Epilog

2.9K 155 34
                                    

15 lat później...

Dziewczynka obdarzona przez naturę nieokiełznaną burzą platynowych włosów podniosła wzrok znad Historii Hogwartu i z naganą spojrzała na gromadę rudych dzieci biegających radośnie po peronie. Przeszkadzali jej w czytaniu wyjątkowego ciekawego rozdziału – jej ulubionego w całym tomie!

Ukradkiem zerknęła na swoją mamę, chcąc upewnić się, czy na pewno nie zwraca na nią uwagi i czy uda jej się niepostrzeżenie pokazać rudzielcom, co myśli o ich zachowaniu.

Hermiona istotnie była zajęta. Pisała coś zawzięcie w notesie i co chwila wyrywała kartki, posyłając je w powietrze, gdzie znikały, a jednocześnie wydawała się w pełni skupiona na rozmowie z Ginny, matce owych hałaśliwych dzieciaków.

Dziewczynka zamknęła książkę i po cichu zeskoczyła ze swojego kufra. Już miała ruszyć w stronę źródła chaosu, gdy poczuła, że coś trzyma ją w miejscu. Odwróciła się szybko. Hermiona trzymała ją za kaptur szaty, a jej brew była podniesiona z powątpiewaniem. Ginny gdzieś zniknęła.

- Gdzie się wybierasz, Pansy? – spytała Hermiona z cieniem uśmiechu.

Plan Pansy zdecydowanie nie wypalił, ale wiedziała, że wciąż mogła wyjść z tego bez konsekwencji. W końcu to był jej dzień – niecodziennie po raz pierwszy wybiera się do Hogwartu.

- Chciałam... pobawić się z... no, z nimi – skłamała szybko, wskazując na radosne dzieci. Przybrała swój najbardziej niewinny uśmiech.

- Ach tak? Pobawić się... - powtórzyła za nią Hermiona. Sama też uśmiechnęła się niewinnie. Od razu przejrzała córkę. – W takim razie na pewno pamiętasz ich imiona, prawda, kochanie?

Pansy wiedziała, że już się z tego nie wybroni. Poszukiwała w swojej głowie jakiegokolwiek tematu, by zmienić rozmowę, ale ocalenie przyszło z nieoczekiwanej strony.

Silne ręce objęły ją od tyłu i podniosły do góry.

- Jak się ma moja ulubiona chrześnica? – zabrzmiał jej przy uchu głos Blaise'a.

- Twoja jedyna chrześnica – poprawiła Pansy, obdarzając wujka długim uściskiem.

- Ale to nie znaczy, że nie ulubiona – sprostował, po czym odstawił ją na ziemię i podszedł do Hermiony.

- Panie profesorze Zabini, jak miło pana widzieć – zaczęła formalnie kobieta, wyciągając przed siebie rękę.

- Pani Minister Malfoy – skinął jej głową, równie poważnie, a potem roześmiał się i przyciągnął ją do siebie w serdecznym uścisku.

Hermiona dała się wciągnąć w rozmowę, lecz po chwili zauważyła, że jej córka bardzo chce zwrócić jej uwagę, robiąc głupie miny za plecami Blaise'a.

- Blaise, muszę pogadać z Pansy. Widzimy się w weekend? – upewniła się.

- O ile klątwa stanowiska nauczyciela przed czarną magią się nie reaktywuje, to za nic bym tego nie przegapił – uśmiechnął się szeroko. – Do widzenia, Herm.

Gdy znikał we wnętrzu pociągu, Pansy już stanęła przed mamą. Wydawała się niepewna, co zaniepokoiło Hermionę, gdyż zdecydowanie nie był to naturalny stan dla jej córki.

Przyklękła, chcąc zrównać się z dziewczynką.

- Co się stało, kochanie? – spytała łagodnie.

Pansy nie odpowiedziała od razu.

- Tęsknię za tatą – odpowiedziała w końcu.

Hermiona poczuła, jak w jej gardle formuje się gula.

Tęskniła za nim tak bardzo. Każdego dnia, gdy budziła się sama, przeklinała dzień, gdy zdecydowali się pracować dla ministerstwa. Brakowało jej ich przekomarzanek, pocałunków, zasypiania i budzenia się w jego objęciach, tego, jakim wspaniałym ojcem był dla Pansy...

Ich związek nie był idealny, mieli wiele momentów kryzysu, ale dzięki ciężkiej pracy z każdego wychodzili silniejsi. Nie zawsze było łatwo, jednak Hermiona zawsze wtedy przypominała sobie radę, którą sama dała Ginny gdy były w Hogwarcie - to że kogoś kochasz, nie znaczy, że zawsze będzie idealnie. To znaczy, że każdego dnia chcesz się starać, żeby było. Musieli pokonać wiele problemów - wojna i to, co nastapiło po niej nawiedzały ich w koszmarach jeszcze przez wiele lat. Jednak byli w tym razem, wspierajac się nawzajem.

Ale teraz po prostu go nie było. I nie mogłaby tęsknić za nim bardziej.

Przytuliła córkę, chowając twarz w jej włosach. Nie chciała, by zobaczyła, że mama się rozkleiła.

- Miesiąc mnie nie ma, a wy się zachowujecie, jakbym co najmniej umarł – usłyszały nagle.

Hermiona rozpoznałaby ten głos wszędzie. Podniosła wzrok, by zobaczyć swojego pięknego męża. Na twarzy miał widoczne ślady zmęczenia, co kazało jej sądzić, że przyleciał prosto z Ameryki, gdzie powoływał do życia nowy oddział Komisji do spraw Integracji i Tolerancji Międzyczarodziejskiej.

Hermiona po paru latach ruszyła dalej w hierarchii Ministerstwa, ostatecznie zostając zastępcą Ministra Magii (i w prawdopodobnie kiedyś nowym Ministrem), on jednak nigdy nie porzucił celów, które im przyświecały, gdy zakładali ten resort. Uczynił z tego pracę swojego życia, rozwijając ideę w całej Europie, a od niedawna i na świecie.

Pansy pisnęła radośnie i pobiegła do ojca, oplatając go ramionami.

- Jak? – spytała bezgłośnie Hermiona.

Jakim cudem się tu znalazł?

W odpowiedzi wyciągnął do niej rękę, a gdy ją ujęła, delikatnie przyciągnął ją do siebie. Odetchnęła głęboko w jego ramionach, po raz pierwszy od miesiąca czując, że oddycha pełną piersią.

- Jak mógłbym nie? – wyszeptał jej do ucha, a potem musnął wargami jego płatek. – Ale nie mogę się doczekać, jak okażesz mi wieczorem swoją wdzięczność, Granger.

Nie zdążyła odpowiedzieć, choć jego plany zdecydowanie zasługiwały na odpowiedź.

- Jak chcecie się całować, to ja już sobie pojadę do Hogwartu – naburmuszyła się Pansy, a oni odsunęli się od siebie.

Dziś był dzień ich córki.

Będą mieli czas później. Cały czas, jaki tylko chcieli.

are you afraid of the dark? | dramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz