54. Kłopoty

569 27 8
                                    

Pov. David's:

-Sądzę, że nie mówisz nam prawdy. - otyły policjant uderzył z zrezygnowania ręką w stół. Przymknąłem oczy i podparłem ręką brodę.

-Niby czemu miałbym kłamać? Możecie mnie już stąd wypuścić? Mam swoje sprawy. - westchnąłem.

-Nie męcz go. Daj mi z nim chwilę pogadać. - starsza koleżanka policjanta ubrana w ten sam murdur położyła mu rękę na ramię kiwając głową. Po chwili zajęła jego miejsce wypraszając go grzecznie z ciemnego pomieszczenia.

Mała żarówka przymocowana do sufitu oświetlała pustą przestrzeń ukazując mi pomarszczoną twarz czterdziestoparo latki.

-David... - zaczęła wzdychając. Przypominała matkę, która troszczy się o swoje dziecko, chodź wcale nią nie była.

-Kiedy będę mógł wyjść? - zapytałem wprost patrząc na nią niechętnie.

-To zależy od tego kiedy nam powiesz prawdę.

-Powiedziałem prawdę. - wtrąciłem się zmęczony sytuacją.

-Nie całą. - na stole wylądowało zdjęcie wyciągnięte przez nią uprzednio z kieszeni. - Poznajesz tą osobę?

-Nie mów że to ona was poinformowała. - jęknąłem żałośnie. Wiedziałem, że to był zły pomysł, żeby informować aż tylu ludzi o tym.

^^^

Pov. Maddie's:

-David zmywajmy się stąd. Nie chcę mieć problemów. - oderwałam się od niego czochrając mu włosy.

-Ej wiesz ile zajmuje ułożenie takich włosów? - zaśmiał się przeczesując swoje loki.

Skradłam mu szybko buziaka wstając.

-Tu jesteście. Nawet nie wiecie ile nam strachu zafundowaliście. - drzwi otwarły się, a w nich stanęła Lissa.

-Ty? Martwiłaś się o mnie? - zaśmiałam się zaczepnie. Dziewczyna przewróciła oczami przenosząc wzrok na Davida, swojego przyjaciela.

-Założyłbyś coś na siebie. - na jej twarzy dostrzegłam cień smutku, przerażenia i zawiedzenia? Lissa nie jest osobą łatwą do zrozumienia, dlatego wszystko to mogło mi się tylko wydawać. Może była zazdrosna?

-Christian źle się poczuł i poprosił, żebyśmy wcześniej wyszli z klubu, ale nie mogliśmy was znaleźć! Wiesz ile czasu was szukaliśmy?! Czy ty jesteś poważny?! - nakrzyczała na niego. Nie mam pojęcia, dlaczego tak nagle wybuchła.

-Lis przepraszam. Nie wiedziałem. - bronił się zakładając koszulę.

-Pospiesz się. - skrzyżowała ręce odwracając się. - Nie mamy całego dnia.

^^^

-Wszystko dobrze? - podeszłam do brata, który stał przed klubem.

-Tak. Nic się nie stało. - machnął ręką, ale przez ten nagły ruch stracił równowagę. Chwyciłam go szybko w pasie chroniąc go przed upadkiem.

-Przepraszam Chris. Powinnam tu być z tobą. - przytuliłam twarz do jego klatki piersiowej. Objął mnie delikatnie uśmiechając się.

-Słyszałem, że nieźle się wczoraj zabawiliście. - zaśmiał się przez co oberwał ode mnie kuksańca w brzuch. - Ała. Pamiętaj, że źle się czuję. Jak zrobisz to jeszcze raz to przyrzekam, że zrzygam się na ciebie.

-Cameron nic nie wie? - spytałam przypominając sobie o tym, że Cam nie ma takiego podejścia jak jego bliźniak.

-Nie, spokojnie. - odetchnęłam z ulgą.

I still don't like youWhere stories live. Discover now