31.1 Houston, czy mamy jakiś problem?

46 9 54
                                    


Halinka wślizgnęła się do malutkiego pomieszczenia, które okazało się łazienką, starannie zamknęła za sobą drzwi, po czym nieufnie usiadła na różowej klapie białego sedesu. Poza kolorem jej siedziska pomieszczenie wyglądało względnie normalnie, ot mała umywaleczka, lustro oraz mnóstwo kafelków. Może choć tu będzie w stanie opuścić nieco gardę?

Westchnęła. Ależ się porobiło. Niby nigdy nie zakładała, że będzie łatwo, ale konflikt między bóstwami? Tego jeszcze nie grali... To znaczy grali, ale w jakichś głupich filmach dla dzieciaków.

Które sama też oglądała...

Dobra, nie czas wyrzucać sobie hipokryzję. Lepiej pomyśleć i znaleźć sposób, w jaki mogłaby to wszystko odkręcić! Znajdowała się w samym epicentrum konfliktu bogów, a jednocześnie miała związane ręce. Zgodnie z umową musiała po prostu siedzieć i się biernie przyglądać, jak jej towarzysze narażają życie. W teorii ziarno mocy pozwalało na późniejsze wskrzeszanie poległych, ale niektórzy z jej drużyny (wliczając ją samą) musieliby sczeznąć razem z całą populacją Polski!

Schowała twarz w dłoniach. Jeszcze nigdy nie czuła się tak bezradna. Nawet gdy musiała zrezygnować z całego swojego dotychczasowego życia przez zaloty Szarego, ciągle wiedziała, że to jej decyzja. A teraz...

Z piersi wyrwał się zdradziecki szloch. Pięęęknie. Tylko tego wszystkim brakowało. Ryczącej trzydziechy...

– Halinka?

Podskoczyła. Starannie się rozejrzała, ignorując źródło hałasu, które znajdowało się pod jej tyłkiem. Może się przesłyszała? Może ktoś po prostu wołał zza drzwi...

– Widzę, że chcesz porozmawiać – stwierdziła Sandra. – Otwórz klapę.

– Wolałabym nie – odburknęła. – Skoro cię słyszę, to oznacza, że Szarik nie spuścił wody.

– Nigdy tego nie robi – potwierdziła prorok.

Halinka skwapliwie wytarła oczy rękawem bluzy. I po prywatności... Przynajmniej przez kilka minut miała złudzenie.

– Słuchaj, to nie najlepszy moment na pogawędkę. – Pociągnęła nosem. – Wiesz, próbowałam pobyć nieco sama. Bez urazy...

– Wszyscy cię szukają – odparła prorok. – Jak spuścisz wodę, to powiem, gdzie jesteś.

– Oż ty!

– Jak na razie po prostu uspokoiłam ich, że mam cię na oku.

Halinka zacisnęła usta. Walczyły w niej dwa goryle: jeden pragnął zdzielić Sandrę po głowie, gdy drugi poważnie się zastanawiał czy nie uściskać sedesu z prorokiem i to pomimo całej ohydności.

– Dziękuję – wydusiła. – Kiepski ze mnie lider. Ciągle wszystkich zamartwiam.

– Też tak sądziłam.

Halinka prychnęła. Przynajmniej niechciana towarzyszka nie owijała w bawełnę. Zwykle przyjaciółki w takich momentach zasypywały ją deszczem słodkich słów, za którymi nigdy nie kryło się żadne głębsze przesłanie.

– Co się zmieniło? – zapytała.

– Uratowałaś Szarika wbrew wszystkiemu. To nie powinno się udać. Świadomie wkroczyłaś w pułapkę. A jednak się udało.

– Dzięki NIEJ – odburknęła.

– NIEJ?

– No wiesz... NIEJ.

– Ach... NIEJ!

– Ta...

– Czyli to ONA zdecydowała, że wchodzi do wieży i ratuje Szarika?

Niebywały przypadek Haliny UlańskiejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz