33 - La fiesta no para

164 21 8
                                    

// tytuł rozdziału to dosłownie "impreza się nie kończy"

- Nie masz się czego bać. Jak tylko spotkamy tu jakiegoś groźnego typa, prędziutko się nim zajmę.

Jungkook podwinął bluzę i spoglądając na niego znacząco, wskazał na niewielkie wybrzuszenie znajdujące się w kieszeni jego spodni.

- To ja już wolałbym żebyś powiedział, że cieszysz się tak na mój widok - odparł Tae, marszcząc brwi.

- Zawsze cieszę się na twój widok. Nie zawsze mam w kieszeni Berettę 3032.

Jeszcze kilka razy dzwonił do Marii Ruiz, lecz ona ani razu nie odebrała. To nie mógł być dobry znak i Taehyung zaczął się tak trochę o nią bać. Być może przesadzał, ale tak właśnie było. Odnalazł więc jej adres i jeszcze tego samego dnia razem z Jungkookiem wybrali się ją odwiedzić.

Jak się okazało, Maria mieszkała w dość niebezpiecznej okolicy.

Zaparkowali samochód parę przecznic temu, a resztę drogi postanowili przejść pieszo udając, że wcale nie widzą walających się na chodniku pustych butelek po alkoholu, wybitych szyb w oknach ani stojących w cieniu podejrzanych typów którzy łypali na nich złowieszczo. Na wszelki wypadek Taehyung przysunął się jeszcze bliżej towarzysza.

W ten sposób będzie mógł szybko zareagować, gdyby tamten nagle zdecydował się na takie bardziej przemocowe rozwiązanie z użyciem swojego kieszonkowego pistoletu.

- Ale ty praktycznie zawsze masz jakąś broń - stwierdził, spoglądając w stronę towarzysza. - Nie pamiętam momentu, żebyś tak zupełnie żadnej przy sobie nie miał.

- Nigdy nie wiadomo kiedy zostaniemy namierzeni przez mafię. A jakoś muszę się przecież bronić. Nie mam tych twoich mocy.

Skręcili w boczną uliczkę. Według map byli już prawie na miejscu. Musieli jeszcze tylko przejść sto metrów wzdłuż pojemników na śmieci i miejsce docelowe znajdowało się po lewej stronie.

W końcu stanęli przed wysokim, odrapanym budynkiem będącym celem ich wyprawy. Do drzwi wejściowych prowadziły strome, betonowe schodki, na których siedział jakiś menel z flaszką w dłoni. Nie było jeszcze nawet południa, no ale co kto lubi. Zapytali go czy wie, gdzie mieszka Maria Ruiz. A po uzyskaniu numeru mieszkania, wdrapali się kilka kondygnacji w górę i zapukali do wskazanych drzwi.

Otworzyła im kobieta mniej więcej w ich wieku. Nie Maria, ale również była latynoską. Długie, proste włosy upięła w niedbałego koka, a w uszach miała naprawdę paskudne kolczyki. Obrzuciła ich dwójkę znudzonym spojrzeniem, ze zniecierpliwieniem przestępując z nogi na nogę.

- Czego chcecie? - zapytała w końcu, przerywając tym samym niezręczną ciszę.

- Jest może Maria Ruiz?

- No.

- A możemy się z nią zobaczyć?

Kobieta westchnęła cierpiętniczo, po czym nie odwracając się nawet, nagle na cały głos krzyknęła coś po hiszpańsku. Aż przeszły go dreszcze. Miała naprawdę donośny głos.

Po chwili z głębi mieszkania dobiegła ich przytłumiona odpowiedź, a kobieta uśmiechnęła się do nich szeroko. Lecz wcale nie był to przyjazny uśmiech.

- Zaraz przyjdzie - powiedziała miękko, po czym jak gdyby nigdy nic wyminęła ich w drzwiach i wyszła na klatkę. Zbiegła po schodach, mamrocząc coś pod nosem.

I tyle ją widzieli.

Niedługo potem przy drzwiach pojawiła się na szczęście Maria. Była w samym szlafroku i bez makijażu, a jej włosy sterczały na wszystkie strony w dzikim nieładzie.

✔| randka ze śmiercią | taekookWhere stories live. Discover now