rozdział 30 - the sky's the limit

3K 172 19
                                    

Patrząc w lustro, nie widział już jednej osoby. Widział setki nakładających się na siebie postaci, zlepki wspomnień i charakterów, które tworzyły wielobarwne miraże odbijające się w jego oczach. Te dopiero składały się na obraz mężczyzny, jakim się stał.

Śmierć Pansy wpłynęła na niego inaczej niż odejście ojca. To, co stało się z Lucjuszem, początkowo go poraziło i złamało. Po czasie uświadomił sobie jednak, że to nie ojca żałuje, a siebie samego, bo jakaś jego część również obróciła się wtedy w niebyt. Jak można zrobić coś takiego i pozostać sobą? Nie lubił starego siebie. Nie wiedział jeszcze jednak, czy lubi tego, kim stał się teraz.

Ojciec umarł dla niego w chwili, gdy pierwszy raz podniósł rękę na Narcyzę. Przez lata jego miano pozostało tylko czczą pogróżką, którą bronił się przed wrogami. Nie było między nimi miłości, zaufania czy czułości, jaka zwykle łączyła ojca i syna. Wszystko to dostawał od matki, ale nie naprawiało to spustoszenia, jakie siał w jego psychice ojciec przy każdej możliwej okazji.

Krytykował go za jakikolwiek okazany przejaw słabości i zasiewał w nim nienawiść do inności. Kpił, że szlama ma od niego lepsze stopnie i Draco wiedział, że dla Lucjusza istnieje niewiele gorszych obelg. Szczuł go na mugoli i zdrajców krwi. Lucjusz nie znał innych emocji niż nienawiść i pogarda i z determinacją robił wszystko, by jego jedyny syn stał się dokładnie taki sam.

Draco przez długi czas myślał, że mu się udało. Wojnę pamiętał jak przez mgłę – wspomnienia były odległe i niewyraźne, jakby to był jeden z tych mugolskich wynalazków zwanych filmami i to taki, który oglądał bardzo dawno temu.

Niektóre wydarzenia były jednak wyraźniejsze niż inne – pojmanie Złotego Trio i doprowadzenie ich do Malfoy Manor było jednym z nich. Od razu rozpoznał Pottera, nawet pomimo sprytnego zaklęcia rzuconego przez Granger. Wiedział, że to on... i skłamał. Nie umiał sobie tego wyjaśnić. Po prostu nie mógł go wydać.

A potem ciotka torturowała Hermionę, która krzyczała. Na Merlina, jak ona krzyczała. Właśnie wtedy Draco zrozumiał, że to co robi, jest złe. Nikt, nawet jakaś brudna szlama, nie powinien tak krzyczeć.

Nie mógł jednak zrobić wiele. Na szczęście wojna niedługo potem się zakończyła. Spodziewał się zesłania do Azkabanu, ale władze okazały się łaskawe. Pozbawiły go rodziny, ale zachował swoją wolność. Do czasu...

Aż całą wolną wolę odebrała mu ta sama szlama, której krzyki rozbudziły jego sumienie w czasie wojny.

Hermiona Granger. Przemądrzała. Przeklęta... Piękna.

Nie miał pojęcia, kiedy przestał ją nienawidzić, ani tym bardziej, kiedy zaczął ją lubić. Za to dokładnie wiedział, kiedy zaczął jej pragnąć bardziej niż kogokolwiek innego.

Było to pierwszego wieczoru po powrocie do szkoły. Zaprowadził ją na taras, chcąc wymusić na niej, by wyjaśniła mu sytuację. A ona jak w transie wychyliła się za barierkę, zafascynowana niezgłębioną ciemnością.

Odnalazł siebie w tym geście, bardziej niż w czymkolwiek, co zrobili jego bliscy. Każdego dnia walczył ze sobą, by nie poddać się swoim najgorszym instynktom i naukom ojca. I każdego dnia zastanawiał się, co by było gdyby skoczył w tę ciemność i dał się pochłonąć.

Byłoby łatwiej? Byłby w końcu szczęśliwy? Czy wręcz przeciwnie – pogrzebałby swoje i tak nikłe szanse na szczęście? Czy radosne życie było w ogóle możliwe dla kogoś takiego jak on?

Nigdy nie wierzył we wróżbiarstwo, zwłaszcza odkąd ta wariatka Trelawney przepowiedziała mu jego przyszłość. Od razu wiedział, że to niemożliwe. Oznajmiła mu, że jego serce zabije tylko dla jednej dziewczyny i że dla niej będzie stanie wyrzec się wszystkiego – nawet własnego życia.

are you afraid of the dark? | dramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz