rozdział 31 - broken

3K 176 29
                                    

Blade zimowe słońce zawisło nad zamkiem. Nieśmiałe promienie oświetliły pokryte śniegiem wieżyczki, wybuchły tęczą w kroplach wody i odsłoniły skuloną postać na samotnym tarasie zawieszonym tuż nad przepaścią.

Usta Hermiony były już od dawna sine, a jej palce, choć okryte materiałem rękawiczek, skostniały z zimna. Pod powiekami czuła piach, co wynikało z tego, że nie położyła się tej nocy. Policzki i nos szczypały ją przy każdym oddechu.

Nie dbała jednak o żadną z tych rzeczy, dopóki jej oczy mogły śledzić zapisane brązowym atramentem linijki. Nie miała wątpliwości, że księga oprawiona jest w ludzką skórę, a charakterystyczny kolor tuszu wynika z faktu, że litery napisano krwią. Wolumin był bardzo stary, lecz nic oprócz utlenionej barwy tekstu tego nie zdradzało. Okładka po tylu wiekach powinna kruszyć się w palcach, lecz czarna magia zawarta w każdej ze stron skutecznie chroniła je od rozkładu.

Zakręciło się jej w głowie i prawdopodobnie była to jedyna rzecz, która mogła oderwać ją od lektury. Nie mogła pozwolić sobie na utratę przytomności. Nie miała czasu na takie rzeczy.

Odłożyła książkę i zamknęła oczy.

Po raz pierwszy od wielu godzin pozwoliła sobie poczuć. Otworzyła się na stan swojego ciała i... ból prawie ją obezwładnił. Zawroty głowy wynikały z tego, że jej serce niebezpiecznie zwolniło, przestając dostarczać krew do kończyn i organów. Jej palce u stóp były już zamarznięte.

Skarciła się w duchu za swoją nieuwagę. Jeszcze chwila i sama by umarła. Nikt nie sprowadziłby wtedy Pansy.

Wyciszyła się. Wraz z wdechem napięła całe swoje ciało, pozwalając obudzić się wypełniającej ją magii. Sięgnęła w głąb siebie, szukając pośród mroku i chaosu. Moc odpowiedziała na jej wezwanie i zamruczała jak przeciągający się kot. Hermiona poczuła ją jak słońce promieni na twarzy, jak smak kawy po bezsennej nocy, jak najwspanialsze pocałunki. Huczało jej w uszach, jakby stała przy wodospadzie. Wypełniła ją euforia nieporównywalna do niczego innego. Czysta potęga nieskończonej mocy.

Pokierowała tym strumieniem z łatwością, napełniając ogniem swoje ciało. Jej krew wrzała. Serce od razu przyśpieszyło, rozprowadzając życiodajną energię do jej rąk, nóg i organów wewnętrznych. Odmarznięta skóra twarzy stała się nieskazitelna, znowu mogła ruszać palcami. Zmęczenie zniknęło, zastąpione stalową siłą. Chłód już jej nie przeszkadzał. Nie mógł jej objąć, dopóki tego nie chciała.

Wraz z wydechem skierowała magię z powrotem do swojego wnętrza. Za każdym razem było jej trudniej to zrobić. Moc była dzika, protestowała i walczyła jak zaatakowane zwierzę, nie chcąc wrócić do ciasnej klatki. Ale to Hermiona była jej panią i ostatecznie zawsze udało jej się poskromić tę siłę. Tak było też tym razem. Już po chwili nie zostało po niej śladu, oprócz doskonałego stanu dziewczyny. Zgoła innego od tego, w którym znajdowała się jeszcze parę sekund temu.

Nauczyła się tej sztuczki z jednej z ksiąg, które były ostatnio jej jedynymi towarzyszkami. Nie rozumiała, czemu kiedykolwiek obawiała się zawartych w nich zaklęć. Siła, którą dzięki nim zdobyła, była nieporównywalna do niczego, co poznała w swoim życiu. A czy jest coś ważniejszego niż potęga?

Hermiona przeciągnęła się z zadowoleniem. A potem wróciła do pracy.

I trwała tak jeszcze długie godziny. Dopóki nie znalazła odpowiedzi na pytanie, co musi zrobić.

I co poświęcić.

***

Weszła do dormitorium Draco i rozejrzała się po nim. Po czym obróciła się na pięcie i wyszła, zatrzaskując za sobą drzwi. Doszło zza nich głośne przekleństwo, po czym z pokoju wyłonił się Malfoy.

are you afraid of the dark? | dramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz