rozdział 29 - goodnight, travel well

2.8K 180 32
                                    

Biegłam przed siebie. Mijałam mnóstwo znajomych twarzy. Niektórzy chcieli mnie zatrzymać i pomóc, inni podstawiali mi nogi, uśmiechając się złośliwie.

To nie miało znaczenia.

Biegłam i łzy spływały mi po policzkach, lecz dziura w mojej piersi tylko się powiększała. Niezależenie jak daleko bym się oddaliła, nie mogłam uciec od prawdy.

Pansy, ona...

Wpadłam do Wielkiej Sali i zatrzymałam się w progu. Czy to właśnie tu chciałam się znaleźć? Nie wiedziałam.

Wypatrzyłam go w tłumie. Siedział przy stole z resztą ślizgonów, którzy niemrawo grzebali w śniadaniu. Ponury nastrój panował również wśród krukonów i puchonów. Jedynie gryfoni nie wydawali się w żaden sposób poruszeni tym, co się stało. Tylko kilkanaście osób siedzących przy ich stole nie poddawało się panującej tam wesołości.

Na jego talerzu nic nie było. Siedział sztywno wyprostowany i wydawał się całkowicie pochłonięty swoimi myślami, gdy wpatrywał się w puste miejsce naprzeciwko siebie.

Miejsce, które Ona zawsze zajmowała.

Bezwiednie ruszyłam w jego stronę. Ludzie zaczęli szeptać nerwowo między sobą, komentując moje opuchnięte oczy i stan odzieży, która po nocy w schowku nie wyglądała szczególnie reprezentacyjnie.

Podniecenie na sali wyrwało go z zamyślenia. Podniósł głowę i nasze spojrzenia się spotkały. Wstał od stołu i wyszedł mi na spotkanie. Wiedział, że idę właśnie do niego.

Nie wiem, czego oczekiwał. Nie wiem nawet, czego ja oczekiwałam.

Jednak gdy stanęłam przed nim, spłynęła na mnie taka fala uczuć, że łzy momentalnie stanęły mi w oczach.

- To twoja wina! – wykrzyknęłam i ze wściekłością zaczęłam okładać pięściami jego klatkę piersiową.

Nie bronił się, pozwolił mi na to.

– Wiedziałeś o tym! Ona przyszła do ciebie, nie do mnie... na pewno ci powiedziała! Musiałeś wiedzieć! Ty... – zarzucałam mu.

Jakaś świadoma część mnie wiedziałam, że się mylę. Wiedziała, że gdyby Pansy wyznała prawdę Draco, to on poruszyłby niebo i ziemię byle tylko uratować ją od dalszych krzywd. Ale ból odbierał mi zdolności logicznego myślenia. Chciałam winić kogoś, kogo mogłam ukarać.

Nie wiem, ile to trwało. Robiłam scenę przed całą szkołą, ale Draco mnie nie powstrzymał. Wiedziałam, że ludzie na nas patrzą, on również, ale wydawało się, że nie ma to dla niego znaczenia.

W końcu opadłam z sił.

- Musiałeś wiedzieć... - powiedziałam jeszcze tylko żałośnie, opuszczając głowę.

Dopiero wtedy się poruszył. Przyciągnął mnie do siebie, pozwalając ukryć twarz w materiale swojej szaty. Chciałam stamtąd zniknąć.

Przez salę przebiegł pomruk ekscytacji. Plotki na temat naszej relacji krążyły w szkole od dawna, ale mało kto w nie wierzył. To, co działo się teraz na ich oczach, nie dawało jednak złudzeń na temat tego, co nas łączy.

Szloch wstrząsnął moim ciałem, gdy stanęłam na palcach i zarzuciłam mu ręce na szyję, chcąc być jak najbliżej poczucia bezpieczeństwa, które ze sobą przynosił. Nie chciałam tam być, wśród tych wszystkich ludzi, którzy pozwolili na to, co stało się z Pans.

Znał mnie i wiedział to. Wiedział przecież o mnie wszystko...

Poczułam jego dłonie na swoich udach. Podniósł mnie bez wysiłku, a ja splotłam kostki za jego plecami.

Nie bacząc na uczniów, którzy patrzyli na nas z jawnym szokiem na twarzach, wyniósł mnie z sali.

***

Pogrzeb odbył się już następnego dnia. Miał miejsce na błoniach, niedaleko ofiar poległych podczas Bitwy o Hogwart. Wiele osób zbuntowało się przeciwko dołączeniu Pansy do tego grona, ale McGonagall uparła się, że ta sprawa nie podlega dyskusji.

Na błoniach zebrała się cała szkoła w wyjątkiem gryfonów, chociaż niektórzy – wśród nich Ginny, również się pojawili.

Pansy była pierwszą ofiarą szkodliwej propagandy wymierzonej w przeciwników politycznych rządu. Nie zabili jej osobiście, ale włożyli jej narzędzie do ręki – tak nazwała to McGonagall w swojej mowie, która wycisnęła łzy z oczu wielu moich kolegów. Dyrektorka próbowała też przekonać nas, że ta śmierć nie poszła na marne, bo wiele osób w szkole wyrwało się spod wpływu tej zgubnej nienawiści.

Ale jakie to miało znaczenie?

Potrafiłam myśleć tylko o tym, jak wiele razy Pansy była moim oparciem i jak nigdy mi już nie pomoże. O tym jej charakterystycznym uśmieszku, gdy podkradała ostanie słodycze i myślała, że nikt nie patrzy. O jej poczuciu humoru. Jej marzeniach, planach i zamiarach. O tym, jak zależało jej na Zabinim. O wszystkich niekoniecznie dobrych radach, jakie mi udzieliła – zawsze płynących jednak z dobroci serca.

Nie była idealna. Nikt nie jest. Za dużo piła, paliła, nie potrafiła przestać flirtować, była depresyjna i nie umiała zwrócić się o pomoc. Ale te wszystkie wady czyniły ją tym, kim była. A była moją przyjaciółką. I była wspaniała.

Nie płakałam już, gdy zasypywali jej trumnę. Ból i tęsknota, żal i miłość – wszystko zostało pogrzebane wraz z nią.

Moje człowieczeństwo umarło z nią w tej łazience.

Został tylko spokój w ciemności. I obietnica złożona samej sobie.

Choćbym miała oddać się najmroczniejszej magii, sprowadzę ją z powrotem.

are you afraid of the dark? | dramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz