// tytuł rozdziału to dosłownie "katastrofa"
Główna siedziba Jaenan Incorporated prezentowała się naprawdę imponująco. Nawet na tle innych drapaczy chmur znajdujących się w centrum biznesowej dzielnicy miasta.
Nowoczesny wieżowiec z ogromnym, srebrnym "JI" zawieszonym gdzieś w okolicach, na oko licząc, pięćdziesiątego trzeciego piętra zajmowany przez ogromny, innowacyjny, doskonale prosperujący międzynarodowy koncern zrzeszający korporacje zapewniające usługi związane z energetyką milionom osób i firm na całym świecie.
A jednak nie na tyle innowacyjny, by wypłatę za jego ostatni projekt przesłać mu przelewem. Przez co Taehyung był zmuszony pofatygować się do nich osobiście.
Jadąc przeszkloną windą i podziwiając znajdujące się pod jego stopami równie nowoczesne i nieskazitelne, co fasada budynku wnętrze, po którym niczym mrówki kręcili się formalnie ubrani pracownicy myślał sobie, że może to i dobrze, że kazali mu tu przyjść. Bo sam też musiał się przez to ładnie ubrać, założyć krawat, wyjść z domu, podjechać na parking przy stacji metra i udając zapracowanego biznesmena wysiąść z niego w korporacyjnej dzielnicy, żeby wraz z tłumem jemu podobnych podążyć do jednego ze znajdujących się tam drapaczy.
A nieco ruchu i bezpośredni kontakt z innymi przedstawicielami gatunku ludzkiego z pewnością dobrze mu zrobią.
Sam uważał się za raczej oryginalną i niezależną osobę (dlatego za nic w świecie nie chciałby pracować w takim miejscu na stałe). Nie przepadał za udawaniem kogoś, kim nie jest ani za przyporządkowywaniem się sztywnym normom społecznym. I w tamtej chwili naprawdę kusiło go, żeby zrobić coś niegroźnego lecz zupełnie nieoczekiwanego. Coś, co choć minimalnie zakłóciłoby pracę tej chodzącej niczym szwajcarski zegarek gigantycznej maszyny.
Z kamienną twarzą wysiadł z windy i mocno zaciskając dłonie na brzegu koszuli, jakby chciał powstrzymać się od zabrania jednego ze znajdujących się w wąskiej, wysadzanej metalowymi kamyczkami wazie sztucznych kwiatów, udał się do odpowiedniego gabinetu. Droga była dokładnie oznakowana, nie miał więc najmniejszych problemów z trafieniem we właściwe miejsce.
Parę podpisanych dokumentów oraz uściśniętych dłoni później ponownie znalazł się na tym samym korytarzu. Głośno odetchnął z ulgą i uśmiechnął się w stronę srebrnej wazy.
Ale nie miał jeszcze zamiaru stąd odchodzić. Najpierw odwiedzi Hoseoka. Jego przyjaciel na pewno się ucieszy, gdy przyjdzie do niego i umili mu nieco nudny czas w pracy. Ponownie wsiadł do windy i wybrał czwarte piętro. Zjechał w dół, a po wyjściu trafił do wypełnionego rzędami biurek jasnego open space'a. Wzdrygnął się odruchowo słysząc gwar, klikanie myszy komputerowych i podniesione głosy rozmawiających przez telefon ludzi. Tyle różnych dźwięków, a każdy nakłuwał jego umysł niczym deszcz cieniutkich igieł.
Lecz w tamtym momencie ujrzał najlepszego przyjaciela uprawiającego szalony parkour pośród zawalonych papierami biurek i niosącego trzy kubki kawy, z których za wszelką cenę starał się nic nie rozlać. Jego rozpięta marynarka powiewała pod wpływem precyzyjnych, zwinnych ruchów, natomiast włosy nie powiewały ani trochę. Pewnie dlatego, że znowu władował w nie za dużo żelu. Na ten widok Taehyung zaśmiał się cicho i postanowił bezszelestnie podążyć za nim.
Idąc przez wypełnione światłem i hałasami biuro, już rozmyślał o tym, jak też powinien zdradzić swoją obecność tak, aby Hoseok nie wystraszył się na jego widok i nie upuścił wszystkich kubków. Wskakiwanie na niego ani krzyczenie z drugiego końca pomieszczenia niestety zdecydowanie nie wchodziło tym razem w grę. Z braku lepszej opcji Taehyung rozważał nawet cywilizowane przywitanie się tak, jak robią to normalni ludzie. Gdy nagle dostrzegł, że nie tylko on wpadł tego dnia na pomysł z odwiedzinami.
YOU ARE READING
✔| randka ze śmiercią | taekook
FanfictionTaehyung zupełnie przypadkowo trafia na sekretny czat, gdzie najgroźniejsi przestępcy załatwiają swoje ciemne sprawki (i oczywiście nawet nie zdaje sobie z tego sprawy). Poznaje tam płatnego zabójcę Jungkooka (tego, że jest zabójcą też nie wie) i na...