rozdział 7 - come what may

3.7K 213 28
                                    

Przez cały tydzień do późna siedziałam na tarasie, przeglądając książki i paląc papierosa za papierosem. Przebywanie z Malfoyem wyprowadziło mnie z trudem wypracowanej równowagi. Nie powinnam się stresować, żeby nie intensyfikować działania klątwy, ale przy nim było to niemożliwe. Jego obecność wydobywała ze mnie same najgorsze instynkty. W jakiś sposób podobało mi się jednak, że nie muszę się przy nim hamować i starać zachowywać odpowiednio, tak jak było w przypadku innych ludzi. Przez te siedem dni unikałam go jednak jak ognia, skupiając się na nauce i przeszukiwaniu książek z działu ksiąg zakazanych. Nie spodziewałam się, że od razu znajdę remedium, ale brak jakiejkolwiek wskazówki powoli zaczynał mnie zniechęcać.

W piątkowe popołudnie, gdy zapadł już zmrok, a nadgarstek rozbolał mnie od trzymania różdżki jako źródła światła, postanowiłam wrócić do dormitorium.

Miałam poczucie déjà vu, gdy pojawiłam się w pokoju wspólnym. Ślizgoni znowu urządzili imprezę. Nie zachwyciło mnie to, ale jak na razie i tak byłam pozytywnie zaskoczona całokształtem ich zachowania – nie dręczyli mnie aż tak bardzo i przez większość czasu ignorowali. Nie było mi potrzebne do szczęścia wiele więcej.

Szybko odnalazłam wzrokiem Zabiniego, który zabawiał jakąś niską blondyneczkę. Chichotała kokieteryjnie w odpowiedzi na jego żarty, a on wydawał się bardziej pewny siebie z każdym zalotnym spojrzeniem, jakie mu posyłała.

Przewróciłam oczami i ruszyłam w ich kierunku. Ona zauważyła mnie pierwsza i bez słowa uciekła. Wydawała się przestraszona, co skłoniło mnie do podejrzeń, że plotki o naszym wyimaginowanym romansie z Zabinim już rozeszły się po Slytherinie.

Blaise był mocno skonfundowany, dopóki nie stanęłam przy nim i nie odebrałam mu butelki. Pociągnęłam parę solidnych łyków, czując jak alkohol wypala moje gardło. Wciąż się krzywiłam, gdy mu ją oddawałam.

- Co to za okazja? – spytałam, rozglądając się po pokoju.

- Piątek. Wystraszyłaś mi randkę – zauważył, ale nie wydawał się szczególnie poruszony.

- Znajdziesz inną – wzruszyłam ramionami i przeszłam do sedna. – Słuchaj, twoi kumple myślą, że ze sobą sypiamy.

Przez cały tydzień nie wyczułam odpowiedniej okazji, by mu o tym powiedzieć. Zakrztusił się i musiałam poklepać go po plecach. Gdy tylko mógł znowu oddychać, zaskoczył mnie wybuchem śmiechu.

- To wyjaśnia czemu Nott dziś powiedział, że nie będzie ze mną trenował, dopóki się nie zdezynfekuję – wydusił z siebie. – I Draco... wiedziałem, że to, że prawie zrzucił mnie z miotły, to nie był przypadek!

Chciałam mu powiedzieć, że nie widzę w tym żadnego powodu do wesołości, ale zostałam popchnięta. Odwróciłam się szybko, z różdżką w pogotowiu.

Całkiem trzeźwa Astoria i bardzo pijana Pansy szarpały się za włosy, piszcząc przeraźliwie.

- To wszystko twoja wina! – wykrzyknęła Pansy, próbując kopnąć koleżankę w goleń. – Gdyby nie ty, wciąż miałabym u niego szanse!

- Nigdy nie miałaś u niego szans, ty idiotko i jesteś jedyną osobą, która o tym nie wiedziała! – z uwagi na swój stan Astoria walczyła trochę lepiej i udało jej się wyrwać.

Stały naprzeciwko siebie, dysząc ciężko i próbując przewidzieć następny ruch przeciwniczki.

- O mój Boże – powiedziałam tylko.

- To jest nawet zabawne – skomentował Blaise.

- Nie, nie jest.

Zbliżyłam się do nich w momencie, gdy znowu rzuciły się sobie do gardła. Próbowałam złapać Astorię za ramiona i ją odciągnąć, ale dziewczyna okazała się silniejsza niż przypuszczałam.

are you afraid of the dark? | dramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz