Wyścig 16

121 17 7
                                    

9 sierpnia 2023



Albus nie pamiętał co się działo po przybyciu Aurorów i jego taty. Było zbyt dużo zamieszania kiedy zdjęli maski. Cynthia i Hugo płakali i krzyczeli do martwej Calisty Krum żeby wstała. Albus jednak wiedział, że nic takiego się nie stanie. To złamało mu serce. Potem dostali świstoklik, który przeniósł ich do pokoju Aurorów Wylądowali w pustym pomieszczeniu z miękkim czerwonym dywanem na środku, Na ścianach nie było żadnych obrazów, oprócz jednego, który przedstawiał jakieś Aurora w podeszłym wieku. Starszy mężczyzna patrzył się na nich bystrym wzrokiem i nie miał zamiaru udawać typowego śpiącego portretu.

Calisty z nimi nie było.

Młody Potter nie wiedział co z nimi będzie. Jego ojciec stał obok i patrzył się na każdego z nich.

− Aurorze Potter? – spytał tubalnym głosem mężczyzna z portretu. – Czy mam wezwać dla tych dzieci magomedyków?

− Byłbym wdzięczny – odpowiedział Harry Potter. Nadal przyglądał się nastolatkom, ale najwięcej uwagi nie przyciągali płaczący Hugon i Cynthia, ale Albus – jego syn. Jego dziecko, które mogło dzisiaj zginąć. Harry nie miał pojęcia jak by to zniósł. Kiedy dostali kilka zgłoszeń od zwykłych czarodziei, że coś się dzieje na ulicy Pokątnej nie spodziewał się, że na miejscu będzie jego syn. Był przerażony kiedy wszyscy zdjęli maski i zobaczył ich twarze.

Mężyczyzna z portretu zniknął z ram obrazu.

Albus za to miał wrażenie, że śni lub ogląda mugolski film, na który kiedyś poszli. Nie docierało do niego to, że to wszystko stało się naprawdę. Miał wrażenie, że zaraz to piekło zniknie. I obok pojawi się uśmiechnięta Calista. Młody Potter łudził się, że śmierć Krum nie była rzeczywistością tylko sztuczką magiczną.

− Gdzie zabraliście... Calistę? – spytał Albus. Musiał wiedzieć mimo że słowo "ciało" brzmiało tak obco i nie umiał go wypowiedzieć. Nie w stosunku do przyjaciółki.

– Reszta zespołu się nią zajmie, spokojnie Al. Teraz wasze bezpieczeństwo jest najważniejsze. Zaraz przyjdą magomedycy i was zbadają.

Albus jedynie kiwnął głową. Po tym znowu nastała względna cisza, przerywana jedynie nerwowymi krokami  Scorpiusa, który przemierzał mały pokój od jednej do drugiej ściany. 

− Złapiecie go? − spytał się Scorpius pana Pottera. Odezwał się po raz pierwszy od wylądowania świstoklikiem i wyglądał na mocno zdenerwowanego. Albus miał wrażenie, że przyjaciel zaraz zacznie podrygiwać w miejscu tylko po to by jakoś upuścić nieco energii, która w niego nagle wstąpiła. Nigdy się tak nie zachowywał, ale w takiej sytuacji byli po raz pierwszy.

− Zrobię wszytko co w mojej mocy − zapewnił Auror. Po latach pracy wiedział, że niektórych obietnic nie jest w stanie spełnić i wolał nic nie przysięgać.

− Musicie to zrobić. Musicie go złapać − nakręcał się Malfoy.

− Jak tylko tak będzie to trafi przez Wizengamont.

− Nie. Chcę go zobaczyć. I zrobić to samo co on zrobił Caliście - powiedział gniewnie chłopak. − Chcę go zabić!

Na to oświadczenie wszyscy spojrzeli się z przestrachem na Scorpiusa, ponieważ nie spodziewali się, że chłopak nagle zacznie krzyczeć. Auror Potter również był zdziwiony tym, że Malfoy zaczął krzyczeć te wszystkie groźby mimo że widział jak niektórzy bliscy ofiar reagowali w ten sposób. Było tak jak w końcu informacja o śmierci  dotarła do ich umysłów.

− Scorpius! − prawie wrzasnął Albus. Był przerażony tym co mówił przyjaciel. Młodszy Potter złapał Scorpiusa za ramię i obrócił w swoją stronę, by zobaczyć jego wściekła minę i determinację wręcz wypisaną na twarzy. Albus położył dłonie na jego policzkach i udawał, że jego ojca nie było obok.

− Przecież ty taki nie jesteś − powiedział pewnie Potter. Sam Albus miał ochotę wypowiedzieć wiele równie gorzkich słów, ale się powstrzymał.

– Ale oni ją zabili... Zabili ją – wyszeptał Scorpius patrząc prosto w zielone oczy.

– Wiem to, Scorpius. Byłem tam i widziałem ją jak tam leżała. – Albus starał się mówić spokojnie, ale łzy w jego oczach pojawiły się tak nagle kiedy mówił ostatnie słowa. Cały czas trzymał też dłonie na twarzy przyjaciela i mimowolnie zaczął kciukami głaskać policzki Scorpiusa.

Nie wiedział kogo to bardziej odprężało. Malfoy miał gniewne rumieńce na twarzy, które w połączeniu z jego jasną cera i włosami były niezbyt udanym połączeniem. Albus za to z wiecznie zimnymi dłońmi nieco ostudził temperaturę ciała blondyna.

– A co gdyby zaklęcie uderzyło kilkanaście centymetrów w bok? – zapytał Scorpius. – Gdyby trafiło ciebie? I to ty leżał tam... martwy?

Albus wciągnął głośno powietrze. Malfoy miał rację. Przecież Calista unosiła się w powietrzu tuż obok niego. Wystarczyło, że zabójca skręciłby nadgarstek lekko w prawą stronę, a Potter nie stałby teraz w Ministerstwie Magii.

Byłby martwy.

To wszystko przerwało przybycie do pokoju kilku magomedyków i pielęgniarek. Albus w sumie był im wdzięczny za przybycie akurat wtedy, bo nie miał pojęcia co odpowiedzieć Scorpiusowi.

Każdy z nich dostał eliksir uspokajający i rzucono na nich szybkie zaklęcie diagnozujące. Jednak lekarze nie byli w stanie zrobić nic by ulżyć w cierpieniu psychicznym.

Cynthia przeżywała to wszystko chyba najbardziej. A przynajmniej zewnętrznie, bo mimo eliksiru uspokajającego nadal głośno szlochała.

Jedna z pielęgniarek podeszła do pana Pottera i z uspokajającym  uśmiechem przekazała mu dobre wiadomości. Była ubrana w żółty kombinezon, który maskował jej sylwetkę. 

– Nikt z nich nie oberwał żadnym zaklęciem – powiedziała szeptem kobieta. Nie chciała by nastolatkowie usłyszeli jak rozmawiała o ich stanie zdrowia. – Jeden z nich ma dużo siniaków, ale to nic poważnego. Pańskiemu synowi też nic nie jest. 

– Dziękuję. 

– Biedne dzieciaki w ogóle. Myślałam, że po wojnie i po tym jak pan uratował nas od Voldemorta takie rzeczy nie będą się już dziać. 

Po skończonych badaniach pracownicy Świętego Munga wyszli z pokoju, który służył przede wszystkim do lądowania po podróży świstoklikiem czy teleportacją jeśli Auror miał zgodę na takie rzeczy. 

Harry Potter ciągle był z całą grupą w tym samym pomieszczeniu, do którego przeniósł ich świstoklik. Teoretycznie Auror powinien teraz przenieść każdego z nich do osobnego pokoju i przesłuchać, ale nie umiał tego zrobić. Po pierwsze to były zrozpaczone dzieci, a po drugie jednym z nich był jego syn.  Pozwolił więc im tutaj zostać i dzięki temu zapewnić im odrobinę pocieszenia jakie mogli uzyskać będąc razem. Mógł też spokojnie im się poprzyglądać i dojść do pewnych wniosków. 

Przesłuchania mogły poczekać.


****

Potrzebowałam przerwy, ale już wracam. Mam nadzieję, że ten rozdział nie rozczarował, bo po takim czasie może nie jest najlepszy. 

Piszcie jak wrażenia :D Z chęcią przeczytam wasze komentarze.

Do następnego, 

Demetria1050 

Wyścig życia || Nowe Pokolenie - Harry PotterWhere stories live. Discover now