Wyścig 54

69 11 1
                                    


 1 lipca 2024



Były momenty kiedy Albus Potter sądził, że nie ukończą Wyścigu. Na każdym kolejnym odcinku trasy były coraz gorsze warunki pogodowe – burza zaczęła się gdzieś przed Birminghan, a Anthony potem leciał już w otoczeniu piorunów.

Dopiero, gdy lecieli wszyscy razem po Londynie, pogoda zaczęła się poprawiać. To było trochę surrealistyczne, Albus musiał to przyznać. Miasto, które słynęło z deszczu i nieprzyjemnej pogody, przywitało ich ostrymi promieniami wschodzącego słońca, odbijającego się od wysokich budynków.

Lecieli w szyku. Albus z Scorpiusem pierwsi, potem Cynthia mająca w kieszeni kurtki ich przepustkę – mały znicz, a na końcu Anthony z Hugonem. Wszyscy byli zmęczeni, przemoczeni i sztywni od bólu jaki ich dopadł przez stres oraz długi lot.

–W LEWO!

Albus wykonał rozkaz, ledwo rejestrując, że to był krzyk Scorpiusa. Skręcając, zobaczył jak grupa zawodników w białych szatach i pelerynach, leci tuż przed nimi. Cynthia mówiła, że jeden z nich ją gonił, ale udało jej się uciec. Teraz lecąc w szóstkę, wyglądali jak zastęp aniołów.

Albus jeszcze bardziej pochylił się nad miotłą. Palce bolały go cholernie i ledwo je czuł, ale oddychał równomiernie. Przyspieszył, wiedząc, że jeśli to zrobi reszta też.

Brakowało im tak niewiele, by ukończyć Wyścig, czuł to w kościach. Zaczął obniżać lot. Park Regenta był przed nimi, a to tutaj właśnie miało się wszystko zakończyć. Albus działał pod wpływem impulsu – coś czego nigdy wcześniej nie robił, ale miał poczucie, że w głowie utworzyła mu się mapa z zaznaczonym czerwonym X – miejscem, gdzie czekało na nich zwycięstwo.

Przestał przejmować się mugolami, którzy mogli ich zobaczyć, własnym bólem czy czymkolwiek innym i to był błąd. Odkrył to w momencie kiedy usłyszał krzyk bólu Hugo.

– KURWA MAĆ! – wydarł się Weasley. Albus nie był w stanie odwrócić się na tyle, by zobaczyć co z Hugo i nie uderzyć przypadkowo w jakiś wieżowiec, bo coraz bardziej zagłębiali się w miasto.

Potem w jego stronę poszybował fioletowy błysk zaklęcia i Albus zanurkował nagle w dół, umykając mu. Andrenalina jeszcze bardziej krążyła mu w żyłach. Cholerna grupa białych aniołów zaczęła ciskać w nich zaklęciami. Albus oderwał na chwilę jedną rękę od trzonka miotły i wysunął różdżkę z rękawa. Nie miał pojęcia jak przeciwna grupa była w stanie rzucać zaklęcia, bo Potter ledwo czuł własne palce. Ale nie mógł polegać na własnej zwinności na miotle jako jedynej formie obrony przed magią.

To był już wyścig z czasem. Zbliżali się coraz bardziej do parku, a kolorowe iskry jeszcze bardziej leciały w jego stronę.

– Protego! – krzyknął stawiając tarczę między siebie, a niebieską smugę zaklęcia. Scorpius po jego prawej stronie zrobił to samo. Albus cieszył się, że nic mu nie jest. Słyszał również krzyk Zabiniego.

Następnym co zobaczył to Cynthię, która nie rzucając tarcz obronnym, przemknęła między nimi i leciała wprost w drzewa, które rosły w parku Regenta. Dziewczyna miała w kieszeni kurtki srebrny znicz – ich przepustkę do zakończenia Wyścigu.

Albus nie wiedział jakim cudem, byli w stanie dalej lecieć i walczyć. To był jak pojedynek na śmierć i życie, w otoczeniu budzącej się przyrody i wschodzącego słońca.

Jego przeczucia okazały się właściwe, gdy zobaczył na środku odsłoniętego terenu w parku, mały namiot z flagą na szycie ze złotym zniczem na czerwonym tle. To był znak, na który czekali, którego szukali.

Cynthia dostrzegając to samo co Albus, jeszcze bardziej przyspieszyła. Grupa ubrana na biało, nie miała zamiaru się tak łatwo poddać, każdy to wiedział. Cynthia jeszcze bardziej obniżyła lot, będąc nisko nad ziemią. Miała zamiar zeskoczyć z miotły tak jak wcześniej, ale tym razem była przygotowana na to, że nogi mogą się pod nią ugiąć. Przerzuciła lewą nogę przez trzonek miotły i zeskoczyła na ziemię, by ostatni kawałek dobiec do namiotu o własnych siłach.

Albus miał wrażenie, że czas się wtedy zatrzymał. Słyszał krzyk, ale nie był pewien kto krzyczał. Może to on sam.

Cynthia zeskoczyła z miotły na trawę, nogi lekko się pod nią ugięły, ale nie upadła. Ale Albus nie miał czasu na radość, bo zielony płomień zaklęcia, sunął w stronę Cynthii w zastraszająco szybkim tempie, uderzając ją prosto w plecy i posyłając na ziemię bez ruchu.

Potter poczuł jakby znowu patrzyła na śmierć Calisty Krum na ulicy Pokątnej. To samo niedowierzenie, szok i przerażenie, zaatakowało jego ciało zanim mózg zdążył przetworzyć to co zobaczyły oczy.

Zatrzymał się nagle i zawisł w powietrzu.

– Albus! ALBUS!

Potter z trudem odwrócił się w stronę Scorpiusa, który zatrzymał się koło niego. Miał nawiedzony wyraz twarzy, wiedział to.

– To nie Avada! Ona żyje – powiedział z mocą Scorpius. Albus nie miał pojęcia skąd ta pewność. – Zbyt ciemny kolor.

Albus patrzył na Scorpiusa przez dłuższą chwilę, a potem skinął głową. Okej, tak mógł mu zaufać. Cynthia żyła. A jeśli tak było musieli się do niej jak najszybciej dostać i skopać dupę tym białym aniołom, którzy mieli czelność zaatakować ich przyjaciółkę od tyłu i wycelować w plecy.

Zanim jednak ktokolwiek z nich wznowił lot, Albus zobaczył coś, co miał nadzieję nigdy nie zobaczyć. Myślał, że ich przeciwnikiem będzie biała grupa, a okazało się, że gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta. Gdy oni walczyli, a Potter myślał przez kilka strasznych sekund, że Cynthia też umarła, jakaś inna drużyna właśnie wchodziła do namiotu.

Anthony z Hugo, który osłaniał go przed zaklęciami, właśnie wylądowali na ziemi obok Cynthi. Zabini uklęknął obok niej, rzucając swoją miotłę byle gdzie.

Albus kiwnął głową na Scorpiusa i dolecieli do reszty. W momencie gdy schodzili z mioteł, biała grupa wchodziła do namiotu. Krzyczeli z radości, trzymając swoje miotły w dłoniach, nie poświęcając im nawet jednego spojrzenia. Albus policzy się z nimi później.

– Żyje? – zapytał jak tylko stanął obok Hugo. Wierzył w słowa Scorpiusa, ale musiał się upewnić.

– Tak, jest nieprzytomna – odpowiedział Anthony i wziął ją ręce, przytulając do siebie. – Zabiję ich – powiedział wściekły.

Albus nie tak to sobie wyobrażał. Mieli wygrać z uśmiechami na ustach i poczuciem dumy. Oddać w ten sposób hołd Caliście Krum. Świętować do upadłego i móc z dumą nazywać się najlepszymi.

W zamian za to, Cynthia została trafiona zaklęciem tuż przed namiotem, który okazał się metą Wyścigu. Byli wyczerpani lotem przez pół Anglii w fatalnych warunkach i walką na ostatnim kawałku.

Hugo zebrał porozrzucane miotły, krzywiąc się, bo zaklęcie uderzyło go w ramię, a krew zaczęła spływać mu po palcach.

– Wchodzimy? – zapytał niepewnie Scorpius. Stali przed namiotem i nie wiedzieli co robić. Cynthia nadal była nieprzytomna w ramionach Zabiniego.

– Tak, skończmy to – powiedział w końcu Albus i ruszył jako pierwszy. Chwila, na którą czekali od lat, właśnie się działa. 

To było dziwne. Zupełnie inne niż marzenia, które miał. Uchylił zielony materiał namiotu i wszedł do środka.

– GRATULUJEMY TRZECIEGO MIEJSCA W WYŚCIGU! 

Przegrali. 




****

Został ostatni rozdział i Posłowie. Oraz prawdopodobnie Dodatek. 

Mam mieszane uczucia. Rozdział pisany dwa raz, bo pierwsza wersja rozgrywała się w środku burzy, a metą był statek na Tamizie. Jeśli ktoś to czyta, to dajcie znać co myślicie o takim zakończeniu. 

Za kilka dni będzie ostatni rozdział. 

Do następnego, 

Demetria1050 

Wyścig życia || Nowe Pokolenie - Harry PotterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz