5.1 Milczenie kota

107 20 63
                                    

Dusza Halinki wróciła do ciała bardzo gwałtownie. W jednej chwili błoga nicość oraz kolorowe sny zamieniły się w ból, który promieniował od czubka głowy przez całe ciało i kończył się w paznokciu małego palca lewej stopy.

Oparła się na łokciach. Długo nie potrafiła ocenić, gdzie tak właściwie się znajdowała. Miejsce wyglądało znajomo, ale też i dziwnie obco. Kojarzyła na przykład obdrapany wieszak, lodówkę czy też stół ze sklejki, ale nie pamiętała, czemu zastawiła niemal każdy centymetr na podłodze butelkami, ani dlaczego kanapa stała pionowo na lewym oparciu.

– Jestem w domu? – Własny głos brzmiał, jakby należał do demona z ostatniego kręgu piekielnego. Śmierdział zresztą podobnie.

Podniosła się, potrącając nogami i rękami butelki. Przycisnęła palce do skroni, próbując wymusić na oczach właściwą ostrość. „Łóżko", na którym spędziła noc, okazało się jedynym wolnym od butelek kawałkiem podłogi.

– Co się wczoraj działo? – jęknęła. – Szarik? Szarik! – Krzyk zabolał. Usadowiła się na podłodze i przymknęła powieki. – Szarik... – szepnęła.

Usłyszała słabe miauknięcie, a później zbliżający się brzdęk szkła. Po długiej chwili irytującego klekotania butelek coś miękkiego i puszystego wczołgało się na jej kolana. Otworzyła oczy. Rudy kot leżał zwinięty w kłębek i ciężko sapał.

– Co się wczoraj działo? – zapytała.

Kot uniósł do góry pyszczek i żałośnie miauknął.

– Bez takich mi tu – mruknęła. – Opowiadaj.

Szarik otworzył pyszczek i wyrzucił z siebie zlepek głosek, które przypominały ludzką mowę dość pobieżnie, ale cuchnęły gorzej od gorzelni.

– Nie mów tylko, że... – Halinka odważanie potrząsnęła głową, sprowadzając na siebie niemal biblijne katusze. – Au-au-au... Słuchaj, Szarik, dam ci piętnaście minut, żeby się ogarnąć, a potem sobie pogadamy. Muszę się dowiedzieć, jak do TEGO doszło. – Powiodła ręką wokół, prezentując pokój o podłodze zastawionej butelkami, w którym meble stały na boku lub do góry nogami (z wyjątkiem stołu i lodówki).

Kot odpowiedział miauknięciem.

– Dzień dobry – wychrypiała Halinka

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

– Dzień dobry – wychrypiała Halinka. Przycisnęła uchem telefon, by w międzyczasie zabandażować mały palec lewej stopy.

– To ty, Halinka? – zdziwił się głos w słuchawce. – Co ci się stało?

– A... słabo się czuję. – Jęknęła, naciskając przypadkiem uszkodzony paznokieć. – Potrzebuję dzisiaj urlopu na żądanie.

– Dam znać Konradowi. – Głos się zawahał. – Ale lepiej by było, gdybyś jednak dała radę. Po incydencie z Tancernymi jesteś pod szczególną obserwacją...

– Wiem, Kasiu – burknęła Halinka. – I właśnie dlatego wolę dzisiaj się nie stawiać...

– Się popiło wczoraj, co?

Niebywały przypadek Haliny UlańskiejWhere stories live. Discover now