4.2 Wyznania kasjerszy i kota

186 30 89
                                    

Postawiła skrzynkę na stół, wróciła do drzwi i upewniła się, że są zamknięte. Niespiesznie powiesiła na podrapanym pazurami wieszaku swój płaszcz. Ukradkiem zerknęła na kota, który starannie przyglądał się wódce.

– Zostało tylko pięć pełnych butelek! – poskarżył się.

– Po co ci więcej?

– Jak to po co? – oburzył się Szarik. – Właśnie nadszedł moment, w którym opowiem ci o mojej przeszłości. Takie rzeczy zawsze muszą się dziać przy dużej ilości wódki.

– No nie... – Halinka skrzywiła się. – To takie oklepane...

– Niby co?

– Zwierzanie się przy wódce. Głupi stereotyp wbity ludziom przez książki i filmy...

– I chcesz mi powiedzieć, że nikt nigdy ci się nie zwierzał przy wódce?

– No... Właściwie to się zdarza aż za często.

– A wiesz dlaczego?

– No... – Halinka grała na czas. Była przekonana, że lada chwila błyskotliwa riposta sama się objawi i będzie porównywalna do gniewu starożytnych bóstw.

– Ponieważ robią tak wszyscy – dokończył kot. – Wiesz, czemu robią tak wszyscy?

Halinka intensywnie próbowała pośpieszyć wolny proces myślowy, który uparcie nie chciał dostarczyć jej odpowiedzi o wysokim stężeniu kąśliwości. Do głowy przychodziły jej wyłącznie banalne stwierdzenia takie jak "No chyba ty!" lub "No chyba twoja mamusia!".

– Ponieważ to działa – wytłumaczył cierpliwie Szarik. – A teraz bądź tak łaskawa i wyjmij dwa kieliszki. Zaufaj mi, nie chcesz tego słuchać na trzeźwo, bo jeszcze przypadkiem zapamiętasz.

Westchnęła. Przegrała dyskusję. Głupi film oraz starcie z sąsiadem wyczerpały jej zapasy energetyczne. Nie miała ochoty na długą debatę z kotem, zwłaszcza że punktował ją jak zawodowy bokser kompletnego nowicjusza.

Postawiła na stole dwa kieliszki.

– Zadowolony? – zapytała opryskliwie.

– Nie do końca. Wstyd się przyznać, ale nie radzę sobie z nakrętkami.

Halinka otworzyła butelkę wódki i nalała Szarikowi, a później sobie.

– Jesteś pewien, że to cię nie zabije? – zapytała.

Kot prychnął i chwycił kieliszek w łapki. Wprawnym ruchem wlał palący trunek w swój szeroko otwarty pyszczek, po czym kaszlnął i miauknął.

– Ależ to mocne... – wycedził, wycierając z oczu łzy. – Co tam jessst na nalepce?

– Czaszka i coś po rosyjsku.

– No to przeczytaj.

– Nie umiem.

– Ostatnio umiauaś.

– Tylko po rosyjskiej wódce. To skomplikowane – dodała szybko, widząc zdziwioną minę Szarika.

– No dobra, w związku z tym możemy założyć, że to nie jest rrrosyjska wódka.

– Chyba tak... Mój Boże, ależ to mocne...

– Słuchaj, Halinka. Zacznę od tego, że cię szanuję...

– Już? Przecież dopiero pierwszy kieliszek.

– Dobre spostrzeżenie, poproszę o kolejny.

Halinka wzruszyła ramionami i spełniła prośbę.

Niebywały przypadek Haliny UlańskiejWhere stories live. Discover now