22

9.4K 543 38
                                    

*MEGGY*

Byłam tak cholernie słaba. Nie mogłam nic w szkole przełknąć, na sam widok jedzenia robiło mi się niedobrze. Nie wiem dlaczego. Każdy krok jaki stawiałam bolał mnie coraz bardziej i wymagał coraz większego wysiłku. Byłam jakieś 200 metrów od domu poczułam, że już nie dam rady. Zrobiłam jeszcze jeden krok i upadłam. 

-Boże Meggy!- usłyszałam dobrze mi znany męski głos. Było mi strasznie słabo, myślałam, że za chwilę zemdleję jednak nadal trzeźwo myślałam. Obraz był ostry i wszystko było w porządku oprócz tego, że nie byłam  w stanie się podnieść-Meggy co się stało?

-Nic- znowu powróciły te czasy, gdzie rozmowy z Nashem Grierem przyprawiały mnie o ból serca. Dlatego znowu odpowiadałam krótko i rzeczowo. Nie byłam wstanie na niego spojrzeć. To tak strasznie bolało. Wystarczyło kilka słów z jego ust, żeby było jak dawniej. Nash podniósł delikatnie moje ciało i przytulił do siebie mocno. Jego dotyk parzył moją skórę.

-Meggy proszę spójrz na mnie...- zanurzył swoją głowę w moich włosach i ciągle coś mówił pod nosem na tyle cicho, że nie byłam w stanie nic usłyszeć. Po chwili chwycił mój podbródek i skierował do góry tak żebym patrzyła mu prosto w oczy. Nie byłam w stanie tego zrobić. Chciałam je zamknąć ale wtedy ujrzałam w nich straszliwą rozpacz i ból. Tylko przez co?

-Nash zostaw mnie. Zrozumiałam. Jestem niczym. Nie musisz się powtarzać, szkoda twojego czasu na ta...-nie zdążyłam dokończyć, bo Nash brutalnie wpił się w moje usta. To nie był ten sam pocałunek co wtedy na kolacji u niego w domu. Nie był delikatny, był zachłanny i pełen dziwnych uczuć, których nie potrafiłam wtedy nazwać. Nie byłam wstanie wykonać  żadnego ruchu, sparaliżował moje całe ciało. Przestałam nawet oddychać nie mówiąc już o oddaniu pocałunku albo odepchnięciu go od siebie. Niechętnie oderwał swoją twarz od mojej objął ją swoimi wielkimi dłońmi głaszcząc moje policzki swoimi kciukami.

-Nie mów tak Meggy. To wszystko kłamstwo- spuścił na chwilę głowę- Jaa...wtedy na imprezie pobiłem się z Mattem. Mówił, że jesteś dla niego bardzo ważna i, że mam się do Ciebie nie zbliżać. Że w taki sposób Cię ponownie zranię. Chciałem Cię delikatnie ode mnie odciągnąć. Nie odzywałem się, udawałem, że Cię nie widzę. A tego dnia...Tak strasznie mnie bolało, że nie mogę Cię mieć. Byłem wściekły i we mnie się tak strasznie gotowało, że nie mogę być taki jak Matt. Całą swoją złość wyładowałem na Tobie.-pocałował mnie czule w czoło a potem dalej mówił- Meggy nie rezygnuj z konkursu przez takiego dupka jak ja...- ostatkiem swoich sił uwolniłam się z jego uścisku i powoli wstałam.

-Dobra dupku przestań się nad sobą użalać... To, że nie jesteś taki jak Matt nie oznacza, że możesz mi to robić- Nash delikatnie chwycił moją lewą rękę i zaczął rozwiązywać chustkę. Wyrwałam ją jak najszybciej, żeby nie widział co się pod nią kryje.

-Meggy...-jeszcze raz złapał moją zranioną kończynę, tym razem nie mogłam jej zabrać. Trzymał za mocno. Kiedy w końcu rozwiązał supełek czerwonego materiału, schował szmatkę do kieszeni swoich spodni - Dlaczego to zrobiłaś?- Nie odpowiedziałam. To żałosne. Samookaleczanie to pokazanie swoich słabości. Ja ich nie chciałam pokazywać. Uniósł moją rękę bliżej swojej twarzy. Na każdej ranie składał delikatne pocałunki i za każdym razem mówił "przepraszam". Po mimo, że bolało kiedy przykładał swoje ciepłe usta do skaleczonego miejsca nie wyrwałam ręki. Poczułam wewnętrzną ulgę, jednak ból był ciągle taki sam.

Kiedy skończył wyjął z powrotem chustkę i delikatnie zawiązał ją na mojej ręce.

-Chcę wracać do domu. Idź już. Cześć.- uśmiechnął się słabo a potem podniósł mnie z miejsca i wziął na ręce jak pięcioletnie dziecko.

-Jesteś zbyt słaba by iść sama. Zaniosę Cię i osobiście  dopilnuję żebyś coś zjadła - już chciałam coś powiedzieć, ale oczywiście nie było mi dane skończyć - Żadnego ale...

***                                                                                                                                                          

Nash zrobił nam makaron z serem. Nie mogłabym sobie odmówić i nie zjeść całej michy.

-Jak widzisz najadłam się już wystarczająco. Możesz już iść. Cześć- wstałam z miejsca i schowałam brudne naczynia do zmywarki.

-Pogadajmy...- nalegał.

-O czym?!- naprawdę nie miałam ochoty na jego towarzystwo. Zresztą co się dziwić? Powiedział, że się mną brzydzi i sam nie wie jak mógł mnie dotknąć a dwa dni później mnie całuje. Wiem. Powiedział, że to wszystko było kłamstwem. Ale jak dla mnie te wszystkie słowa za łatwo opuściły jego usta.

-O tym wszystkim co się stało...! O nas! Widzę, że cierpisz...- i w taki oto sposób rozpoczęliśmy kłótnię...

-Proszę...Więc mów. Bo ja nie mam tobie nic do powiedzenia!

-Meggy...ja...Ough...Przepraszam! Za wszystko...wybacz mi...- bardzo powoli zaczął się do mnie zbliżać. Kiedy stanął dostatecznie blisko odgarnął kosmyk moich włosów - wybacz...- szepnął mi do ucha a potem delikatnie wtulił się w moje ciało.

-Wybaczam.

*
*
*
I jest rozdział! Miałam dzisiaj nie wstawiać, bo prawie wcale mnie nie było w domu i byłam trochę zajęta...
Mam nadzieję, że podobał wam się rozdział i nie jesteście już takie złe na Nasha ^^

xoxo Laurilu

Back to school n.g PLWhere stories live. Discover now