Znamię.

66 5 2
                                    


Oczami Laury.

W końcu wszystko wróciło do normy Daryl i Eugen wrócili z potrzebnymi lekami. Mózgowiec zrobił szczepionki i wszyscy znów są zdrowi. Na Wzgórzu również sytuacja jest opanowana. Największym zaskoczeniem dla mnie był widok grupy Morgana przechodzących przez bramę naszej osady. Powiedzieli, że chcą tu zostać i pomóc nam we wszystkim. Nie wiem skąd ta zmiana, ale cieszyło mnie to. Rozmieściliśmy ich w domach. Rick zaproponował Morganowi, żeby zamieszkał z nim. Ja taką propozycję złożyłam Kim. Dziewczyna chętnie się zgodziła i szybko zajęła jeden z wolnych pokoi. To oczywiście ani trochę nie spodobało się Rosicie, która od kilku dni truje mi, żebym ją wywaliła. Twierdzi, że jestem niepoważna, bo jak mogę przyjąć pod swój dach byłą kochanice Daryla. Ja mu ufałam, a Kim nie wyglądała na osobę, która ma złe zamiary. Przygotowywała śniadania dla wszystkich pomagała w różnych czynnościach. Od sprzątania i prania po pomaganie w lecznicy.

-Jak tam życie w trójkącie?- Rosita powitała mnie standardowymi ostatnio słowami.

-Daj spokój. Kim nie jest żadnym zagrożeniem. I przypominam ci, że uratowała mi życie. Gdyby nie ona szeptacz przeszyłby mnie nożem i teraz wąchałabym kwiatki od spodu.

-Honorowa z ciebie dziewczyna. Rozumiem uratowanie życia i teraz dług wdzięczności, ale ja bym uważała.

-Dlaczego? Przecież z tego, co wiem nic ich nie łączy i to ona powiedziała Darylowi, że powinien mi się oświadczyć. Tak właściwie, dlaczego jej nie lubisz?

-Nie to, że nie lubię. Dla mnie jest jakaś dziwna. Może to zabrzmi głupio, ale inaczej ją zapamiętałam.

-Rosita ile ją widziałaś? Kilka dni? Nie znamy jej dobrze.

-Nie ufam jej okej?

-A Darylowi ufasz?

-Skąd to pytanie? Jasne, że ufam.

-No właśnie. Skoro ufasz mu, a on ufa jej to nie ma się czym przejmować.

-Niech ci będzie ja mam po prostu jakieś dziwne przeczucie. Zostawiasz go z nią samego w domu? A jak coś tam robią?

-Przestań. Chyba wyolbrzymiasz.

-Dobrze już nic nie mówię. Tylko żeby później nie było płaczu, że coś jest nie tak. Bo jak ona zacznie coś knuć to ją ustawie do pionu.- Rosita mówiąc to zdanie uśmiechała się tak jakby mówiła o tym, że spędziła cudowną noc z Gabriellem. Jej zachowanie wywołało uśmiech na mojej twarzy.- Muszę coś dodać.

-Miałaś nic nie mówić.

-Tylko jedno. Taki malusieńki szczególik. Nie wydaje ci się, że ona ubiera się tak... inaczej.

-Inaczej?- Zapytałam zaskoczona.

-Bardziej seksownie? Ostatnio nie miała takiego stylu.

-Ostatnio to wszyscy mieli tak brudne ciuchy, że o mało się z brudu nie rozpadły. Taki ma styl. Nie mów, że ty nie lubisz czasem założyć czegoś, co ma większy dekolt.

-Już się zamykam.- Kobieta puściła mi oczko.

- Detektyw Rosita Espinosa?- Wtrąciła El.

-Dokładnie tak. Nie wiem, dlaczego nagle zaczęła ją interesować osoba Kim.

-Ona się o ciebie martwi. Nie chciałaby, żebyś cierpiała. I przyznaj, że sytuacja jest niecodzienna. Dwie kobiety i jeden facet, z którym jedną coś łączy, a drugą łączyło.

-El ja wiem jak to wygląda, ale co miałam zrobić?

-Chyba nie rozumiem.

-Althea John i jego kobieta chcieli zamieszkać z dzieciakami. Dwoiliśmy się i troiliśmy, żeby tak było. Udało się. Nick mieszka z Lucianą i Alicią. Przecież tak chcieli. Madison z Travisem. Później Rick zaproponował Morganowi mieszkanie to co miałam zrobić? Powiedzieć Kim „ Wiesz co? Idź mieszkać sama?" Jakby to wyglądało? Pierwsze dni były dla mnie ciężkie, ale później się przyzwyczaiłam. Nie było dla mnie normalnością jeść śniadań, które przygotowuje Kim. Dziwnie się czułam siedząc z nią Lydią i Darylem przy jednym stole, ale szybko się przyzwyczaiłam.

-Rozumiem. Moim zdaniem dobrze postąpiłaś. Skoro Daryl zapewnił cię, że ich nic już nie łączy to tak jest, a ty nie masz powodu do zazdrości.- El przytuliła mnie, a mi zrobiło się jakoś lżej. Pewnie dlatego, że w końcu powiedziałam to, co siedziało mi na sercu.

Oczami Daryla.

W końcu chwila odpoczynku. Nic się nie dzieje, nikt nie choruje więc mogę się zdrzemnąć, albo przynajmniej rozprostować nogi. Laura bierze prysznic, słyszę odkręconą wodę. Sam nie wiem dlaczego, ale ten dźwięk mnie usypia. Długo to nie potrwało, bo dźwięk płynącej wody właśnie ustał.

-Daryl?- Zaniemówiłem, kiedy z łazienki wyszła Kim owinięta w ręcznik.

-Co ty tu robisz?- Rozejrzałem się po sypialni, żeby upewnić się, że nie pomyliłem pomieszczeń.

-Przepraszam. Myślałam, że nikogo nie ma w domu. W mojej łazience słuchawka od prysznica zaszła kamieniem. Już się tym zajęłam, ale musi odmięknąć. Powinnam zapytać, ale byłam pewna, że jestem sama. Uznałam, że się wykąpie, a później powiem, że skorzystałam z waszej łazienki.

-Nie musisz przepraszać. Nic się nie stało jestem po prostu zaskoczony.

-Zarumieniłeś się Panie Dixon.

-Lepiej idź się ubierz. Gdyby teraz Laura tu weszła urwałaby mi łeb. I musiałbym się gęsto tłumaczyć.

-Zawstydziłeś się? Serio? Przecież widziałeś mnie nago. Co prawda parę lat temu, ale nic się nie zmieniło. Spokojnie, wezmę tylko brudne ubrania z łazienki i znikam. Nie bój się nie powiem Laurze. Przecież nie chciałabym, żebyście pokłócili się z mojego powodu.- Siedziałem jak osłupiały. Co to miało być? Co to w ogóle za teksty? Co ona wyprawia?. Dziewczyna wyszła z mojej sypialni. Odetchnąłem z ulgą. Nie na długo, bo za chwilę przyszła ubrana w sukienkę.- Mogę prosić o przyjacielską przysługę?- Odwróciła się do mnie tyłem, żebym zapiął jej sukienkę.

-Jasne.- Zrobiłem to szybko.

-Pamiętasz bal? Nie chciałam iść z nikim ze szkoły. Poprosiłam ciebie. Musiałam się nieźle natrudzić, żebyś się zgodził.

-Nie lubiłem i nadal nie lubię takich imprez. Banda nachlanych dzieciaków.

-A ty niby byłeś trzeźwy?

-Przepraszam bardzo, ale chciałaś, żebym tańczył. Musiałem się jakoś wyluzować tak?

-A Merle?

-Właśnie. Darmowa gorzała?

-Darmowa gorzała. Nawet nie wiem jak on tam wlazł.

-Pani Gilbert. To był powód wpuszczenia mojego brata na bal.

-Nie gadaj. Babeczka od biologi?

-Merle uczył się z nią anatomii człowieka.

-Nie wierzę. Serio?

-Była młoda, sama. Merle potrafił być czarujący więc dlaczego nie? No i darmowa gorzała.

-Byliście hitem tego balu. Nie było dziewczyny, której nie zabraliście do tańca. Wszyscy o was mówili. Każdy był zachwycony bracia Dixon zrobili robotę. Podobno najlepszy bal w historii.

-Dobrze było się zabawić. Odciąć się od codzienności.

-I skończyło się bójką na parkingu.

-To nie była bójka.

-Nie? Okładanie gościa po gębie to nie bójka?

-Popchnął cię. Musiałem jakoś zareagować.

-Bohaterska postawa. Nadal tam masz? Właściwie głupie pytanie. Ty się nie zmieniłeś. No może trochę wydoroślałeś.

-Lata podczas apokalipsy zombie robią swoje.

-Sądzisz, że ludzie, których znaliśmy nie żyją?

-Nie wiem. Pewnie nie wszystkim się udało.

-Wiesz, że wiele osób próbowało chować się w szkole?

-Słyszałem. I wiem, że jeśli ktoś wybrał szkołę jako schronienie to nie żyje.

-Nasi znajomi.- Dziewczyna ze smutną miną usiadła na łóżku.- Mijaliśmy ich na ulicy, mijałam ich na szkolnym korytarzu. Rozmawialiśmy z nimi i nagle ... przepadli.

-Nie myśl o tym. Życie toczy się dalej. My jesteśmy tu i teraz. Myślenie o ludziach, którzy przepadli nie pomaga. Możemy jedynie wierzyć w to, że żyją i mają się dobrze.- Dziewczyna odgarnęła włosy tak, że było widać prawą stronę jej szyi.- To znamię.

-Co z nim?

-Przecież ty go nie miałaś.

-Co ty mówisz. Miałam od zawsze.

-Nie miałaś. Pamiętałbym.

-Daryl przestań. Spaliśmy ze sobą kilkakrotnie i to sporo lat temu i tobie się wydaje, że znasz moje ciało? Chyba jesteś zmęczony. Prześpij się albo cokolwiek innego.-Dziewczyna zostawiła mnie samego, a ja zastanawiałem się o co chodzi. Byłem pewny na miliard procent, że ona nie miała tego znamienia.

I gotta go my own wayOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz