rozdział 37 - heaven

2.2K 116 11
                                    

Gdy otworzył oczy, zobaczył jedynie biel. Usiadł.

Ściany, podłogi, sufit, zasłony, przez które nieśmiało prześwitywały promienie. Sala była ogromna i pusta, nie licząc kilku pomalowanych na biało metalowych łóżek, nakrytych (cóż za niespodzianka) białą pościelą.

Niewiele czasu zajęło mu połączenie faktów. Przecież ostatnim, co pamiętał, był oszałamiający ból ostrza wbijającego się w jego pierś.

Umarłem, pomyślał z zaskoczeniem.

Świadomość ta jednak nie przyniosła smutku ani rozpaczy. Był jedynie zaciekawiony.

Gdzie jestem?

Znał wierzenia i religie mugoli i był obeznany z teorią na temat istnienia nieba i piekła. W swoim życiu nie poświęcał jednak wiele energii zastanawianiu się nad tym, gdzie trafi po śmierci – był zbyt zajęty utrzymaniem się przy życiu.

Jego otoczenie nie pasowało do biblijnej wizji piekła. Drogą eliminacji zostawało niebo. Ale... coś mu nie pasowało, czegoś brakowało. Starał się sobie przypomnieć ze wszystkich sił. Wiedział, że to coś bardzo ważnego, być może najważniejszego w jego całym życiu... Aż w końcu świadomość uderzyła go, wyciskając pojedynczy szloch z jego gardła.

Hermiona.

Jak to mogło być niebo, skoro jej tu nie było?

Ktoś, kto zobaczył coś więcej pod maską, którą pokazywał światu. Ktoś, kto go nie oceniał i zaakceptował... dokładnie takim, jakim był. Ktoś, kto na całe zadane przez niego cierpienie, odpowiedział wybaczeniem. Ktoś, kto w końcu zrozumiał jego i wszystko przez co musiał przejść. Ktoś, kto chciał to zrozumieć.

Ktoś, kto był końcem jego samotności.

Hermiona.

Nawet przeklęta, była najlepszą osobą, jaką kiedykolwiek poznał.

- Hermiona... - wyszeptał z bólem.

Jak mógł zapomnieć, chociaż na chwilę? Jak mógł zapomnieć o tej pięknej, mądrej i odważnej dziewczynie, która była odpowiedzią na wszystkie pragnienia, do których nawet przed sobą nie chciał się przyznać?

Pragnienie akceptacji, wybaczenia i... miłości.

- Hermiona!

Usłyszał huk. Odwrócił się w tamtym kierunku i zdał sobie sprawę, że się mylił. W pomieszczeniu były jeszcze drzwi.

Otwarte na oścież, jakby ktoś użył zdecydowanie zbyt wiele siły, by dostać się do pomieszczenia. Jakby nie mógł czekać.

Co było prawdą.

Stała tam i patrzyła na niego. Pośpiech zastąpiło wahanie.

Powoli wyciągnął do niej drżącą rękę. Czy naprawdę tu była?

Jej oczy napełniły się łzami, kiedy bez zastanowienia rzuciła się w jego kierunku. Otoczyła go ramionami, wywołując falę bólu promieniującą z jego piersi. Nie miało to jednak znaczenia. Była tutaj. Naprawdę tutaj była. Przytulił ją, zanurzając głowę w jej włosach.

- Draco... - wyszeptała czule, łamiącym się głosem.

Dopiero po chwili uświadomił sobie, co to oznacza. Walcząc ze sobą, odsunął ją na długość ramienia.

- Czy ty... umarłaś? – spytał powoli, nie mogąc nawet dopuścić do siebie takiej możliwości.

Przechyliła głowę, nie rozumiejąc, a potem parsknęła cicho, gdy uświadomiła sobie, o co mu chodzi.

are you afraid of the dark? | dramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz