Debiutant? Ble, fuj, nie - czyli co ostatnio rozdrażniło Nikodema

168 36 97
                                    


Dryfowałem sobie spokojnie po tak zwanych Internetach, natrafiłem na recenzję książki. I co w tym niezwykłego? Od recenzji wszystkiego aż się roi, więc nie jest to nic nadzwyczajnego. Jednak coś mnie rozdrażniło. Zdanie, które w różnej formie widziałem już miliardy razy.

„Sięgałam po tę książkę z niepokojem, ponieważ jest to debiut..." (Nie jest to przytoczenie żadnego zdania, a jedynie oddanie sensu).

Abstrahując od tego, że sam kiedyś chciałbym zadebiutować, o czym już pewnie każdy wie...

Dlaczego ostatnio słowo „debiut" oraz wszystkie jego pochodnie działają odstraszająco? Te wszystkie rozpoczęcia brzmią, jakby „łatka" debiutanta była gorsza od określenia grafomana.

Zbyt często widzę, że ludzie mają obawy przed przeczytaniem książek osób dopiero pojawiających się na rynku. Bo co, bo się sparzą? Bo się im nie spodoba? To zmartwię wszystkich myślących w ten sposób – na sprawdzonym, nawet swoim ulubionym, autorze też można się zawieść. Tak, dobrze czytacie.

Dobrze, ale dlaczego rozdrażniło mnie to do tego stopnia, że usiadłem i zacząłem pisać to coś? A dlatego, że sami nakręcamy błędne koło.

Wydawcy surowo patrzą na debiutantów, nie chcą za bardzo wydawać ich książek. Dlaczego? Bo może się to dla nich okazać ryzykiem – nikt może nie kupić danej pozycji. Dlaczego może się okazać, że nikt nie kupi debiutu? Bo ludzie się boją, że książka będzie słaba. Dlaczego boją się, że będzie słaba? Bo wydawcy zazwyczaj patrzą na debiuty, jakby były kiepskie z założenia.

Może pokażmy wszystkim, że wcale tak nie musi być? Ostatnio czytam dużo polskiej literatury, w tym nowości oraz pierwszych książek świeżo upieczonych pisarzy czy pisarek. Jak dotąd nie mogę powiedzieć, by jakikolwiek debiut był dla mnie nic niewart.

Nie bójcie się tego określenia, być może kiedyś ktoś z nas będzie nim ochrzczony? W dodatku każdy autor kiedyś musiał zadebiutować. Musiał jakoś przebić się przez ogólną niechęć wobec tego określenia, a mam wrażenie, że jest to coraz trudniejsze.

Ale, ale, to nie wszystko, co przyszło mi do jeżowej głowy. Pomyślałem sobie, że jak tak dalej pójdzie, to za jakiś czas polski rynek wydawniczy nam się zamrozi, a napływać na niego będą głównie tłumaczenia. Jeśli ludzie nadal będą się bać kupować „niesprawdzone" powieści, to tradycyjni wydawcy uznają, że zupełnie im się nie opłaca inwestować w młodych twórców. A nie każdego stać na self-publishing czy choćby vanity.

Społeczeństwo samo odrzuca „powiew nowości", za którym każdy tak tęskni. O którym z utęsknieniem pisze niemal każdy blogger. I gdzie ma być ten powiew, skoro często nie dajemy mu szansy? A jak już dajemy, to może na wstępie nie straszmy innych, nadając słowom nowych, pejoratywnych znaczeń, których wcześniej nie miały? Nie wciskajmy wszędzie informacji, że to książka, którą baliśmy się przeczytać?

Debiut powinien kojarzyć się pozytywnie, w końcu to nowość, początek, start.

Obecnie znani, polscy twórcy kiedyś skończą tworzyć kolejne książki – taka kolej rzeczy. Dlatego potrzeba nam młodych, którzy zajmą ich miejsce.

Nie zdziwiłbym się, gdyby się okazało, że wielu pisze po angielsku, planując od razu wydanie w Stanach. Tam łatwiej zrobić karierę, czyż nie? Angielski zna każdy (angielskojęzyczne książki są najczęściej tłumaczone na najwięcej języków), wiele osób skusi się na lekturę oryginału. Łatwiej dostać się do twórców filmowych (na pewno jakieś książki czytają, mimo że może to nie być aż tak proste), którzy mogą zainspirować się powieścią, a ona dzięki amerykańskiej produkcji przez pewien czas będzie na ustach wszystkich.

Nie pozwólmy uciec polskim pisarzom, niech pomysły nie marnują się w szufladach. Pokażmy wydawnictwom, że będzie się im opłacać. Że warto podjąć ryzyko.

Ja staram się nie zwracać dużej uwagi na nazwisko autora; bardziej interesuje mnie treść, styl i tym podobne. (Kto czytuje moje recenzje wie, że zawsze czepiam się, jeśli nazwisko autora na okładce jest ważniejsze niż tytuł. Obojętnie czy to znany Mróz z Sapkowskim, czy Biarda i Białczak, o których być może nikt z okolicy nie słyszał).

Czy Twoja biblioteka przeprowadza ankietę dotyczącą zakupu nowych książek? Zaproponuj jakiś debiut! Niech więcej osób ma okazję przeczytać i wyrazić swoją opinię. Nie wiesz, jaką książkę kupić? Zaryzykuj, może dopiero próbujący swoich sił autor trafi w Twój gust? Na pewno nie stracisz, pomagając komuś, na czyim miejscu możesz się kiedyś znaleźć.

Zmotywowany Nikodem


Jak wiecie, czy to piszę wraz z GLNozyce, czy to na blogu. Ten tekst oryginalnie pojawił się w tym drugim miejscu, link w komentarzu. Wylałem z siebie trochę frustracji, bo mogę.

Literki z ketchupemWhere stories live. Discover now