rozdział 28 - ...but your enemy closer

3K 187 69
                                    

Nie wiem, czemu nie wzięłam sobie do serca ostrzeżeń Ginny. Wiem jednak, że okazało się to być jednym z błędów, które będą mnie prześladować aż do śmierci.

Szkoła była podzielona. Konflikt zaostrzał się każdego dnia. Uczniowie Gryffinoru pozwalali sobie na coraz więcej złośliwości, które coraz częściej przybierały postać otwartej wrogości. Wyzwiska, drobne zaklęcia, kuksańce i podkładanie nogi na korytarzu stały się elementem codzienności. A to wszystko w imię nienawiści opartej na starych podziałach i współczesnej propagandzie.

Podejrzewałam również, że nasi nowi oprawcy czerpią z tego niemałą satysfakcję. Role się odwróciły. Gwardia Dumbledora, kiedyś prześladowana, teraz prześladowała. To była zemsta.

Uczniowie Slytherinu buntowali się jak mogli, ale już w pierwszym tygodniu nowego reżimu posypało się tyle szlabanów, że nie mieliśmy nawet czasu się wyspać, a co dopiero spiskować wspólnie w celu załagodzenia sytuacji.

Nie mogliśmy też bronić się w żaden prostszy sposób. W przypadku gdy wybuchała bójka, bo któryś ze ślizgonów nie mógł już znieść dalszych upokorzeń i oddawał cios zamiast nadstawić drugi policzek, nauczyciele z dziwnych powodów winili za zajście wyłącznie sprowokowaną stronę.

Przerażona rozwojem wydarzeń szybko udałam się do McGonagall, uważając ją za jedyną osobę zdolną do zakończenia tego szaleństwa. Nie pochwalała tego, co się działo. Jednak szybko rozwiała moje mrzonki o pokoju, informując mnie, że dostała ścisłe wytyczne z Ministerstwa odnośnie traktowania „czarodziei skażonych zgubną ideologią Voldemorta". Dodała też, że zagrożono jej odwołaniem ze stanowiska jeżeli się do niech nie zastosuje. Wierzyła, że może zrobić więcej dobrego dla dzieci pozostając dyrektorką. Przyznałam jej rację – gdyby Ministerstwo podstawiło swojego człowieka na jej fotel, sytuacja w zamku mogłaby znacznie się pogorszyć.

Na zewnątrz panowała śnieżna zima, a atmosfera w zamku wcale nie była cieplejsza. Dobre momenty przytrafiały się bardzo rzadko, prawie w ogóle nie widywałam się z przyjaciółmi.

Kilka razy zdarzyło się jednak, że ani ja, ani Pansy, ani Blaise, ani Draco nie mieliśmy szlabanu. Siedzieliśmy wtedy przy komiku w pokoju wspólnym i rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Ogień rozgrzewał nasze dłonie i twarze, ale nie sięgał serc. Nawet gdy byliśmy razem, nie mogliśmy się otrząsnąć z uczucia beznadziei, które zagnieździło się w nas na dobre. Martwiło nas głównie to, że szkoła była jedynie przedsmakiem tego, co czekało nas w prawdziwym świecie. Niedługo mieliśmy opuścić mury Hogwartu, ale tylko po to, by dołączyć do społeczeństwa, które nienawidziło nas jeszcze bardziej.

Te wykradzione okrutnej rzeczywiści wieczory zmieniały jednak coś w każdym z nas. Pansy, która wydawała się bardziej udręczona z każdym dniem, po paru godzinach spędzonych z nami znów żartowała i flirtowała radośnie z Blaisem. Pogłębiająca się pionowa zmarszczka na czole Zabiniego znikała, nadając mu znowu szelmowski wygląd. A Draco... Draco. Z nim jak zwykle wszystko było skomplikowane.

Odsunęliśmy się od siebie. Pomimo swoich wcześniejszych słów, odpychał mnie. Unikał mnie i nie było to trudne w tej nowej rzeczywistości, a gdy już jakimś cudem znaleźliśmy się w tym samym miejscu i czasie, był złośliwy i opryskliwy, a ja oczywiście nie pozostawałam mu dłużna. Zwykle rozchodziliśmy się wtedy, oboje wściekli, z zaciśniętymi pięściami i szczękami, ale czasami sytuacja przybierała zgoła inny obrót.

Rzucaliśmy się na siebie w pocałunkach, łakomi swoich ciał, pobudzeni adrenaliną po sprzeczce. Żadne z nas tego nie chciało, ale nie umieliśmy się oprzeć.

Nie byliśmy delikatni. On trzymał mnie mocniej niż powinien, czasami zostawiając siniaki na moich ramionach i biodrach, a ja ciągnęłam go za włosy i wbijałam paznokcie w jego plecy. Pragnęłam go całego i doskonale wiedziałam, że on też pragnie mnie, ale nigdy nie posunęliśmy się do końca. W pewnym momencie nasze pocałunki zawsze ewoluowały w coś spokojniejszego i czulszego. Przestawaliśmy się szamotać w walce o dominację i nagle zdawałam sobie sprawę, że tonę w jego ramionach, a on obejmuje mnie delikatnie i szepcze mi do ucha, o tym co mu się ostatnio przytrafiło. Byliśmy tak w stanie siedzieć godzinami, upajając się wzajemną bliskością i rozmawiając.

are you afraid of the dark? | dramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz