Wyścig 03

236 23 40
                                    

20 lipca 2023


Scorpius wiedział, że jego rodzina nie była idealna. Ojciec był Śmierciożercą i robił rzeczy, których żałował do tej pory. Matka za to była jego oparciem po wojnie i widziała załamanie Draco, które nie było niczym miłym. Ale poradzili sobie z tym. Wiele razy powtarzali mu, że jest ich największym szczęściem. Miał świadomość tego, że był inaczej wychowywany niż nakazywała tradycja rodziny Malfoyów.
Ale kiedy patrzył na piętnastoletniego Hugo dziękował Merlinowi za swoich rodziców. Byli jacy byli, ale go nie katowali do nieprzytomności.

− Scorpius skarbie, czy coś się stało? - spytała Astoria Malfoy.

Patrzyła uważnie na swojego syna, który siedział naprzeciwko niej przy stole podczas śniadania. Astoria martwiła się o Scorpiusa, ponieważ wczoraj kiedy wrócił był przygnębiony. Nie akceptowała do końca pomysłu Draco żeby odciąć Scorpiusa od pieniędzy rodzinnych i znaleźć mu pracę w kawiarni – tej samej, której prowadzi ojciec Cynthi. Miała wrażenie, że Draco w ten sposób chciał go na siłę usamodzielnić, bo jego własny ojciec tego nie zrobił, dopóki miał taką możliwość. Potem Lucjusz trafił do Azkabanu, a Draco dostał Mroczny Znak.

Ale Scorpius był inny. Nie był swoim ojcem, ani dziadkiem. Niech ją piekło pochłonie, ale ona – Astoria Malfoy z domu Greengrass – na to nigdy by nie pozwoliła. Scorpius był jej małym synkiem. Jej szczęściem.

− Wszystko w porządku, mamo.

− W czwartki masz wolne, prawda? – spytał Draco. Po raz pierwszy odezwał się podczas dzisiejszego śniadania. Scorpius patrzył na niego zdziwiony. Nie miał pojęcia czego ojciec od niego chciał. Poza tym i tak był już umówiony z resztą.

− Tak, ale umówiłem się już – odpowiedział Scorpius.

− Myślałem, że moglibyśmy dzisiaj pójść razem popracować w laboratorium. – Oczy Scorpiusa, aż się zaświeciły na to zdanie. Uwielbiał razem z ojcem warzyć eliksiry.

Tak naprawdę to Draco też to uwielbiał, ale przyznał się do tego tylko żonie. Kiedy po wojnie w końcu doszedł do siebie i zrozumiał, że nie chce pracować w Ministerstwie Magii, nie wiedział co miałby robić. Nikt nie chciał zatrudnić byłego Śmierciożercy. Wtedy przypomniał sobie te liczne rozmowy, które odbył ze swoim ojcem chrzestnym – Severusem Snapem. Założył pracownię eliksirów, która specjalizowała się w eliksirach leczniczych. I po tylu latach stwierdził, że to był dobry pomysł. Na początku nie było zbyt łatwo, ale dał radę. Wiedział, że w końcu robił coś dobrze, a jego ojciec chrzestny mógł być z niego dumny.

− A nie możemy za tydzień? – powiedział szybko Scorpius. − W sobotę pracuję, ale za tydzień na pewno z tobą pójdę.

− Oczywiście, synu. – Draco pokiwał potwierdzająco głową. Mógł poczekać ten tydzień. Przecież nic się nie stało. Sam wręcz zmusił Scorpiusa do pracy. Wiedział, że równie dobrze mógłby go zatrudnić u siebie w firmie – miał wystarczającą wiedzę i umiejętności, ale uważał, że to byłoby za proste.

− O której wychodzisz? – Spytała Astoria, przy okazji poprawiając swoje brązowe falowane włosy. Zapomniała je spiąć do śniadania i co chwilę musiała je poprawiać, bo wpadały jej do grzanek.

− O jedenastej – odpowiedział Scorpius.

− My z tatą musimy zaraz wyjść, ale zapytasz się w naszym imieniu czy Cynthia i Roger nie chcieliby zjeść z nami w niedzielę obiadu?

− Oczywiście, mamo. – Scorpius wiedział, że Cynthia zgodzi się bez problemu. Poza tym przeczuwał, że będą rozmawiać o tym jak radzi sobie jako kelner.

Gdyby tylko wiedzieli, że praca w kawiarni była tylko dodatkiem. Prawdziwa praca Scorpiusa nie polegała na podawaniu kawy, ciasta, wycierania stolików i przyjmowania zamówień. Obsługa kasy i terminalu była jednak poza zasięgiem młodego czarodzieja.

Prawdziwa praca polegała na czymś zupełnie innym.


***


Cynthia jedząc rano śniadanie ze swoim tatą i Hugonem, miała wyśmienity humor. Młody Weasley mimo zmęczenia też był w dobrym nastroju. Dlatego też Roger Russel nie miał problemu, by odgadnąć dlaczego jego córka jest taka szczęśliwa.

− Kupujecie dzisiaj sprzęt na Wyścig, prawda? – spytał Roger. W odpowiedzi uzyskał szybkie kiwanie głową od nastolatków.

Przez resztę śniadania musiał słuchać po raz kolejny o Wyścigu. Potem kiedy zszedł na dół, by otworzyć kawiarnię, usłyszał za sobą wołanie Cynthi.

− Tato! – krzyczała Cynthia zbiegając ze schodów. Miała rozpuszczone włosy, czarną obcisłą sukienkę i skórzaną kurtkę. Była tak bardzo podobna do swojej matki, że przez chwilę myślał, że to ona do niego biegła. Kiedy jednak Cynthia stanęła przed nim i zobaczył jej twarz to głupie wrażenie go opuściło. Ale przez chwilę mógł żyć wspomnieniami.

− Coś się stało?

− Mu już wychodzimy. Możemy potem jechać do Ministerstwa na egzamin? – Cynthia zrobiła proszącą minę, przez którą Roger nie mógł jej odmówić. Wiedział jak bardzo wyczekiwała momentu, aż będzie mogła zdobyć licencję na teleportację.

− Dobra, możemy jechać – powiedział z uśmiechem. Cynthia szybko przytuliła tatę i zaraz podbiegła z powrotem na górę, by powiedzieć Hugo, że ma ruszać dupę z jej kanapy.

Pięć po jedenastej byli przed księgarnią Esy i Floresy. Oprócz nich na miejscu brakowało jeszcze Anthony'ego. Cynthia przez całą drogę mugolskim autobusem denerwowała się i wymyślała milion scenariuszy tego jak będzie wyglądać ich pierwsze spotkanie od jej urodzin. Miała tylko nadzieję, że Zabini nie zrobi niczego głupiego.

− Czy Zabini zawsze musi się spóźniać? – Zdenerwował się Scorpius. Nienawidził kiedy ktoś nie przychodził punktualnie na umówione spotkanie. Zanim jednak ktokolwiek zdążył mu odpowiedzieć na horyzoncie mogli dostrzec ciemną rękę Anthony'ego, którą machał do nich ponad tłumem czarodziei. Greengrass czuła jak serce odbijało jej się o żebra.

Nic dziwnego, że kiedy Anthony totalnie ją zignorował i nawet nie spojrzał w jej stronę, czuła się jakby dostała w twarz.

Idąc do sklepu z miotłami Cynthia ostatkiem sił powstrzymywała się od płaczu. Reszta grupy rozmawiała między sobą i cieszyła się swoim towarzystwem. Nikt nie zorientował się, że z młodą Greengrass coś jest nie tak. Dopiero jak weszli do środka dziewczyna poczuła, że była w stanie cokolwiek powiedzieć i w połowie nie załamie jej się głos.

− Wszystko okej?

Głos Calisty wybudził Cynthię z odrętwienia. Krum przytuliła się do niej od tyłu i położyła podróbek na bark. Cynthia czuła ciepło jej ciała i zapach mocnych perfum.

− Taaaaak, po prostu trudno w to wszystko uwierzyć – odpowiedziała Cynthia. Druga dziewczyna nie nalegała na dłuższą rozmowę tylko wyszeptała jej do ucha jedno zdanie.

− Anthony się na ciebie patrzy od samego początku. 




****

 Ciężko mi się pisało ten rozdział. Dopiero w połowie pierwszej części zorientowałam się, że pierwotnie Astoria miała nie żyć (tak jak w Przeklętym Dziecku, którego nie czytałam, ale informacje zapożyczyłam właśnie z tej książki.) W końcu jednak żyje i ma się dobrze. 

Komentujcie, gwiazdkujcie i w ogóle ;) 

Do następnego, 

Demetria1050 

Wyścig życia || Nowe Pokolenie - Harry PotterWhere stories live. Discover now