Rozdział 24

3.6K 190 28
                                    

Pov Draco:

Idąc do klasy McGonagall byłem strasznie ponury. Wcale nie chcę tam przebywać i zmarnować swój cenny czas, poza tym, ma tam być ktoś jeszcze.

Przed wejściem do sali, stała nauczycielka. Z tego co wywnioskowałem z jej twarzy, była w równie złym humorze co ja.

- Witam panie Malfoy. Pańska kara kończy się o godzinie siedemnastej, przed obiadem. – Już miałem wchodzić, gdy dodała.- I proszę nawet nie myśleć o ucieczce. Drzwi są odpowiednio zabezpieczone, ponieważ dostałam sowę z Londynu i muszę wyjechać.

Chociaż to. Nie będę musiał słuchać jej gadania o tym jak źle się zachowałem.

Zastanawiałem się, czy ten ,,ktoś" z kim będę musiał siedzieć sześć godzin, już jest. Cóż...był. Ale za nic w świecie nie spodziewałbym się, że to Potter został ze mną uziemiony! Poczułem jak moje policzki się rumienią, gdy nasze spojrzenia się napotkały. Chwilę stałem w milczeniu, aż usiadłem jak najdalej od niego.

- Panowie. – Odezwała się McSztywna. – W kącie klasy znajdziecie skrobaczki. Na poprzednich zajęciach, jeden z uczniów niechcący wysadził w powietrze ropuchę. Proszę dopilnować, by sala wróciła do porządku.

Zajebiście. Będziemy musieli zeskrobać flaki ze ścian. Gdy nauczycielka wyszła, od razu bez słowa wstałem i zabrałem się do roboty, zatykając nos. Harry podążył moim śladem.

- Cholernie obrzydliwe, no nie? – Zagadnął.

Milczałem. Nawet nie raczyłem na niego spojrzeć Po chwili usłyszałem głośny stukot metalu i zrezygnowany jęk Gryfona. Szybko się poddał. Myślałem, że wróci do ławki, lecz ten po cichu podszedł do mnie.

- Oh Draco, proszę cię, porozmawiajmy!

- Nie sądzę, że...- Zacząłem.

- Nie ma mowy. Teraz mi już nie uciekniesz. Spędzimy tu razem sześć godzin, a ja nie mam zamiaru przez tyle czasu milczeć.

W sumie, zdziwiłbym się, gdyby było inaczej. Gęba mu się nie zamyka, nawet na pięć sekund.

- Jeżeli masz jakieś sensowne wytłumaczenie...- Powiedziałem, wciąż stojąc do niego tyłem.

- O tuż, chodzi o to, że ja nic nie pamiętam z tej imprezy. To znaczy... Spytałem Rona i teraz już wiem...

- Na brodę Merlina, powiesz to w końcu, czy będziesz tak przeciągał dopóki McGonagall tu nie wróci? – Warknąłem.

- Yhm... No więc... Weasley dała mi szampana, z dolaną... amortencją. – Ostatnie słowo wypowiedział szeptem.

Wreszcie się odwróciłem i spojrzałem w jego zielone oczy. Myślałem, że zaraz zwariuję ze szczęścia.

- Co? – Powiedziałem ze łzami w oczach.

Chłopak tylko się uśmiechnął i bez ostrzeżenia wtulił się w mój sweter. Objąłem Harry'ego ramionami i przycisnąłem do siebie jeszcze mocniej. On jej nie kocha! T chyba najszczęśliwszy dzień w moim życiu. Usłyszałem, jak Gryfon cicho pociągnął nosem. Wcale nie chcę go teraz wypuszczać z objęć.

Pov Harry:

Około godziny szesnastej czterdzieści pięć, drzwi otworzyły się, a w nich stanęła nauczycielka. Wcale nie wyglądała na zdziwioną, że przed jej wyjściem, wyglądaliśmy jakbyśmy mieli do siebie o coś żal, a po, byliśmy tacy zgodni i szczęśliwi. Tak czy inaczej, pędem spakowaliśmy swoje rzeczy i wspólnie wybiegliśmy z klasy.

Oboje poszliśmy w stronę PW Draco i Hermiony, ponieważ chciałem pogadać z przyjaciółką. Gdy weszliśmy, szybko wbiegłem po schodach na balkon, potem udałem się do drzwi z godłem Gryffindoru. Oczywiście, jak to ja, zapomniałem zapukać i wparowałem jak do siebie. Niestety w złym momencie. W środku zobaczyłem półnagiego Rona i Herm w samym staniku i majtkach. Zasłoniłem buzię ręką i wybiegłem zatrzaskując drzwi.

- Nie widziałeś jebanego krawatu na drzwiach?! – Usłyszałem głos przyjaciela.

Nic nie odpowiedziałem, tylko zbiegłem na dół.

- Zły moment, co? Robią TO bez przerwy. Aż dziwne, że nie mają już dosyć.

Zaśmiałem się tylko i wyszedłem przez dziurę w ścianie. Trudno mi będzie wymazać ten widok z pamięci...

Tylko twój - DrarryWhere stories live. Discover now