Czy budzić ludzi śpiących w autobusach?

249 39 185
                                    

Czasami zastanawiam się, czy budzić ludzi śpiących w autobusach. Tych, którzy spokojnie drzemią oparci o szybę, i tych, którym głowa ucieka to w przód, to do tyłu. Może czasami warto ich obudzić i zaoszczędzić im bólu karku? A może to jedyny moment w ciągu dnia, kiedy mogą sobie pozwolić na chwilę spokoju?

Czasami zastanawiam się, czy budzić ludzi śpiących w autobusach. Tych, którzy przymykają oczy, wsłuchując się w rytm muzyki, i tych, którzy co chwilę uchylają znużone oczy. Może czasami warto ich obudzić i zaoszczędzić im zmęczenia spowodowanego trwaniem w stanie spoczynku i pełnej czujności równocześnie? A może delektują się tą chwilą, gdy mogą oddać się swoim myślom bez obcych, którzy wchodzą im w paradę?

Czasami zastanawiam się, czy budzić ludzi śpiących w autobusach. Tych, którzy co chwilę drgają nerwowo, i tych, którzy wydają się śnić głęboko. Może czasami warto ich obudzić i zaoszczędzić im stresu związanego z przegapieniem swojego przystanku? A może tak naprawdę mają wszystko pod kontrolą i otworzą oczy na czas?

Czasami zastanawiam się, czy ludzie śpiący w autobusach chcieliby być obudzeni.

Przyglądam się tym paru osobom, które też wybrały się w poranną podróż autobusem. Przed szóstą śpią wszyscy, poza kierowcą i mną, chociaż mnie również sen zaprasza w swoje objęcia. Kusi mnie wizją rześkości i braku zmęczenia. Niczym zły duch, próbuje mnie nabrać na złudzenie zorganizowania, pracowitości, chęci. Ale to tylko mara.

Bo sen nie pomaga.

Ciekawe, czy tak samo myśli ta kobieta – na oko czterdziestoletnia – ciasno okutana w zimowy płaszcz i szal, która drzemie ze spokojem godnym pozazdroszczenia.

Oczy mi się kleją i błagają o sen. Ale ja nie mogę spać. Muszę pozostać obudzona. Nie mogę przespać całej trasy w autobusie – to zawsze powtarza mi mama, czule gładząc mnie po głowie. Kiedyś już próbowałam spać w autobusie i prawie przejechałam swój przystanek, a to nie może się już powtórzyć; ja chyba nie chcę, żeby to się powtórzyło.

Młody chłopak – może w moim wieku – nie myśli o śnie w autobusie w ten sposób. Słucha muzyki, a skroń opiera o szal wciśnięty między jego głowę a szybę. Z błogim uśmiechem drzemie w stanie pozornej czujności. Bo tak naprawdę przed nim jeszcze długa trasa i nie musi się martwić tym, że za chwilę będzie jego przystanek.

Może też powinnam zasnąć. Może muszę oddać się temu uczuciu. I może nie powinnam niczym się przejmować.

Tak jak starszy pan z siatką między nogami. On nie ma nic do stracenia, więc wykorzystuje to, że w ciepłym autobusie mknącym przez las jest cieplej niż w jego domu – na parkowej ławce. Chyba że to również już stracił.

Ja też nie mam nic do stracenia, mimo że wielu twierdzi inaczej. Ale ja wiem swoje.

Ja wiem swoje.

Dlatego nie przejmuję się już ludźmi śpiącymi w autobusach, samej zasypiając w autobusie. Przegapimy swój przystanek; przegapiliśmy już nie jeden.

I tracę sprzed oczu drogę, gdy pozwalam sobie zamknąć oczy.

~*~

To miał być dzień jak co dzień. To miał być zupełnie zwyczajny dzień. To miał być dzień, który miał być czwartkiem takim, jak każdy inny.

Małgorzata wysiadła z autobusu i do domu wracała w podskokach. Dosłownie, nie zmyślam! Ta dwudziestoletnia kobieta to wchodziła na krawężnik, to radośnie z niego zeskakiwała i ponownie na niego wracała, i znów skakała! Chwilę szła ulicą, a radość tryskała z całej jej postaci, kiedy podrygiwała stopami w butach i mocno wybijała się w górę, odrywając podeszwy od asfaltu.

Literki z ketchupemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz