rozdział 35 - thistle and weeds

2.8K 141 529
                                    

Nusi

Leżałam na kanapie, a Draco i Ginny obsypywali mnie migoczącym gradem zaklęć. Wzmacniające, leczące, nawadniające, dodające sił – chcieli jak najbardziej polepszyć mój stan, bo wiedzieliśmy, że gdy tylko poczuję się lepiej, będziemy musieli uciekać dalej. Gdzie? Nie mieliśmy pojęcia. Potrzebowaliśmy miejsca, którego nie obejmowała Konwencja o Współpracy Czarodziejów, czyli z którego nie mogliby nas deportować, nawet gdybyśmy zostali zlokalizowani.

Najczęściej w naszych rozmowach przewijała się Argentyna – nikt nie był jednak przekonany. Oficjalnie Argentyńczycy nie mieli obowiązku wydawania magicznych przestępców, ale był to kraj gęsto zamieszkały przez czarodziejów i w przeszłości często zdarzało się, że jakiś odważny obywatel sam brał sprawy w swoje ręce. Śmiałkowie ogłuszali zbiegów i wywozili ich na teren najbliższego państwa objętego Konwencją. Stamtąd mogli już zgodnie z prawem poinformować władze Ministerstwa, które odbierały pochwyconego delikwenta.

Nikt nie śpieszył się również na wyjazd na Antarktydę czy Arktykę. Żadnemu z nas nie odpowiadała również Australia – był to kraj znany z chaosu pod względem magicznej administracji i mieszkało tam bardzo niewielu czarodziejów, ale miało to swoje powody. Australię zamieszkuje ogrom niebezpiecznych magicznych stworzeń. Prawie na całości jej terytorium można natknąć się na Akromantule dosięgające wzrostem słonia, o innych nawet nie wspominając. Nie uśmiechała się nam ucieczka przed władzą tylko po to by zostać obiadem przerośniętego pajęczaka.

Ostatecznie po długich dysputach ustaliliśmy, że podejmiemy decyzję rano, bo wszyscy byliśmy wykończeni. Po naładowaniu taką ilością zaklęć czułam się lepiej, ale nie mogłam ustać na nogach. Mój umysł wydawał się w pełni zregenerowany, ale ciało wciąż cierpiało skutki tygodniowego odwodnienia i wygłodzenia.

Usiedliśmy więc wszyscy wokół kominka w salonie, podając sobie z rąk do rąk butelkę Burbona. Nikomu nie chciało się iść po szklanki. Już po pierwszym łyku moje ciało wypełnił nieprzyjemny gorąc i wiedziałam, że wystarczy dziś bardzo niewiele, bym się upiła.

Przypomniało mi to, gdy jeszcze niedawno siedzieliśmy tak z Pansy, Blaisem i Draco. Przeciążeni ilością prac domowych, obowiązków i atmosferą panującą w szkole, nie sądziliśmy, że może być gorzej. No cóż... ewidentnie byliśmy w błędzie, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że Pansy nie było już wśród nas.

Grupa za to rozszerzyła się o Ginny i Harryego i nie miałam pojęcia, jak się z tym czuję. Obecność Ginny głównie mnie cieszyła, ale myśl o tym, przez co ostatnio przeszła nasza relacja, pozostawiała gorzki smak na języku.

Wobec Harryego miałam zupełnie mieszane uczucia i widziałam, że nie byłam w tym odosobniona. Draco i Blaise co chwila posyłali mu pochmurne spojrzenia, a Harry nie pozostawał dłużny.

Biorąc jednak pod uwagę historię między tymi panami w zasadzie wszyscy znosili to bardzo spokojnie.

Pomagało też to, że żadna ze stron nie miała sobie w tej sytuacji nic do zarzucenia – jak się dowiedziałam, pomoc Harryego w dostaniu się do Ministerstwa była nieoceniona. Z kolei Harry musiał docenić, że Draco i Blaise ryzykowali wolność, włamując się do najlepiej strzeżonego ośrodka w Wielkiej Brytanii.

Gdy o tym myślałam, w moim gardle formowała się wielka gula wzruszenia i poczucia winy. Wszyscy z tej grupy byli w stanie poświęcić dla mnie tak wiele. Po tym wszystkim, co zrobiłam, było to szczególnie poruszające.

Chciałam im to wszystko wynagrodzić. I chciałam mieć czas, żeby to zrobić.

Pogrążona w myślach, przymknęłam na chwilę oczy, a gdy je otworzyłam – wydawało się parę sekund później – świat niebezpiecznie się kołysał.

are you afraid of the dark? | dramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz