Most

179 5 3
                                        


Od razu zaczęliśmy planować co zrobić i gdzie odciągnąć stado. Eugen sugerował, żeby wpuścić ich na most, wtedy ten się zawali, odetnie hordzie drogę do osad. Niestety Rick uparł się, że most ma zostać nienaruszony. Do Alexandrii przyszły również dziewczyny z Oceanside. Stado nadeszło nie wiadomo skąd, było ogromne, a one zmuszone były uciekać. Z ich osady nie zostało pewnie nic. Michonne zgodziła się, żeby zostały tutaj. Zjawili się u nas ludzie z Królestwa i ze Wzgórza.

-Najważniejsze teraz jest to, żeby odciągnąć stado. Podzielimy się na grupy. Abe daj mapę.-Rudowłosy rozłożył mapę na jednym z drewnianych stołów, które znajdowały się na dworze.- Wasza osada była tutaj.- Rick palcem nakreślił kółko w miejscu gdzie znajdowało się Oceanside. Skąd przyszli?

-Z tej strony.- Ciemnowłosa dziewczyna, której imienia nie znałam pokazała zachód.

Rick nakreślił plan. Polegał na tym, że musieliśmy odciągnąć stado i rozdzielić na mniejsze grupki, które moglibyśmy wybić. Daryl miał jechać motorem w stronę miasta, Shasha i Abraham zainteresować stado sobą i wywabić ich na pole. Dokładnie na to samo na, którym stoczyliśmy batalię ze Zbawcami. Stado musiało po prostu zostać rozdzielone. Rosita wraz z kilkorgiem ludzi miała udać się na autostradę gdzie miała zastawić pułapkę. Kilka dynamitów, miała je zdetonować, kiedy sztywni będą szli za Darylem. Powysadza ich tyle ile się da.Pozostali, którzy przeżyją będą szli za kusznikiem,aż do miasta. Tam będą czyhać na nich ludzie z Królestwa, wybiją tyle ile się da i mają znikać. Zarażeni nie wrócą już z miasta.

-Laura, Mia, kiedy Daryl ruszy wystrzelicie kilka palących się strzał. Zainteresujcie sztywnych, tylko nie trawcie w niego.

-Jasna sprawa.- Zabraliśmy się do pracy, wszystko szło zgodnie z planem. Każdy spełniał swoje zadania. Ja i Mia nie dostałyśmy trudnego zadania. Wiem, że chodziło o mnie,bo moja towarzyszka na pewno by sobie poradziła.

Wróciłyśmy do Alexandrii czekając na pozostałych. Byłyśmy dobrej myśli, plan był ustalony i nie raz radzili sobie ze stadami zombie. Przynajmniej tak mówiła mi Mia. Siedziałyśmy przy stoliku, wzrok skierowany miałam w stronę bramy. Chciałabym, żeby już wrócili.

Do osady wbiegła dziewczyna, była przerażona, zwróciła naszą uwagę. Podbiegłyśmy do niej, serce podeszło mi do gardła.

-Co się stało?- Nie znałam jej, po minię Mii stwierdziłam, że również nie wie kim jest.

-Jestem ze Wzgórza. Nazywam się Maya. Byłam w grupie z Glennem. Szliśmy przez las, on usłyszał płacz dziecka. Rozdzieliliśmy się, on kazał mi czekać. Usłyszałam jakieś krzyki, ale czekałam nadal. Nie wiem, czy to był on, czy ktoś inny. Stałam tak i czekałam, ale nie wrócił. Później zobaczyłam sztywnych, gapili się na mnie. Nie szli w moją stronę, ale na pewno mnie widzieli. Zaczęłam uciekać, nie wiem nawet, czy mnie gonili. Biegłam ile sił w nogach. Chciałam wrócić na Wzgórze, ale tutaj miałam bliżej. Proszę pomóżcie mi.- Rozejrzałam się w poszukiwaniu kogoś, kto mógłby nam pomóc. Niestety wszyscy poszli rozprawiać się ze stadem.

-Musisz nas zaprowadzić w tamto miejsce.

-Laura jesteś pewna?

-Nie mamy innego wyjścia. -Opuściłyśmy osadę.

-Maggie mnie zabije.

-Przecież to nie twoja wina.

-Nie rozumiecie. Ona nie chciała, żebym szła, ostatnio przeze mnie i moją głupotę wpadliśmy w tarapaty. Tym razem nic złego nie zrobiłam, ale ona pewnie mi nie uwierzy. A co jeśli Glennowi coś się stało?

-Pewnie jest cały i zdrowy, może wpadł na stado i musiał zwiewać w innym kierunku. Opowiedz mi o tych sztywnych, których widziałaś.- Nie rozumiałam co się dzieje. W ciągu kilku tygodni coraz częściej słyszeliśmy, że nieumarli dziwnie się zachowują.

-To było tak, szliśmy przez ten las. Usłyszeliśmy płacz dziecka, ale nie było jasne z którego kierunku. Glenn stwierdził, że mamy się rozdzielić. I najpierw szłam z nim, byliśmy coraz bliżej tego dzieciaka i on kazał mi poczekać. Schowałam się w krzakach i czekałam. Niestety komary zaczęły mnie żreć i wstałam. Później usłyszałam krzyk, ale nie wiem skąd dobiegał. Stałam tak i czekałam, czekałam,ale jego nie było. Rozejrzałam się, próbowałam go dostrzec i wtedy zobaczyłam gromadę sztywnych. Stali między drzewami i patrzyli na mnie. Nie wiem ilu ich było. Przestraszyłam się, zaczęłam uciekać.

-Nie szli w twoją stronę? Nie ruszali się?

-Nie. Nawet nie charczeli, tylko stali.

-Byli wymazani krwią?-Mia zmarszczyła brwi, kiedy zadawała to pytanie.

-Nie. Nic z tych rzeczy, nie byli czyści,ale to raczej zwykły brud.

-Amber, dziewczyna przez, którą Laura straciła pamięć umiała żyć wśród trupów. Tylko że kiedy ją widziałam to była wymazana ich wnętrznościami. Więc albo to nie była ona, albo trupy jakoś ewoluowały, albo to ktoś inny.

Doszłyśmy do miejsca, w którym zniknął Glenn. Dziewczyna pokazała nam, w którą stronę poszedł, gdzie się schowała i gdzie stali sztywni. Nie było już po nich śladu, ale postanowiłyśmy spróbować ich znaleźć. Na początku nie było żadnych śladów, tak jakby tutaj nic się nie wydarzyło. Szłyśmy dalej w las.

-Tutaj ktoś kopał.-Wskazałam na miejsce w ziemi.

-I to nie dawno.-Mia przykucnęła przy rozkopie.

-Może to sztywni? Nauczyli się wygrzebywać glizdy albo inne robactwa?

-O nie. To od bluzki jednego z naszych.-Dziewczyna podniosła rozerwany rękaw.

-Spokojnie to jeszcze niczego nie wróży.

-Ja czuję, że stało się coś złego.-Ruszyłyśmy dalej. Usłyszałyśmy charczenie, a Maya rozpłakała się. Zabiłam to coś. Trafiłam prosto w jego głowę i pewnie skakałabym z radości, gdyby nie to, że był to mieszkaniec Wzgórza. Podeszłyśmy do ciała.

-Cios prosto w serce. Umarł w kilka sekund.- Stwierdziłam, kiedy podciągnęłam mu bluzkę. Niestety rękaw, który znalazła Maya należał do niego.

-Laura. Musimy zawrócić. Nie wiemy co tu się dzieje, we trzy możemy sobie nie dać rady.

-Trzeba ich znaleźć! -Maya podeszła ze wściekłością do Mii.

-Musimy zawrócić. Ona ma racje. Nie pomożemy Glennowi, jeśli same tutaj zginiemy. Poza tym nie umiemy tropić. Poczekamy, aż Daryl wróci,on zna się na rzeczy.

-Miałyście mi pomóc. To jest wasza pomoc? Chcecie wrócić,bo się przestraszyłyście?

-Dziewczyno słyszysz sama siebie? Ile osób liczyła wasza grupa?

-Osiem osób.

-Właśnie osiem osób. Z czego sześcioro jest nie wiadomo gdzie, siódmy leży tutaj, a ty musiałaś uciekać. Sądzisz, że jak będziemy we trzy plątać się po lesie to coś odkryjemy? Musimy wrócić. Nasi będą w Alexandrii lada moment.

-Maggie też?

-Nie wiemy. Możliwe, ale nawet jeśli to będziemy musiały jej powiedzieć co się stało.

-Nie idę z wami. Nie ma mowy, ona mi nie daruje.

-Będziesz z nami i nic ci się nie stanie.

Po namowach wróciłyśmy. Żadna z nas nie chciała wracać, ale nie miałyśmy wyjścia. Gdybyśmy tak zginęły nie pomogłybyśmy nikomu.

Siedziałyśmy jak na szpilkach, było już bardzo późno, aż w końcu przez bramę wjechał Daryl i pozostali. Byli zmęczeni, brudni, ale zadowoleni.Maggie z nimi nie było. Pomyślałam, że wróciła na Wzgórze.

-Udało się, było ciężko, trochę komplikacji też było, ale jest dobrze.-Spojrzałam na Ricka, który nie tryskał takim entuzjazmem jak Daryl.

-Komplikacje?

-Musieliśmy wysadzić most.- Rick westchnął i objął Michonne.

-Mamy większy problem niż wysadzony most.-Odsunęłam się, żeby zobaczyli Maye.

-Glenn i reszta mojej grupy zniknęli.- Dziewczyna opowiedziała całą historię, a później Mia powiedziała co udało nam się ustalić i kogo znaleźliśmy.

-Poszłyście same?

-A co miałyśmy zrobić?

-Daryl. Nie denerwuj się ważne, że wróciły.

-Musimy go znaleźć.- Kusznik odwrócił się na pięcie i szedł w stronę bramy, bez namysłu ruszyliśmy za nim. Oczywiście nie obyło się bez reprymendy o tym, że postąpiłyśmy głupio. Nie chciał również, żebym szła, ale ja się uparłam. Wyruszyliśmy szukać Glenna,a ja modliłam się w duchu, żeby nic mu się nie stało. Rick wysłał Rositę, żeby upewniła się czy Rhee nie wrócił na Wzgórze,a jeśli nie to, żeby powiedziała Maggie co się stało.

I gotta go my own wayWhere stories live. Discover now