Wyścig 48

80 14 3
                                    


22 czerwca 2024



Anthony Zabini nigdy nie sądził, że będzie się cieszył z faktu, że powtarzał klasę. Porównując ten rok z poprzednim (gdzie poddał się już w marcu i wiedział, że nie zda) to było naprawdę dobrze. I tym razem denerwował się jak cholera na myśl o Okropnie Wyczerpujących Testach Magicznych i tej przeklętej Transmutacji.

Był czerwiec, ostatni tydzień spędzony w Hogwartcie i już na zawsze opuszczą mury szkoły. Zabini westchnął głęboko. Ten rok był w jakimś stopniu wyjątkowy. Oczywiście to, że powtarzał klasę, ale jednak było coś innego. Fakt, że zgodził się na uczestnictwo w Wyścigu, dużo zmieniło. Zdobył przyjaciół, znalazł dziewczynę, z którą planował coś więcej niż kilka randek czy nocy i mógł wreszcie powiedzieć, że przyszłość jest nieco bardziej wyraźniejsza niż kilka miesięcy wcześniej.

‒ Galeona za twoje myśli, skarbie ‒ usłyszał głos tuż przy swoim uchu. Jeszcze zanim się odwrócił, uśmiechnął się szeroko.

‒ Postawiłem ci ostatnio whisky Ogdena, a ty nadal chcesz wyciągać ode mnie pieniądze? ‒ zapytał zaczepnie i przybliżył się tak, że prawie stykali się nosami. Patrzył prosto w oczy Cynthi i widział w nich radość. Poczuł jak ręce dziewczyny lądują na jego klatce piersiowej, na której miał nałożony ochraniacz do gry w Quidditcha i to na nim faktycznie położyła dłonie.

‒ Nigdy nie mam dość.

On też nie miał dość. Nigdy nie będzie narzekał na mocne pocałunki, ciekawskie dłonie, głośny śmiech i to zaparcie kiedy zamiast faktycznie się uczyć Anthony próbował namówić ją sprawdzenie ile to faktycznie półki regałów są w stanie znieść i jak bardzo niesie się echo w bibliotece. Mógłby patrzeć wieczność na momenty kiedy wściekle kłóciła się z Gryfonami i udawała, że wcale nie pomagała pierwszorocznemu Ślizgonowi z opanowaniem zaklęcia na szkolnym korytarzu mimo że było to niezgodne z regulaminem.

Pocałowałby ją, ale śmiech Scorpiusa wszystko zniszczył. Cynthia westchnęła głośno i oparła głowę o jego bark. Jej ciemne włosy związane wysokiego kucyka, załaskotały go po policzku.

‒ Później będziecie robić te wszystkie romantyczne gówna, teraz chodźcie tutaj!

Zabini podniósł miotłę jedną ręką, a drugą splótł palce z tymi należącymi do Ślizgonki. Reszta grupy stała tuż przy linii drzew, które tworzyły granicę wejścia do Zakazanego Lasu. Każdy z nich miał odpowiedni strój do latania i swój wymarzony sprzęt do tego przy sobie.

‒ Dobra ‒ zaczął lekko nerwowym tonem Albus i rozejrzał się po twarzach przyjaciół. Wcale nie podobało mu się to, że już zmierzchało, a nie wiadomo ile czasu będą musieli być na zewnątrz. ‒ Jedenaste zadanie. Wsiadamy na miotły, latamy po Zakazanym Lesie, odnajdujemy to gniazdo, zdobywamy znicz, jednocześnie kradniemy go innej drużynie i spieprzamy, jasne?

Anthony pokiwał głową z uśmiechem. Łatwizna. Przez ostatnie trzy dni, rozmawiali tylko o tym. I o zbliżających się egzaminach, ale to nie był dobry moment na te rozmyślenia. Mieli zadanie do wykonania. Może on i Cynthia trochę inne niż reszta, ale tylko w ten sposób będą mogli dzisiaj świętować to, że zdobyli dwa złote znicze.

Rozejrzał się. Scorpius wydawał się zrelaksowany i wręcz spokojny, co było całkowitym przeciwieństwem Albusa, który jeśli już używał przekleństw było naprawdę źle, a jego głos kiedy ostatni raz tłumaczył im plan pokazywał, że jest kłębkiem nerwów. Hugo podrygiwał niespokojnie i czekał, aż będą mogli wsiąść na miotłę. Za to Cynthia cały czas trzymała go za rękę i Zabini wręcz nie mógł się doczekać żeby zdobyć znicze.

Czuł dreszcz podniecenia.



***



Tak naprawdę to Zabini uważał to za totalną abstrakcję. Latanie po Zakazanym Lesie kierując się jedynie zaklęciem śledzącym, które rzucił na swojego głupiego współlokatora, który był szefem drugiej hogwardzkiej grupy, która również brała udział w Wyścigu. Drzewa rosły za gęsto, zmierzchało, a Anthony ciągle odwracał głowę w lewą stronę gdzie leciała Cynthia przez co kilka razy o mało nie wpadł w gałęzie.

‒ W prawo ‒ rzucił tylko i wykonał ostry skręt. Jego różdżka rozgrzała się mocniej, informując, że są coraz bliżej Emersona. Ale oczywiście coś musiało pójść nie tak i stracili z nim kontakt. Zabini przeklinał coraz bardziej z każdą mijającą minutą. Bał się, że współlokator jakoś się zorientował, że ma na sobie namiar i się go pozbył. Ciemnoskóry Krukon wiedział, że nie mają szans znaleźć przeciwnej grupy i gniazda gdzie jest ukryty ich znicz, który mają ukraść bez tego zaklęcia śledzącego. I kiedy już prawie tracił nadzieję, a Greengrass klęła równie dużo jak on, różdżka znowu zaczęła się nagrzewać tak mocno, że wręcz zaczęła go palić.

Jednocześnie dotarł do nich wrzask. Wręcz skowyt i Anthony przyspieszył na tyle ile mógł. Cynthia przybliżyła się do niego na miotle i Lumos, które rzuciła piętnaście minut temu, by mogli lepiej widzieć, zmniejszyła do samego minimum tak, że z końca jej różdżki wydobywał się tylko blady blask. Im bardziej się zbliżali tym słyszeli coraz więcej głosów.

‒ Emerson, zrób coś, do cholery jasnej! ‒ krzyczał jakiś chłopak piskliwym głosem. ‒ Ta bestia poparzyła już Fabiana!

Zabini uniósł zdziwiony brwi. Jak to poparzyła? Znaczy wiedzieli, że ptak w jakiś sposób jest niebezpieczny, ale fakt, że ten zieje ogniem nieco zmieniał plany. Anthony już oczami wyobraźni widział jak leci z podpaloną miotłą przez Zakazany Las. No naprawdę, im bliżej końca tym gorzej.

‒ Zamknij się! ‒ wykrzyczał. ‒ Kurwa, przecież nie wiedziałem, że to będzie takie trudne!

Kiedy powoli podlecieli bliżej, zobaczyli, że gniazdo ptaka jest naprawdę nisko ziemi, a grupa Emersona otoczyła gniazdo z każdej strony i nie wiedzą jak pozbyć się ptaka. Zabini zakończył zaklęcie śledzące i dał znać Cynthi żeby podlecieli do góry.

Musieli czekać. I obserwować coraz to nowsze i głupsze pomysły przeciwnej grupy. Zabini zaczął przypatrywać się ptakowi, który cały czas siedział w dużym gnieździe. Przez rzucone zaklęcia Lumos, które wydobywało się z różdżek szóstki Hogwartczyków, widział jego żółte pióra, długi i jak mu się wydawało twardy dziób. Anthony widział w jakieś książce kiedyś rycinę Feniksa i na upartego mógł powiedzieć, że ten ptak jest podobny. Nie miał pojęcia jak z takim dużym (bo naprawdę ten ptak, był dużych rozmiarów i nie było do tego wątpliwości nawet jeśli siedział) poradzą sobie Ślizgoni i Hugo. Miał nadzieję, że lepiej niż ta banda idiotów.

‒ Emerson! ‒ znowu ten chłopak z piskliwym głosem, który zaczął drażnić Krukona. ‒ Ja nie mam zamiaru spędzać tu całej nocy! Zrób coś!

Przez kolejne parę minut nic się nie zmieniło. A potem kilka rzeczy na raz tak, że Anthony nie wiedział gdzie miał patrzeć.

Według planu kiedy tylko grupa Emersona jakimś cudem wyrzuci ptaka z gniazda, albo dostrzegą błysk znicza, Anthony miał rzucić kilka zaklęć, które miały sparaliżować wszystkich z przeciwnej drużyny lub spowolnić maksymalnie ich wszelkie ruchy. W tym czasie Cynthia, która posiadała bardziej zwinniejszą miotłę, miała polecieć, złapać znicz i nie oglądając się za siebie, wylecieć z Zakazanego Lasu, jak najszybciej dotrzeć do Pokoju Wspólnego Ślizgonów, ukryć znicz i wrócić.

Oczywiście, nie wszystko poszło zgodnie z planem. 

Wyścig życia || Nowe Pokolenie - Harry PotterWhere stories live. Discover now