Nareszcie mogę zmienić status powieści na „zakończoną" :D! Podsumowując moją całą przygodę z „Miastem" muszę przyznać, że na tej powieści mój warsztat bardzo się rozwinął, sporo się nauczyłam, pracowałam na niej pod okiem wydanych autorów, dostałam szereg uwag od zawodowego recenzenta, liznęłam wiedzy o rynku wydawniczym, no i oczywiście jest to praca, z którą zaczęła się moja przygoda na wattpadzie.

Projekt zaczęłam pisać na początku 2019 roku i przez ten czas „Miasto" ewoluowało. Śmiało mogę przyznać, że pisałam tę powieść na trzy razy i ta tutaj publikowana ma kształt, który mnie zadowala (choć i tak chcę jeszcze wprowadzić pewne poprawki techniczne :p). Finalnie z pierwszej wersji projektu mało co zostało, z czego się cieszę XD

Teraz decyzja należy do was, czytelnicy. Czy macie ochotę śledzić dalsze losy bohaterów? Dajcie znać tutaj>

Ogólnie czego można się tam spodziewać? Na pewno nowej bohaterki :D Między innymi w pierwszej części w rozmowie Kenneta i Isy przewinęło się o autorze Sergio Maresie, ale na tamtym etapie jeszcze nie sądziłam, że wyjdzie z tego kolejna bohaterka Będzie też więcej perspektyw Naoto, nowa sceneria, kolejne smaczki z przeszłości bohaterów i ogólnie jeszcze sporo :D

Bardzo dziękuję wszystkim osobom, które dotarły do tego momentu!

W szczególności AgusiaSzczygie   PannaStrzyga Lotthiaa   -MaskedLady- MBJMelissa

Anna_Dziedzic  Livli5 za dłuuuugie merytoryczne litanie, z których niejednokrotnie coś wyciągnęłam oraz 

@people_are_toxic   osMiornicaDave vhoneyxoo karr4mba @Zorgawrite  FannyBrawne99 za dawanie znać o swojej obecności w komentarzach czy za pośrednictwem gwiazdek pod każdym rozdziałem <3

Mam nadzieję, że do zobaczenia wkrótce :)

Antonumb


Continue lendo

Você também vai gostar

37.5K 2.1K 171
Tłumacze to manhwe na discordzie jeśli ktoś chciałby przeczytać zapraszam Demoniczny kultywator, Xie Tian, uważa się za jedynego słusznego kandydata...
843K 32.9K 28
DRUGA CZĘŚĆ KSIĄŻKI JUŻ DOSTĘPNA NA MOIM PROFILU!!! "Dzieci bały się go, bo inni się go bali. Był przerażający, bo taką miał reputację." Czułam jego...
47.4K 3.5K 56
Deku to 16-sto letnia omega żyjąca w świecie 5 królestw. Królestwo z którego pochodzi deku jest na 4 pozycji pod względem siły więc by zapewnić sobie...
7.4K 909 24
Drugi tom. Lily wciąż zmaga się z nową, nieznaną rzeczywistością, w jakiej przyszło jej żyć. Stara się dostosować do surowych warunków Krainy Gniewu...