rozdział 34 - one way or another

2.3K 135 14
                                    

Tydzień wcześniej...

Poranna rosa dawno przemoczyła mu koszulę, a lodowaty wczesnowiosenny wiatr bawił się jego włosami.
Draco nie mógł się ruszyć. Drętwota wciąż paraliżowała jego ciało. Czekał.
Raz za razem odtwarzał w swojej głowie to, co wydarzyło się na błoniach.
Tyle krzyków, tyle cierpienia.
Mógł to wszystko powstrzymać. Mógł się zorientować, co zamierza Hermiona. Szybciej zareagować, gdy pojawiła się ta ruda parodia czarodzieja.
Ale patrzył na nią. Już od dłuższego czasu była przecież jedynym, na co patrzył.
Słońce wędrowało po niebie.
Czekał, aż zaklęcie przestanie działać. Zbierał siły.
Z każda minutą klarowała się przed nim droga, którą musiał iść. Plan doskonały, a jeżli się uda – również dowód na to, że Slytherin i Gryffidor mogą połączyć więzi o wiele silniejsze od nienawiści.
Gdy zaszło słońce, Draco powstał. Był gotowy.

***

- Pomożesz mi.
- Może jakoś grzeczniej?
- Szanowna panno Wpieprzlej, czy mogę liczyć na twoją pomoc?
- ...
- Tego chciałaś?
- Jedyne, czego od ciebie chcę, to żeby ci się sklątka tylbowybuchowa zaplątała w te tlenione pasemka. W żadnej innej konfiguracji twoje imię i ten czasownik w ogóle się nie łączą... I nie przewracaj na mnie oczami, Malfoy!
- Rozumiem. Czyli nie chcesz żebym uratował twoją najlepszą przyjaciółkę z rąk twojego popieprzonego braciszka? Słyszałem plotki, że coś planujesz, ale najwyraźniej nie potrzebujesz pomocy doświadczonego i potężnego czarodzieja o wspaniałej fryzurze. W takim razie do zobaczenia, miłej zabawy na kolejnym obiedzie rodzinnym...
- Gadaj, Malfoy.

***

- Blaise, otrząśnij się. Wiem, że jest źle i nie jestem w stanie powiedzieć niczego, co sprawiłoby, że twoje życie stałoby się łatwiejsze. Ale jesteś moim przyjacielem. I jesteś też przyjacielem Hermiony. Ona... ma kłopoty, Blaise, poważne kłopoty. Musimy jej pomóc. Więc, proszę, chociaż na chwilę...
- Pansy by tego chciała.
- Słucham?
- Pansy... rzuciłaby wszystko żeby jej pomóc.
- To prawda, Blaise, zrobiłaby to... Ale ty też. Ty też jesteś wspaniałym przyjacielem, takim jakim była Pans.
- Co mam robić, Draco?

***

Teraz...

Uciekaliśmy podziemnymi korytarzami, mijając puste cele i ogłuszonych strażników. Moi przyjaciele wykonali kawał dobrej roboty. Nie spodziewałam się, że pilnowało mnie aż tak wielu ludzi.
Biegliśmy. Palce Draco były wciąż splątane z moimi. Ciągnął mnie do przodu, gdyż szybko opadłam z sił. Ostanie dni skrajnie wycieńczyły mój organizm.
Jednak jeżeli to właśnie z tego powodu trzymał mnie za rękę, po tym co mu zrobiłam, kilkudniowa głodówka nie wydawała się wygórowaną ceną. W celi marzyłam o tym, by jeszcze kiedyś go dotknąć. Chociaż na chwilę. I zobaczyć moment, gdy ten jego ironiczny grymas zastępuje prawdziwy uśmiech pełen szczerego rozbawienia. Widok zarezerwowany tylko dla mnie.
Nie wiedziałam, czy to ostatni raz, gdy tak mnie trzyma. Więc przyśpieszyłam, zmuszając świszczące płuca do większego wysiłku. Nie chciałam dopuścić do tego, by mnie puścił.
Uparcie na mnie nie patrzył, czujnie skanując wzrokiem kolejne i kolejne korytarze, wiec nie mogłam nic wyczytać z jego spojrzenia.
Czy mi wybaczył? Przybył po mnie, ale... czy coś takiego można w ogóle wybaczyć?
- Hermiona – odezwał się Blaise i rzucił coś do mnie w biegu. Złapałam swoją różdżkę chyba tylko dzięki niebywałemu szczęściu. – Zostawiłaś coś na błoniach.
Nie uśmiechał się tak promiennie jak kiedyś, ale biorąc pod uwagę to, w jakim stanie widziałam go ostatnio, jego stan uległ znacznej poprawie. Przede wszystkim nie był pijany. To już stanowiło spory postęp.
Draco zatrzymał się nagle pod ogromnymi wrotami, tak że na niego wpadłam, ale objął mnie opiekuńczo ramieniem, więc się nie przewróciłam. Wtulona w jego bok, otoczona ciepłem i moim ulubionym zapachem drogiej wody kolońskiej, poczułam się bardzo zmęczona. Mogłabym tak zasnąć w przeciągu sekund, gdybym nie usłyszała szeptu chłopaka.
- Nie sądziłem, że parę dni w celi zrobi z ciebie taką ofiarę, Granger – powiedział uszczypliwie Draco.
Doskonale wiedziałam, że zrobił to tylko po to, bym wzięła się w garść.
- Nie wyobrażaj sobie, Malfoy – odrzekłam chłodno i odepchnęłam go, zmuszając obolałe mięśnie do pracy. Nie puściłam jednak jego ręki.
Mrugnął do mnie, a ja posłałam mu słaby uśmiech. Na więcej nie było mnie stać.
Nagle jedno ze skrzydeł uchyliło się na chwilę i na korytarzu pojawiła się nowa osoba.
- Cofnijcie się – poleciłam, celując w nią różdżką.
Adrenalina pobudziła mnie do działania. Jakie były szanse, że natkniemy się akurat na niego?
Harry powoli wyciągnął przed siebie ręce, pokazując że jest nieuzbrojony.
- Hermiona... – zaczęła nerwowo Ginny, ale Harry pokręcił głową, uciszając ją.
- Co tu robisz? – warknęłam.
Otworzył usta, ale nie wydobyły się z nich żadne słowa.
- Hermiona, bardzo bym chciał zobaczyć, jak rozkładasz na łopatki sławnego Wybrańca, ale jednak nie mamy szans wydostać się stąd bez niego, także byłbym wdzięczny, jakbyś przestała w niego celować – powiedział leniwie Draco, a widząc, że nie opuściłam różdżki dodał. – Albo nie. W zasadzie zawsze znajdzie się jakiś sposób. Rób cokolwiek co sprawia ci radość, kochanie.
Już drugi raz się tak do mnie zwrócił i moje serce znowu wykonało szaleńczego fikołka. Nie była to jednak pora na analizowanie tego.
- Co tu robisz? – powtórzyłam, mierząc się na spojrzenia z Harrym.
- Przepraszam – odparł tylko i usłyszałam szczery ból w jego głosie. – Naprawdę przepraszam. Nie miałem pojęcia, co Ron robi. Był naszym przyjacielem, skąd miałem...
- Ja też byłam twoją przyjaciółką, Potter – przerwałam mu. – A to nie przeszkadzało ci w widzeniu we mnie wszystkiego, co najgorsze.
- Przepraszam – powtórzył tylko głucho i spuścił głowę. – Masz rację, jak zawsze. Żałuję wszystkiego, co się stało.
Byłam rozdarta. Część mnie chciała trzymać się tej urazy, tego że mnie zostawił, pozwalał Ronowi się nade mną pastwić i nie przejrzał wcześniej, co robi jego ukochany przyjaciel. Ale pamiętałam też te wszystkie wspaniałe rzeczy, które razem przeżyliśmy. Lata przyjaźni, poświęceń i wzajemnej pomocy. Popełnił błąd... No dobrze, wiele błędów, ale ja tak samo. Wojna zniszczyła nas wszystkich. Harry żałował, tak samo jak ja żałowałam tego, co zrobiłam Draco. A skoro sama miałam nadzieję na wybaczenie, kim bym była, gdybym sama go nie udzieliła?
Powoli opuściłam różdżkę,
- Zabierz nas stąd, Harry – powiedziałam cicho.
Wdzięczność widoczna na jego twarzy poruszyła coś w moim sercu.
- Ostatnio wzmocniono ochronę w Ministerstwie, ale... – zaczął.
- Chwila, jesteśmy w Ministerstwie? – znowu mu przeszkodziłam, bardzo zaskoczona.
- Wspomnienia wracają, co? – posłał mi lekki uśmiech.
Odpowiedziałam takim samym, chociaż jakoś nie było mi do śmiechu, że po raz drugi w swoim życiu byłam poszukiwanym zbiegiem. Wystarczyłby mi raz. W zasadzie nawet nie protestowałabym, gdyby zupełnie mnie to omineło.
- ...znam jednak parę prywatnych przejść. Co ciekawe, jest jedno, które znajduje się bardzo blisko i jest wyłączone z obsługi sieci Fiuu. Mam jednak znajomego w tamtym departamencie i... – Harry urwał pod ostrym spojrzeniem Ginny. Byłam jej wdzięczna, sama miałam ochotę krzyknąć „do rzeczy!". – Podłączy kominek na jedno przejście. Będzie nas krył, a na dodatek dokumentacja w tajemniczy sposób się zagubi, powodując, że nie będą mogli za nami podążyć, gdy już się zorientują.
- Gdzie zaprowadzi nas to przejście? – spytałam.
- Do Malfoy Manoor.
Spojrzałam na Draco, by zorientować się, że on patrzy na mnie. Był spięty i nie dziwiłam mu się wcale. Wracaliśmy do miejsca, w którym zabiliśmy jego ojca.
- Nie ma żadnych innych opcji? – nie traciłam nadziei.
Harry jednak pokręcił głową.
- Nie. Poza tym rezydencja jest znakomicie chroniona. Ministerstwo wciąż się tam nie przedarło, by zarekwirować czarnoksięskie przedmioty. Na nasze szczęście zapomnieli o tym zamkniętym przejściu.
Draco dostrzegł pytanie w moich oczach, bo skinął mi głową. Rozluźniłam się nieco.
Nie rozmawialiśmy już więcej, tylko ruszyliśmy za Harrym. Prowadził nas pewnie ciemnymi korytarzami, zgrabnie omijając innych czarodziei.
- Nie musisz się tak o mnie martwić, Granger – nagle usłyszałam głos Draco tuż przy moim uchu.
Zadrżałam, gdy jego ciepły oddech owiał moją skórę.
- Nie muszę. Ale chcę – odparłam krótko.
Posłał mi długie spojrzenie, a potem znowusplótł nasze palce. Innej odpowiedzi nie potrzebowałam.

are you afraid of the dark? | dramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz