53. Miłej pracy. Miłej nocki.

279 17 9
                                    

Elena

Po wyjściu Magdy, od razu udałam się do kuchni, by posprzątać po naszej kolacji. Widząc przyjaciela, jak siedzi z posępną miną i wpatruje się w kawę, ścisło mi się serce. Nie chcę, żeby cierpiał.

  - Rozumiem, że mu powiedziałeś. - skinął głową, gdy usiadłam obok niego. - I jak on to przyjął?
  - Był bardzo zaskoczony. Podobnież pytał, o mnie i wszyscy mu mówili, że jestem gejem, bo przecież tylko szef i księgowa znają prawdę. W pracy jestem Konradem, nie Klementyną.
  - Odrzucił cię? - wzruszył ramionami.
  - Nie wiem. Powiedział, że musi sobie to przemyśleć. - przytuliłam przyjaciela.
  - Nie wiem, co ci powiedzieć.
  - Boję się dzisiejszej zmiany. Boję się, że zobaczę w jego oczach obrzydzenie. - jest załamany. Może znają się krótko, ale zależy mu na nim.
  - Jeśli tak będzie, to znaczy, że nigdy nie był ciebie wart. - usłyszeliśmy dzwonek do drzwi.
  - Pójdę otworzyć. - odparł, a ja przystanęłam.

Moje serce, aż chce wyrwać się z piersi myśląc, że to Alek. Rozmawiając z nim przez telefon, zdałam sobie sprawę, jak bardzo za nim tęsknię. Dlatego mam szczerą nadzieję, że to on przyjechał.

Jakie jest moje zaskoczenie słysząc głos mięśniaka!

  - Cześć.
  - Cześć. - odpowiedział niepewnie Konrad. - Co ty tu robisz? Skąd znasz mój adres?
  - Poprosiłem szefa. Porozmawiamy?
  - O..okay, wchodź. - wpuścił go do kuchni, gdzie nadal siedziałam z rozdziawioną buzią.
  - Yyy... cześć. - przywitałam się entuzjastycznie.
  - Hej. - spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
  - To ja... w takim razie, zostawię was samych. - ćmychnęłam do pokoju i z wybałuszonymi oczami przez chwilę opierałam się o drzwi.

No tego się nie spodziewałam!

Nie chcąc podsłuchiwać, włączyłam cicho muzykę i usiadłam do notatek. Nie uczyłam się, tylko zaznaczałam istotne fragmenty, które jeszcze powinnam powtórzyć, by je zapamiętać. Po chwili, kątem oka dostrzegłam ruch za oknem i pomyślałam sobie, że to pewnie jakiś gołąb usiadł na parapecie, ale kiedy usłyszałam pukanie, dosłownie zeszłabym na zawał. Tylko przez ułamek sekundy widziałam twarz Alka, a potem usłyszałam huk. Poczułam jak cała krew schodzi mi z twarzy, a serce chyba zapomniało jak powinno bić. Być może to przez chwilowy brak tlenu, który wstrzymałam.

  - Co się stało? - wpadł do mojego pokoju Konrad z mięśniakiem, a ja nie mogąc wydusić z siebie słowa, ominęłam ich i biegiem zleciałam na dół.

Widok jaki zastałam w ogródku pani Frąckowiak, wywołał we mnie skrajne emocje. Mój brunet leży między kwiatkami i trochę pojękuje, ale wygląda na całego. Czuję niesamowitą ulgę i szczęście, że on również przyjechał, ale jestem też okropnie na niego zła i zmartwiona, czy rzeczywiście wszystko jest w porządku. Podbiegam do niego i klękam przy nim.

  - Czyś ty oszalał!? - warczę po cichu sprawdzając delikatnie jego ciało.
  - Na twoim punkcie, maleńka. - zaśmiał się.
  - Chciałeś się zabić?
  - Chciałem cię zobaczyć. Tak bardzo za tobą tęsknię.
  - Boli cię coś?
  - Tylko dupa i duma. - pokręciłam z uśmiechem głową.
  - Co się tam dzieje!? - krzyczy pani Frąckowiak, a my patrzymy na siebie z przerażeniem.

Tylko nanosekunda wystarczyła nam, żeby się zrozumieć bez słów, czyli szybko uciekać! Pomogłam mu wstać, choć wcale tego nie potrzebował i trzymając go za rękę, ciągnę w stronę komórek. Alek przygniotł mnie do ściany i zasłonił własnym ciałem. Starsza pani otworzyła okno i spojrzała na swój ogródek.

  - O Matko Przenajświętsza! Moje bratki, moja maciejka! Kto to zrobił!? Co za wandale! Jak was dostanę w swoje ręce, to was rodzona matka nie pozna! - parsknęliśmy cichutko śmiechem.
  - Powinienem ją zamknąć, za grożenie policjantowi. - szepnął.
  - Co to za policjant, który wkrada się przez okno i dewastuje kwiatki? - nawet w tym mroku widzę jego zabójczy uśmiech i rząd bielutkich, równych zębów.
  - Warto było się spieprzyć z pierwszego piętra, by zobaczyć, jak się o mnie martwisz i żeby cię poczuć. - powiedział trącając nosem, o mój nos.
  - Nie mogłeś wejść drzwiami?
  - Chciałem być romantyczny.
  - I w romantyczny sposób obiłeś sobie tyłek i zniszczyłeś kwiatki pani Frąckowiak. - zaśmialiśmy się.
  - To tylko dowód, jak oszalałem na twoim punkcie. Kocham cię, Eleno. - pogładził mnie po policzku. - Przepraszam, że się wtedy tak uniosłem. Byłem zły, że mi nic nie powiedziałaś o tym, że wybierasz się na manifestacje i nie chciałem, żebyś kontynuowała marsz, bo bardzo martwiłbym się, o ciebie, a nie mogłem z tobą iść, żeby cię chronić. - pogłaskałam go po policzku. Jego troska jest rozczulająca.
  - Nie musisz się tak, o mnie martwić.
  - Zawsze będę się, o ciebie martwił, bo najbezpieczniejsza jesteś tylko w moich ramionach. - moje serce zalała kolejna fala miłości. Coraz mocniej się w nim zakochuję.
  - Kocham cię, Alek.
  - Mów mi to zawsze i nigdy więcej mnie nie unikaj.
  - Dobrze. - uśmiechnęłam się, ale nie na długo, bo brunet złączył nasze usta w bardzo stęsknionym i czułym pocałunku. - Przyjmuję przeprosiny. - mówię łapiąc oddech. - Ale nadal jest mi przykro, że tak mnie potraktowałeś. Wystarczyło, jakbyś powiedział mi spokojnie prawdę i poprosił, żebym wróciła się do domu, a ty mnie po prostu pogoniłeś.
  - Wiem i żałuję tego, maleńka. Te dwie doby bez ciebie, były okropne. Nie mogłem usiedzieć we własnym domu. Tak bardzo mi ciebie brakowało.
  - Mnie ciebie też. - przyznaję.

Ich Życie: 1# AleksyWhere stories live. Discover now