Notka autorska o "Czy budzić ludzi śpiących w autobusach?" ZAWIERA SPOJLERY

118 28 87
                                    

Siadam do obiecanej notki o opowiadaniu o Małgorzacie, przed sobą mam konspekt (łał, to już po raz kolejny w tym tygodniu, w dodatku jest bardziej szczegółowy niż ten na mojej maturze, o co w ogóle chodzi?); mam też herbatę i wizję tego, że za chwilę będzie niedziela. I mimo że zanim jeszcze opowiadanie ujrzało światło dzienne, doskonale wiedziałam, co chciałabym o nim napisać, to – gdy przychodzi co do czego – nie mam pojęcia, od czego zacząć.

Dlatego zacznę od końca – od podziękowania wszystkim, którzy przeczytali Czy budzić ludzi śpiących w autobusach?, nieważne, czy daliście znak o swojej obecności, czy też nie. A wszystkich, którzy nie czytali, to tam odsyłam, ponieważ ten tekst zepsuje Wam całą przyjemność z czytania.

Skoro rozpoczęcie mam już za sobą, to mogę przejść do rzeczy.

Skąd pomysł?

Motyw, tytułowe pytanie, chodzą mi po głowie od dawna, od kiedy widzę ludzi, którzy śpią w autobusie i zastanawiam się, czy przypadkiem nie zasnęli zbyt głęboko. Od dobrych paru miesięcy chodziła mi też po głowie myśl, aby napisać o tym opowiadanie. Kiedyś nawet już zaczęłam (znalazłam stary plik z czerwca!), ale czułam, że to nie było to. Chciałam się tam skupić na zbyt wielu elementach, dać wszystko na raz, więc pomysł szybko upadł. Teraz, czytając starą wersję, cieszę się z tego, bo tamta byłaby niewypałem... Jedynym fragmentem, który spodobał mi się z tamtych pięciuset słów jest myśl:

„Czy budzić ludzi śpiących w autobusach? brzmi jak temat speecha na angielski albo jak tytuł rozprawy filozoficznej. Napisz mniej niż dwieście pięćdziesiąt słów lub więcej niż trzysta stron."

Także, sam motyw przewodni wziął się z życia. Pytania dodatkowe powstawały same, tak samo sam na miejsce wskoczył ogólny zamysł.

W komentarzach wspominałam, że praktycznie we wszystkich moich opowiadaniach można znaleźć wiele inspiracji z życia, szczególnie w tych krótszych formach. Często są to miejsca, czy drobne szczegóły, które nie mają aż tak wielkiego znaczenia, skoro i tak planuję użyć ich tylko raz.

W opowiadaniu o Małgorzacie z życia wzięte są: spanie w autobusie (teraz już zdarza mi się to notorycznie); rytualne przywitanie z psem, który – niestety – już zaczyna rozumieć, że z ubrudzenia moich spodni nic nie będzie; niestety, bo próbując stać na dwóch łapach, Ciapek wyglądał przekomicznie; oraz przejście dla pieszych. Naprawdę, czasami policja zatrzymywała się w takim miejscu, że ograniczała i tak już słabą widoczność. A na drodze jeżdżą szybko – inaczej by nie łapali, tak przynajmniej myślę.

A teraz czas na dygresję, a mianowicie kiedyś z Mari śmiałyśmy się, że powinnyśmy podejść do policjantów i powiedzieć, że boimy przejść się przez pasy, bo nie widzimy nadjeżdżających samochodów. Jednak nigdy nie było okazji (ja zawsze wychodzę za późno i biegnę pół drogi), aż do pewnego pamiętnego dnia, kiedy to Mari osobiście powiedziała policjantom, że nie widzi, czy nie nadjeżdżają auta, więc... policjant poszedł na przejście razem z nią. Co ciekawe, od tamtego czasu suszą po drugiej stronie ulicy, gdzie mogą ściągać kierowców na parking i nie ograniczają widoczności pieszym ani kierowcy autobusu...

I wracamy do samego opowiadania. Pewnego dnia nagle w mojej głowie pojawiła się myśl o napisaniu opowiadania o osobie potrąconej na takim właśnie przejściu dla pieszych. A ponieważ przejście to kojarzy mi się z bieganiem na autobus, w którym kontynuuję spanko, to dwa pomysły połączyły się w jeden i wszystko wskoczyło na swoje miejsce. Oczywiście, niektóre rzeczy były dopracowywane już w trakcie pisania, ale trzon opowiadania powstał właśnie wtedy.

Kobieta vs to zawsze powtarza mi mama, czule gładząc mnie po głowie

Na to zwróciła uwagę jedna z czytelniczek. Zdanie to może sugerować, że Małgorzata to jeszcze dziewczynka, w końcu to z takimi osobami kojarzą nam się matki czule gładzące po głowie, prawda? Jednak jest to tu na swój sposób celowe, bo dorosłą kobietę – nawet jeszcze straszą niż bohaterka – jej matka też może czule pogładzić po włosach. Mimo wszystko uzyskujemy wtedy efekt swojego rodzaju dysonansu.

Literki z ketchupemWhere stories live. Discover now