rozdział 12 - dangerous liaisons

3.7K 192 39
                                    

W piątkowy wieczór Pansy była wyjątkowo depresyjna. Miała lepsze i gorsze dni, ale ostatnio wydawało mi się, że jej stan się pogarsza. Udawała silną i tylko przy mnie pozwalała sobie na te momenty słabości. Pomimo tego nie ufała mi jednak na tyle, by wyznać co ją dręczy.

Dobijało mnie to. Brak umiejętności pomocy kolejnej bliskiej osobie. Uczucie bezradności zabijało mnie powoli przez cały tydzień.

Żyłam jednak z myślą, że gdy tylko pozbędę się Notta i zakończę sprawę Ginny, poświęcę Pansy całą swoją uwagę. Gryfonka była w nawet gorszym stanie. Przez ostatnie dni przemierzała korytarze Hogwartu nieobecna i zamyślona. Wzdrygała się w reakcji na każdy głośniejszy dźwięk, a gdy tylko widziała Notta, nawet z oddali, zaczynała się trząść. Dręczyły ją koszmary i prawie nie spała, co sprawiło, że wyglądała na chorą i słabowitą.

Nienawidziłam tej chłodnej kalkulacji, ale wiedziałam, że ona bardziej potrzebuje pomocy. Pansy trzymała się lepiej.

W żaden sposób nie zmniejszyło to jednak moich wyrzutów sumienia, gdy w sobotę udałam się do Hogsmeade, zostawiając ją śpiącą w zamku.

Malfoy czekał na mnie w umówionym miejscu. Stał oparty o ścianę budynku, ukryty w cieniu. Nie zauważył mnie od razu, co dało mi okazję, by mu się przyjrzeć.

Zapomniałam mu powiedzieć, by założył mugolskie ubrania, ale sam na to wpadł. Czasami zapominałam, że był inteligentny. Harry i Ron przyzwyczaili mnie do czegoś innego. Nie podejmowali rozsądnych działań z własnej inicjatywy. Nie byli przygotowani do niczego, jeżeli nie wytłumaczyłam im krok po kroku co mają zrobić. A czasami nawet to nie wystarczało...

Malfoy miał na sobie czarne jeansy, szmaragdową bluzę z kapturem naciągniętym głęboko na czoło i czarną, skórzaną kurtkę. Trzymał ręce w kieszeniach, co spowodowało podwinięcie się kurtki i ukazało różdżkę w tylnej kieszeni spodni.

Teraz bardziej niż kiedykolwiek wyglądał niebezpiecznie. Jak jeden z bohaterów tych absurdalnych powieści romantycznych o gangsterach, które tak uwielbiała Ginny. Czytała je w wypiekami na twarzy gdy była młodsza, a na moje komentarze odnośnie jej wątpliwego gustu powtarzała ze śmiechem, że łobuz kocha najmocniej. Wiedziałam jednak, że sama w to nie wierzyła. Każdy potrzebował sposobu na odreagowanie, a jej wcale nie był najgorszy.

Szczerze powiedziawszy, patrząc na Malfoya, sama odczułam nagłą potrzebę pożyczenia paru tomów od przyjaciółki...

Już jakiś czas temu zdałam sobie sprawę, że chłopak mnie pociąga. Nie winiłam się za to. Zupełnie obiektywnie był przystojny, pod względem inteligencji też wpasował się w mój typ, a ja od dłuższego czasu nie doświadczyłam żadnego romantycznego uniesienia. Moje... przyciąganie do niego to była czysta biologia, nic więcej. Nie istniała możliwość, żeby to mogło być coś więcej. Wciąż był tym samym uprzedzonym dupkiem, pomimo że przy każdym naszym spotkaniu wzrastało moje wrażenie, że pod fasadą rozpuszczonego arystokraty jest coś więcej. O wiele więcej.

Malfoy ostatecznie zdał sobie sprawę z mojego przybycia. Odepchnął się od ściany i szybkim ruchem zsunął kaptur z głowy. Przybliżył się i otaksował mnie leniwym spojrzeniem.

- Gdzie masz różdżkę, Granger? – spytał cicho, z przewrotnym uśmiechem.

Odetchnęłam z ulgą. Zamierzał się trzymać zasad naszego krótkotrwałego rozejmu.

Jego pytanie było w pełni uzasadnione, biorąc pod uwagę, że miałam na sobie bordową sukienkę bez żadnych kieszeni. Mała torebeczka przewieszona przez moje ramię też nie wyglądała na zdolną pomieścić przedmiot takiej długości.

are you afraid of the dark? | dramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz