Wyścig 35

96 13 11
                                    


20 sierpnia 2023



– Hugo, zejdź w końcu na dół!

– Już idę, mamo!

Hugo wytarł spocone dłonie w materiał spodni i spojrzał na siebie w lustrze. Miał na sobie tą okropną wyjściową koszulę, która mama dała mu na ostatnie święta. Nie miał serca jej powiedzieć, że nienawidził nic co było w paski. A koszula w czerwoną kratę była z tego najgorsza. Gryzła się z jego rudymi lokami i bladą cerą. Ale Hermiona twierdziła, że będzie idealnie do niego pasować. Dlatego założył ją dzisiaj na ten rodzinne późne śniadanie.

Kiedy schodził na dół już w połowie zakręcanych schodów słyszał głośny śmiech ojca i jego gratulacje w kierunku Lily. Młoda Potter dostała w tym roku odznakę Prefekta i połowa rodziny pękała z dumy. Hugona ten zaszczyt nie dosięgnął.

– Jeszcze raz gratulacje, kwiatuszku! – Hermiona szybko przytuliła Lily z dużym uśmiechem na ustach. Była z niej bardzo dumna, bo sama pamiętała jaką radość czuła kiedy ona dostała odznakę Prefekta na swoim piątym roku.

– Och, Hugo. Jesteś już. W takim razie możemy siadać do stołu.

Młody Weasley pokiwał głową na słowa ojca. Wszyscy usiedli przy dużym stole w jadalni. Zaczęły się typowe rodzinne rozmowy, w których Hugo prawie nie uczestniczył. Posyłał tylko porozumiewawcze spojrzenia z Albusem, który siedział kilka krzeseł od niego, po przeciwnej stronie stołu. Mieli bardzo podobny stosunek do tych weekendowych spotkań rodzinnych. Było to fajne jak byli dziećmi, a teraz zaczynało być męczące.

Wybawieniem okazało się przybycie patronusa – małego niebieskiego kolibra ‒ pracownicy magicznych dowcipów Weasley'ów. Zwierzę zatrzymało się przy Ronie, a wszyscy zamilkli.

‒ Panie Weasley ‒ w jadalni rozniósł się lekko piskliwy głosik młodej pomocnicy, która dopiero od tych wakacji zaczęła pracę w sklepie. ‒ Miałam... mały wypadek przy eliksirach... Wiem, że miałam odebrać dzisiaj dostawę nowych składników, ale... muszę przefiukać do Mungo.

Wiadomość się skończyła i koliber rozpłynął się w powietrzu.

‒ No i koniec rodzinnego obiadu ‒ Ginny odezwała się z grymasem na twarzy. Chciała żeby ten obiad odbył się w wyjątkowo spokojnej atmosferze, bo całym męczącym tygodniu. Ale oczywiście coś nie wyszło.

‒ Że George musiał wyjechać i zostawić mnie z tym wszystkim...

Hugo miał ochotę powiedzieć, że przecież Ron jest współwłaścicielem sklepu i nie powinien tak narzekać. Jednak wiedział, że nie może sobie pozwolić na taki komentarz. Dlatego wbił spojrzenie w krem z dyni, który właśnie wszyscy jedli.

Jednak Albus wyczuł w tej całej sytuacji szansę na to żeby uwolnić się z rodzinnego obiadu.

‒ Może ja z Hugo byśmy odebrali tę dostawę? ‒ zapytał się Potter zanim Ron zdążył jeszcze bardziej narzekać, albo zbierać się do wyjścia. ‒ Przecież czasami pomagamy wam w sklepie i wiemy co i jak.

Rodzice się zgodzili. Hugo był naprawdę pod wrażeniem tego jak Albusowi udało się ich przekonać. Na początku Ron nie był z tego zadowolony. Ale Harry się wtrącił, że chłopcy na pewno sobie poradzą z tym zadaniem, a oni będą mogli spokojnie porozmawiać. Rose nie było dzisiaj na śniadaniu, więc nikt nie będzie im przeszkadzał wspominać szkolnych czasów.

Albus teleportował się z Hugo wprost do magazynu sklepu.

‒ Merlinie, Albus miałeś genialny pomysł ‒ powiedział Hugo jak tylko stanął pewnie na nogach po aportacji. Musiał wziąć kilka głębokich wdechów, bo ciągle źle znosił teleportację. Miał nadzieję, że niedługo się przyzwyczai. Albus tylko uśmiechnął się na te słowa.

‒ Wiedziałem, że ci się to spodoba.

Hugo pokiwał głową i zaczął podwijać rękawy tej okropnej koszuli, którą miał na sobie. Nie zdążył się przebrać, bo wpadł do pokoju tylko po jedną rzecz.

Weasley rozejrzał się po magazynie. Wszędzie walały się różnej wielkości pudła. Niektóre nawet się ruszały i rudzielec nie miał ochoty sprawdzać co w nich jest. Bardziej interesowały go te, które były oznaczone żółtą taśmą. Pomieszczenie było naprawdę duże, a białe ściany tylko je powiększały optycznie. Hugo pamiętał, że jeszcze przed Hogwartem uwielbiał biegać miedzy kartonami. Czasami niektóre na niego spadały, a wtedy nie było już tak wesoło.

‒ To czego szukamy?

Hugo uśmiechnął się szeroko. Miał świetną okazję do tego, aby wziąć wszystko co mu było potrzebne. Oczywiście miał jakieś zapasy, ale zaraz wracali do Hogwartu i musiał być gotowy na mały tłum uczniów, którzy zapłacą niezłą sumę byle tylko zdobyć niektóre produkty.

‒ Kilka buteleczek miłosnego eliksiru, Uszy Dalekiego Zasiegu, Tajemnicze Sześciany i kilka fałszywych różdżek ‒ zaczął wyliczać Hugo. Albus uważnie go słuchał i starał się zapamiętać wszystkie te rzeczy. ‒ No i jak przyjedzie ta dostawa to zobaczymy co tam jest.

Albus przeszukując chyba piąty karton, w końcu zadał pytanie, które go ciekawiło od jakiegoś czasu.

‒ Hugo... Ani wujek George, ani wujek Ron nie zorientowali się, że giną im niektóre produkty?

Hugo spojrzał się na niego z uśmiechem politowania i pokręcił przecząco głową.

‒ Czy ty widziałeś jak wygląda ich biuro? I ile jest tam papierów, które wręcz unoszą się do sufitu? ‒ Potter pokręcił przecząco głową. ‒ Oni by nie zauważyli jakby im połowa rzeczy ze sklepu zniknęła. Jedyne czego pilnują to dostaw, bo boją się, że czegoś im zabraknie do eksperymentów.

Kolejne rzeczy lądowały w małym kufrze, który był potraktowany zaklęciem zmiejszająco-zwiększającym. Musieli zrobić krótką przerwę, by odebrać od dostawcy kilkanaście kartonów z nowymi składnikami. Mężczyzna nie robił żadnych problemów, ale był trochę zawiedziony, że Hugo i Albus odbierają zamówienie, a nie nowa pracownica.

Kiedy skończyli przeszukiwać magazyn w poszukiwaniu skarbów potrzebnych Hugo do sprzedaży, mogli teoretycznie wracać do domów.

‒ Masz ochotę na mały lot nad Tamizą?

Hugo przeciągnął się porządnie, aż coś mu strzyknęła w różnych miejscach w kręgosłupie. Zanim jednak odpowiedział, ktoś odezwał się za jego plecami.

‒ A co wy tu robicie, co?

Weasley'a, aż zmroziło na chwilę, ale zaraz potem dotarło do niego, że bardzo dobrze zna ten głos. Za nim stał ubrany w strój do latania, Scorpius Malfoy. Poprawiał właśnie grzywkę, która ciągle wchodziła mu do oczu.

‒ Albus napisał mi, że robicie mały napad na sklep, a potem chce cię namówić na krótką wycieczkę ‒ tłumaczył się Scorpius. Zdziwienie i strach na twarzy Hugo były doskonale widoczne.

‒ Tak naprawdę to chciałem zrobić mały trening chociaż z wami, bo niedługo wyślą nam kolejne zadanie Wyścigu, a ja prawie zapomniałem jak się robi potrójne beczki ‒ Albus przyznał się chłopakom.

‒ To lecimy? 



****

Kilka rozdziałów wcześniej pisałam, że prawdopodobnie wyrobię się do Wielkanocy z zakończeniem historii. I może gdyby nie ta przerwa to plan, by wypalił. Ale dzisiaj zobaczyłam kalendarz i prawie się roześmiałam jak ogarnęłam ile faktycznie do tych Świąt zostało. Nie ma szans, że się wyrobię. 

Następny rozdział chcę poświęcić na ich trening, a w kolejnym wracaliby już do szkoły. 

Do następnego, 

Demetria1050 

Wyścig życia || Nowe Pokolenie - Harry PotterWhere stories live. Discover now