rozdział 5 - unexpected understanding

4.1K 200 30
                                    

Niebieskie światło zmierzające w moim kierunku, wciąż większe i większe, niemożliwe do objęcia wzrokiem. Posadzka zalana krwią broczącą ze stosu ciał. Przerażające wrzaski pełne cierpienia i szalony śmiech Bellatrix. Nieznośny ból w przedramieniu...

Zerwałam się z krzykiem i moja ręka automatycznie odnalazła różdżkę. Wyciągałam ją przed siebie w obronnym geście, wzrokiem skanując otoczenie w poszukiwaniu zagrożenia.

Minęło kilkanaście sekund zanim uświadomiłam sobie, gdzie jestem i co się dzieje. Powoli opuściłam rękę. Westchnęłam głęboko i ukryłam twarz w dłoniach, starając się uspokoić.

Koszmary nawiedzały mnie od zakończenia wojny. Ostatnio miałam ich mniej i wydawało mi się, że moja psychika zaczyna radzić sobie z tym, co się stało. Chyba musiałam zaakceptować fakt, że nawet jeżeli uda mi się zdjąć klątwę, to nigdy nie będzie już ze mną zupełnie w porządku.

Odrzuciłam kołdrę na bok i spostrzegłam, że jest zakrwawiona. Podobnie jak palce mojej prawej ręki. Zamarłam.

Ból w lewym przedramieniu uświadomił mi, co się stało. W trakcie snu wbiłam paznokcie w bliznę pozostawioną mi przez Bellatrix. Głęboko. Lekko pobladły napis „Szlama" przerywały teraz żywoczerwone ślady w kształcie półksiężyców.

Byłam w dormitorium sama, za co dziękowałam losowi. Nie chciałam, żeby ktokolwiek widział mnie w takim stanie, a zwłaszcza ślizgonki. Uświadomiłam sobie, że skoro już wyszły, to prawdopodobnie spóźniłam się na śniadanie, ale w tamtym momencie nie wydawało się to istotne.

Przeklinając w myślach, rzuciłam zaklęcie czyszczące na pościel i pidżamę, przebrałam się szybko, uważając by nie naruszyć rany i zabierając ze sobą torbę, opuściłam opustoszałe dormitorium. Nie miałam wiele czasu.

Gdy szłam do Wielkiej Sali, ludzie posyłali mi zszokowane spojrzenia, ale udawałam, że tego nie widzę. Sądziłam, że musieli się już dowiedzieć o mojej zmianie domu. Plotki rozprzestrzeniały się po Hogwarcie szybciej niż Voldek rzucał te swoje Avady na prawo i lewo.

Ginny, tak jak przyrzekła, czekała na mnie. Wyglądała na absolutnie znudzoną, ale na mój widok zaczęła się szczerze śmiać. Zatrzymałam się przed nią, zaskoczona tym wybuchem radości.

- Czy ty się dziś przeglądałaś w lustrze? – wydusiła z siebie w końcu, zgięta w pól ze śmiechu.

Pokręciłam tylko głową, a ona złapała mnie za rękę i pociągnęła do najbliższej łazienki, wciąż chichocząc.

- Nie no, nie wierzę w to – jęknęłam, widząc swoje odbicie.

Ktoś w nocy dorysował mi czarnym markerem wąsiki oraz bliznę i okulary Harry'ego.

- Ile oni mają lat? Pięć?! – denerwowałam się, szorując twarz wodą z mydłem.

Ginny trzymała mi włosy, żeby nie wpadły do wody i bardzo doceniłam ten gest, ale byłam na skraju rozpaczy. Nie miałam siły, by mierzyć się z takim zachowaniem ze strony ślizgonów. Liczyłam na to, że bojąc się o swój los, zostawią mnie w spokoju.

Gdy zmyłam z siebie rysunki, oparłam dłonie o kant zlewu, pozwalając by włosy zasłoniły mi twarz. Woda skapywała z mojego podbródka, mieszając się wcześniej z łzami i rozbryzgiwała się o biel marmuru.

- Będzie dobrze, Herm – powiedziała łagodnie Ginny, podając mi ręcznik. – Jeżeli to się powtórzy, to obiecuję, że znajdę tego kogoś i skopię mu dupę.

Uśmiechnęłam się lekko, wyobrażając sobie Ginny bijącą się z Astorią, Pansy czy inną ślizgonką z nowego dormitorium. Nie było wątpliwości, że moja przyjaciółka by wygrała.

are you afraid of the dark? | dramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz