33.1 Królowa

26 9 19
                                    

Halinka otuliła się kocem. W ręku ściskała ciepły napar z czegoś, co smakowało jak gotowane siano, ale dobrze rozgrzewało. Poruszała na próbę palcami stóp. Co za szczęście... Już się bała, że na dobre straciła czucie.

Pracowni szewca, w której rogu aktualnie usiłowała się „rozmrozić", solidnie brakowało światła. Widziała tylko jedno okno, ale to właśnie przy nim działo się najwięcej (a wręcz aż za dużo). Szeroki stół przysunięto jak najbliżej okiennicy. Na blacie leżały skóry, sznury, podeszwy oraz inne części butów, których nie potrafiła nazwać. W całym tym bałaganie wypatrzyła również młotki, szczypce i narzędzia wyglądające nieco jak śrubokręty, które zamiast wkrętów kończyły się igłą.

Mimo że Halinka nie spodziewała się ilości obuwia porównywalnej do tej we współczesnych butikach, ciągle czuła się zawiedziona marnym wyborem. Tylko jedna półka, z której w dodatku mogła wybrać jedną z trzech par. Reszta niestety już była zarezerwowana dla klientów. Halinka zmrużyła oczy i raz jeszcze się przyjrzała szpiczastym brązowym dziwadłom, sandałom połączonym z nagolennikami, a na koniec czarnej abominacji, która przypominała nieco kopyto. Pomijając już sam fakt, że nijak nie pojmowała jak założyć ostatnią parę, zabrakło jej też wyobraźni, aby zrozumieć, jak ktoś niby miał w tym chodzić.

Już wiem, co dostaniesz kolejnym razem!

– Nawet mi się nie waż – wymruczała.

– Czy coś wybrałyście?

Halinka znalazła wzrokiem pociętą zmarszczkami, zniecierpliwioną facjatę szewca, a następnie mimowolnie łypnęła na jego dziwaczny czepek. Musi się wreszcie przyzwyczaić do okolicznych okryć głowy. Nie wypadało przecież parskać śmiechem za każdym razem, gdy zobaczy kogoś na ulicy? Ani to miłe, ani kulturalne.

Ale jakie zabawne.

A na domiar złego, Ego uważała, że to właściwe. Zdecydowanie czas nad sobą zapanować. Na początek może skupi się na czymś innym. Na przykład: starszy mężczyzna założył całkiem fajny fartuch, z którego kieszeni (tej na środku) wystawała...eee... całkiem fajna lupa?

Och jakaś ty pozytywna! W takim razie lepiej nie patrz na jego stopy.

Spojrzała. Buty mężczyzny świeciły dziurami niczym szwajcarski ser.

Szewc bez...

...butów chodzi. Tak. Wiem. Szczyt komedii.

Nie ukryjesz przede mną, że ciebie też to bawi.

– Wyjdź z mojej głowy – syknęła.

– Słucham? – zdziwił się szewc.

– Mówię, że wybór jakiś taki... nijaki...

– Bo buty się zamawia, a nie kupuje na ostatnią chwilę. – Stopa Szewca zaczęła niecierpliwie podskakiwać.

– A nie mogę wziąć o tych? – Halinka ponownie wskazała względnie schludną parę czegoś, co z grubsza wyglądało jak skórzane kozaki, które ktoś zanurzył we krwi swoich wrogów. Miały nawet zdobienia. Przywodziły na myśl pnącza.

– Te są własnością lorda...

– ... Dereka herbu Czapla – dokończyła Halinka. – No dobra... przymierzę nosacze...

– Słucham? – dziwił się szewc.

– No te spiczaste do kopania ludzi po zadkach...

– Kto wam naopowiadał takich bzdur? – żachnął się szewc.

– Proszę się nią nie przejmować. – Aneta pojawiła się znienacka, wyciągając z arsenalu wyćwiczony uśmiech kasjerki. – Biedaczka przemarzła, więc plecie, co ślina na język przyniesie.

Niebywały przypadek Haliny UlańskiejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz