rozdział 1 - undisclosed desires

6.3K 254 41
                                    

Wiatr uderzył mnie w twarz, kiedy otworzyłam okno w przedziale. Zapadał zmierzch.  Światła odległych miast przy tej prędkości zmieniały się w różnobarwne smugi. Wyglądały dokładnie tak, jak na moich nieudanych próbach samodzielnego wywołania polaroidu parę lat temu. Angażowałam się w takie rzeczy ze względu na rodziców. Cieszyli się, mając córkę czarownicę, ale nietrudno było zauważyć, że z roku na rok, gdy wracałam z Hogwartu na wakacje, stawaliśmy się sobie coraz bardziej obcy. Szybko zorientowałam się, że jest to niemożliwe do uniknięcia i choć z czasem to zaakceptowałam, desperacko walczyłam o każde wakacje, udając przed nimi jak najbardziej normalną osobę. Myślę, że doskonale zdawali sobie sprawę z tej maskarady, ale nigdy nie zrobili niczego, by mnie powstrzymać. Było im to na rękę. To wydawało się najlepsze dla wszystkich, nawet jeżeli te próby zbliżenia się do siebie powodowały, że oddalaliśmy się jeszcze bardziej.

Ta polaroidowa porażka ostatecznie utwierdziła mnie jednak w przekonaniu, że czary to jedyne, do czego się tak naprawdę nadawałam.

- Hermiona? Zamkniesz to okno? Jest zimno... - odezwała się Parvati, wyrywając mnie z rozmyśleń.

Zapomniałam o jej obecności. Popatrzyłam na nią przez chwilę, po czym bez słowa wyciągnęłam z kieszeni paczkę papierosów i włożyłam jednego między wargi.

Prychnęła, wyraźnie zdenerwowana, a potem wstała i wyszła z przedziału, używając do zamknięcia drzwi znacznie więcej siły, niż to było potrzebne.

Zaciągnęłam się, odpalając papierosa i nawet nie starałam się wydmuchiwać dymu za okno. Byłam w przedziale sama. Ostatnio cały czas byłam sama, jakbym i bez tego nie była w wystarczającej rozsypce po wszystkim, co się stało. Jedynie Harry i Ginny wciąż starali się nawiązać ze mną kontakt i muszę przyznać, że istotnie, zwykle udawało im się wydobyć ze mnie starą dobrą Hermionę, za którą wszyscy tak tęsknili. Podjęte z mojej inicjatywy zerwanie z Ronem doprowadziło do tego, że chłopak nawet się ze mną nie pożegnał, zanim wraz z Ginny wyruszyłyśmy na dworzec.

Zmiany zaczęły we mnie zachodzić bardzo powoli. Na początku myśleliśmy nawet, że klątwa, którą oberwałam podczas Bitwy o Hogwart nie niosła za sobą żadnych skutków... może bardziej mieliśmy nadzieję, niż naprawdę tak sądziliśmy. Stopniowo jednak zaczęłam mieć ochotę na różne rzeczy. Rzeczy, których nigdy nie robiłam. Nie wszystkie były złe, ale wszystkie w jakiś sposób służyły jedynie zaspakajaniu różnego rodzaju pragnień. Najbardziej zszokowało mnie to, że one nie pojawiły się znikąd. Zawsze tam były. To ja, w swoim bezcelowym dążeniu do perfekcji, stłumiłam je w sobie. Nie od razu połączyłam to z działaniem klątwy, zaczęło się zresztą bardzo niewinnie. Kto sądziłby, że jedzenie lodów w środku nocy jest skutkiem zaklęcia rzuconego przez Bellatrix. Stawiało to w niebezpieczeństwie jedynie zapas słodyczy Weasley'ów, u których spędziłam wakacje. Nie próbowałam jeszcze odszukać rodziców – nie wiedzieliśmy, czy nie będę stanowić dla nich zagrożenia.

Od lodów się zaczęło, potem zaczęłam spontanicznie nabierać ochoty na wyjście z domu, zrobienie czegokolwiek. Nora mnie nudziła. Stałam się znaczenie bardziej impulsywna. Początkowo Ginny towarzyszyła mi za każdym razem, gdy wybierałam się na imprezę do Londynu – ba, nawet mnie w tym zachęcała. Chyba uważała to za formę odreagowania po roku tułaczki w poszukiwaniu horkruksów i jego jeszcze gorszym zakończeniu. Jednak to, jak zaczęłam się zachowywać, zaczęło ją niepokoić. Pierwszą sygnałem dla niej, że coś jest naprawdę nie tak, było moje sięgnięcie po papierosy. Sama nie wiedziałam, jak to się zaczęło. Ktoś mnie poczęstował, potem kolejny raz i zanim się obejrzałam, kupiłam pierwszą paczkę. W jakiś sposób pomagały mi się zrelaksować – nie same substancje, ale tak celebrowany przeze mnie akt palenia. Sposób, w jaki dym układał się w mleczne spirale, mocny, drażniący zapach... skupienie się na tym, było czymś, co często mnie ratowało w napadach irytacji.

Drugim sygnałem było moje nagłe zainteresowanie wszystkimi sprawami damsko-męskimi. Zaczęłam podrywać przypadkowych chłopaków poznanych w klubie. Potem odkryłam potężną magiczną moc czerwonej szminki i już nawet nie musiałam się wysilać – oni sami krążyli wokół mnie niczym obrońca wokół trzech pętli podczas meczu quidditcha.

No i zaczęłam pić... tak, to znacząco mogło przyczynić się do rozwoju mojego nagłego zainteresowania chłopcami.

Drzwi przedziału otworzyły się nagle. Do środka wparowała Ginny i z jawną niechęcią spojrzał na końcówkę mojego papierosa.

- Coo... Parvati naskarżyła? – spytałam słodko, ale wyrzuciłam niedopałek przez okno.

- Nie mów tak Herm – westchnęła. – Ona się stara. Wiesz to przecież, gdybyś tylko nie była...

-... aż tak wkurwiająca? – dokończyłam, a ona zaśmiała się niechętnie.

Posłała mi długie przeciągle spojrzenie, po czym podeszła bliżej i delikatnie położyła rękę na moim ramieniu. Nie wiedziała, czy nie ucieknę. Ja sama nie wiedziałam.

Po chwili jednak wściekłość zaczęła za mnie ulatywać. Patrzyłam na Ginny z równym smutkiem, z jakim ona patrzyła na mnie. Nie zauważyłam, kiedy znowu zebrało się we mnie aż tyle intensywnych uczuć.

- Przepraszam, ja... - wykrztusiłam w końcu.

- Herm, spokojnie, ja wiem.

Patrzyłyśmy na siebie czujnie i nie mogłam się przestać zastanawiać, czy byłaby tak wyrozumiała, gdybym nie ochroniła przed tym losem właśnie jej chłopaka. Ta myśl jątrzyła się w mojej głowie od dłuższego czasu. Ron już zrezygnował, Harry też często miał mnie dość, ale Ginny uparcie stała przy moim boku. Była dobrą przyjaciółką, ale... czy aż tak dobrą? Czy nie była to po prostu wdzięczność za uratowanie miłości jej życia?

- Parvati nic mi nie powiedziała – odezwała się w końcu, próbując przełamać lody niezręcznym uśmiechem. – Zbliżamy się do Hogwartu i...

Przerwał jej nagły hałas na korytarzu. Blaise Zabini, przebrany już w szaty, zerował butelkę Ognistej, zachęcany okrzykami reszty ślizgońskiego kółka wzajemnej adoracji. Podeszłam i stanowczym ruchem zasłoniłam kotarę, oddzielającą nas od tego zamieszania. Jednak zanim to zrobiłam, kątem oka dostrzegłam charakterystyczną platynową fryzurę, której właściciela nie mogłabym pomylić z nikim innym.

- No nie... Serio? – powiedziałam z niedowierzaniem.

Wiedziałam, że dzieci śmierciożerców, nawet jeżeli brały aktywny udział w działaniach wojennych, nie zostały zesłane do Azkabanu. Nie sądziłam jednak, że powrócą do szkoły aż tak licznie. Nawet Harry i Ron zrezygnowali z zaliczenia ostatniego roku, skoro nie musieli. Mi też zaproponowano posadę w ministerstwie, ale... uznałam to za pewną formę oszustwa. Jasne, może uratowaliśmy świat, ale na pewno było jeszcze wiele rzeczy, których powinniśmy się nauczyć.

Do długiej listy powodów, przez które ten rok mógł być naprawdę okropny dodałam przebywanie w towarzystwie ludzi, którzy darzyli mnie szczerą nienawiścią. I z wzajemnością.

Ginny zachichotała cicho, widząc rozpacz i niedowierzanie wypisane na mojej twarzy.

- Czyżby nie odpowiadało ci towarzystwo?

- No co ty, Ginny – odrzekłam z ironią. – Zapowiada się rok pełen zabawy...

are you afraid of the dark? | dramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz