42 Pytanie

31 7 40
                                    

Halinka przymrużyła oczy, chroniąc je przed jaskrawym słońcem. Bezkresny step ciągnął się aż do samego horyzontu. Gdyby znalazła się w tym miejscu na zorganizowanej wycieczce, zapewne nie umiałaby powstrzymać zachwytu. W końcu obraz przed nią miał tylko dwa, ale za to pięknie nasycone kolory: żółty (step) i niebieski (niebo). Niestety uczucie ekscytacji szybko zniknęło, gdy przypomniała sobie, że chyba powinna coś tu znaleźć. Albo kogoś.

– Ale łyso – westchnęła Halinka. – I co dalej?

Masza pociągnęła ją delikatnie za rękaw. Halinka obróciła się. Tak jak się spodziewała, brama zdążyła zniknąć, lecz na szczęście zobaczyła coś jeszcze – wielgachną jodłę, która pasowała do scenerii jak palma do zaśnieżonej tundry, a dalej morze. Albo ocean? Albo po prostu olbrzymie jezioro? Nie potrafiła ocenić jednoznacznie.

Zafiksowała spojrzenie na jodle i wtedy dostrzegła pewną rzecz. Coś lub ktoś przy drzewie wydawał dźwięki. Słabo je słyszała, gdyż wiatr za bardzo szumiał w uszach, lecz poszczególne nuty przebijały się jak słońce przez zasłonę.

– Też to słyszysz? – upewniła się.

Masza kiwnęła.

– Chyba musimy to sprawdzić...

Halinka udała się w kierunku zielonego iglaka. Nie kwapiła się zbytnio. Wędrówka przez zboże była zbyt przyjemna, aby niepotrzebnie ją pospieszać. Motywację dodatkowo obierał fakt, że coraz bardziej rozpoznawała dźwięki.

– Jalala-li-li! Jalala-li-lo! Jalala-didi! Jalala-dido!

– Jodłowanie? – spytała, mimo że nikt nie mógł przecież odpowiedzieć. – Dlaczego?

Zerknęła na Maszę. Niedźwiedzica zdawała się równie zaskoczona.

– Jalala-li-li! Jalala-jalala-jalala-li-lo!

Halinka obeszła jodłę wokół, szukając sprawcy irytujących dźwięków. Nikogo nie znalazła.

– Jalala-li...

– Przestań! – syknęła. – Bo znowu mi to utknie!

– Jalala-jalala...

– Dosyć! – Halinka stuknęła pięścią w jodłę.

Dźwięk ustał.

– C-co? – Przetarła oczy. – Jodłująca jodła? – Prychnęła i natychmiast poczuła z tego powodu zażenowanie. – Nie no... to głupie...

– Łapy, łapy! Robię łapy! – Gałęzie jodły ruszały się w takt przyśpiewki.

– O nie, nie, nie, nie, nie...

– Najpierw ręce potem...

– Nawet nie wiesz, jak długo musiałam to wyrzucać z głowy!

– Łapy, łapy!

– Powiedziałam: stop! – Halinka zdzieliła jodłę klapkiem. – Starczy!

Cisza.

– Uf...

– TO SĄSIADKA IDIOTKA!

– NIEEE!!! – Halinka trzepnęła drzewo tak, że aż się zatrzęsło.

Masza łypnęła na nią niespokojnie. Niby nie potrafiła rozmawiać, ale jej mina niemal krzyczała: potrzebujesz profesjonalnej pomocy!

– Uwierz mi, to ostatnie miejsce, w które chciałam cię zabrać...

– TATA-RATATATA, TATA, TATA-RATATATATA!

– Idziemy stąd! – pisnęła Halinka.

– TATA-RATATATA, TATA, TATA-RATATATATA!!!

Skoro drzewo wyciągało aż takie starocie, to pewnie nigdy nie przestanie! Lepiej niech już odtwarza jednego mentalnego pasożyta, zamiast odświeżać kolejne „hiciory". W umyśle Halinki już walczyły trzy kretyńskie piosenki, które zamiast standardowej melodii miały w tle jodłowanie!

Niebywały przypadek Haliny UlańskiejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz