6.2 Od zmierzchu do zmroku

101 18 126
                                    


Chłopak podszedł do kasy. Halinka stanęła na palcach, by zerknąć ponad jego ramieniem. Nie wypatrzyła (na szczęście) fanatycznych wielbicielek. Okolica była wręcz podejrzanie pusta. O tej porze najczęściej objawali się mniej lub bardziej trzeźwi imprezowicze, którzy zjedliby własne buty, jeśli zaserwowałaby je z odpowiednio ostrym sosem.

– Co podać? – Zmrużyła oczy. Ależ odbijał światło!

– Znalazłem cię. – Chłopak uśmiechnął się ciepło.

Halinka klepnęła się dłonią w czoło. Właśnie tak głupi mózgu! Masz za swoje! Po co wyskakiwać z wnioskami przed końcem zmiany? Wcale nie wyczerpała na dzisiaj limitu dziwactw!

– Gratuluję – wycedziła. – Co podać?

– Twój zapach. – Chłopak pociągnął nosem. – Jest niczym narkotyk. Moja osobista marka heroiny...

Halince zadrżała powieka. Nie potrafiła pozbyć się wrażenia, że właśnie ogląda film o kiepskiej fabule, podczas którego bohaterowie robili żałośnie lub wstydliwe rzeczy, by zagrać widzowi na emocjach.

– Przyjacielu! – Orion odsunął tackę i rozwalił się wygodniej na krześle o plastikowym oparciu. – Czy my się przypadkiem nie znamy? Ledwo cię widzę przez twój blask, ale skądś cię kojarzę...

Chłopak nie zaszczycił go spojrzeniem. Gapił się tylko na Halinkę, a jego źrenice przypominały jezioro czerni. Mógłby choćby raz mrugnąć albo przynajmniej się jakoś poruszyć. Na przykład podrapać się po tyłku bądź poprawić kołnierzyk. Takie rzeczy były bardzo potrzebne, by sprawiać wrażenie żywej istoty.

– Jestem Eryk Kuleń – przedstawił się. – Jestem też twoim przeznaczeniem.

Halinka wydała z siebie dziwny skrzek. W jakiś sposób chłopina wybierał opcje dialogowe, które powstrzymywały jej procesy myślowe potęgą kiczu. Żenada. Żenada! ŻENADA! Czego się tak błyszczy?

– Czego się tak błyszczysz? – powtórzyła na głos.

– To powinno się zdarzyć wyłącznie na mocnym słońcu – zakłopotał się Eryk.

– Światło z żarówek działa dokładnie tak samo, jak to słoneczne. – Halinka wskazała na sufit. Dziesiątki okrągłych lamp typu LED oświetlały równomiernie pomieszczenie intensywną żółcią. – Całe szczęście, że w tym zepsutym świecie przynajmniej fizyka jeszcze działa właściwie...

– To jest to, kim jestem. – Eryk rozłożył na boki ręce, wzmacniając nieznośny błysk.

– Proszę cię, przestań! – Zasłoniła dłonią oczy. – Oślepiasz mnie!

– Czy wiesz, kim jestem? – zapytał chłopak. – Powiedz to... Powiedz to głośno!

– Pieprzoną żarówką! – warknęła Halinka. – I mam cię już po dziurki w nosie. Zamawiaj albo się wynoś.

– Właśnie! – zgodził się Orion. – Wynoś się!

– Ty mi nie przytakuj! – Halinka dźgnęła palcem w stronę rycerza. – Jeśli skończyłeś już jeść, wracaj na swój konwent Anime!

– Nie mogę. – Orion podniósł się z miejsca i ustawił bokiem. Halinka syknęła. Widziała już taką pozycję setki razy. Rycerz szykował się do walki! – Poznaję go. – Wskazał na Eryka. – To nieprzyjaciel. Jest bardzo niebezpieczny.

– On? – Halinka prychnęła. – Przecież jest go o połowę mniej niż ciebie.

– Odejdź stąd w pokoju. – Orion gapił się spode łba na Eryka.

Niebywały przypadek Haliny UlańskiejWhere stories live. Discover now