Szansa na wolność

110 8 2
                                    


Oczami Laury.

Wczoraj dotarliśmy na Wzgórze. Byliśmy jednak strasznie zmęczeni więc rozmowę z Carol przełożyliśmy na dzisiaj. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to totalny chaos, jaki panuje w tej osadzie. Widziałam Tarę, która niosła masę listów zawierających prośby dosłownie o wszystko. Razem z Jesusem starali się wszystkim dogodzić, ale było to bardzo ciężkie. Biorąc pod uwagę to, że ludzie z Królestwa zamieszkali tutaj i w osadzie stało się ciasno. Carol domyśliła się co nas sprowadza na Wzgórze więc zaczęła rozmowę bez owiania w bawełnę.

-Problem polega na tym, że mamy tutaj bandę rozwydrzonych dzieciaków. Oni robią co chcą, chodzą gdzie im się podoba. Nikogo nie słuchają i mają w nosie szeptaczy. Tłumaczyliśmy im, że jak przyjdą roztopy nie będą mogli wchodzić na ich teren. Nie słuchają w ogóle się ich nie boją. Inni ludzie zaczęli wychodzić po zapasy i skracają sobie drogę przez ich ziemię. Zaledwie wczoraj stwierdzili, że będą przechodzić tak i w lecie, bo jest krócej.

-Dlatego chcesz negocjować z Alfą?- Zapytałam opierając się o jedną ze ścian w gabinecie należącym do Maggie.

- To najrozsądniejsze rozwiązanie. Przecież ci ludzie i tak wejdą na ich teren. Pomyślałam, że musimy uniknąć rozlewu krwi i być może uda się z nią porozmawiać. Niech weźmie inny teren, a kawałek odda nam.

-Nie zgodzi się na to.- Mruknął Daryl.- Nie ma szans. Wyszłaby wtedy na uległą, ona nie negocjuje tylko stawia warunki.

-Poza tym nawet jakbyśmy chcieli negocjować to, jak to zrobimy nie wchodząc na jej teren? Staniemy przed palami i będziemy krzyczeć Alfa, Alfa ?

-Słuchajcie coś musimy zrobić. Prawda jest taka, że po zimie będziemy musieli uzupełnić zapasy, a ona odcięła nam drogi. Wszędzie musimy dostawać się na około. Wszystko zajmuje dwa razy więcej czasu. Jak ludzie mają polować na zwierzynę skoro zajęła najlepsze leśne tereny? Nawet jak jakimś cudem ktoś coś złapie to, zanim tu z tym przyjdzie mięso będzie zepsute.- Do pomieszczenia wszedł Ezekiel oraz Tara i Jesus.

-Uważam, że Carol może mieć racje. Możemy z nią porozmawiać, nawet jeżeli szanse są niewielkie.

-Wy nie rozumiecie.- Westchnęłam.- To ona rozdaje karty. My nie możemy zagrozić ani dać jej coś w zamian. Nie będzie nas słuchać. Jak będziemy się kręcić to ją wkurzymy, a ona zmiecie nasze osady z powierzchni ziemi.

-A jakbyśmy ją zabili? Ją i Betę? Szeptacze straciliby przywódców. Powstałby chaos, bo pewnie każdy chciałby rządzić i może wtedy byśmy mogli coś wskórać.

-Jerry jak zamierzasz ich zabić?

-Strzelacie doskonale. Jestem pewny, że zestrzelilibyście ich bez żadnego problemu.

-Jerry ma racje. Możemy zrobić zasadzkę- Dodał Ezekiel.- Ja i moi ludzie pomożemy wam.

-Macie cichą broń, umiecie się skradać, umiecie się dobrze ukrywać. Musielibyście tylko być dość daleko, żeby móc uciec.

-To się nie uda.- Daryl zaczął nerwowo chodzić po pokoju.

-Dlaczego? Widziałam nie raz jak polujesz. Trafiasz małe wiewiórki z dużej odległości to nie trafisz w nich?

-Daryl ma rację ten plan nie ma racji bytu. Przecież po pierwszej wypuszczonej strzale leżelibyśmy martwi.

-To mówimy wam, że byście byli daleko. Wszyscy wam pomogą.

-Ezekiel z całym szacunkiem, ale nie przemyśleliście jednego. Oni chodzą w maskach z tłumami sztywnych. Jak ja czy Daryl mielibyśmy rozpoznać Alfę i Betę wśród zarażonych?

-Ty i Negan byliście blisko wiecie jak wyglądają.

-Byliśmy, wiemy, ale nie ma szans, żebyśmy rozpoznali ich w tłumie zarażonych. Poza tym Alfa i Beta bardzo rzadko chodzą gdzieś razem. Oni są cwani doskonale wiedzą, że moglibyśmy chcieć się zemścić. Mamy minimalną szansę za zabicie albo jego, albo jej. Jak już to zrobimy to wszyscy możemy kopać sobie groby.

- A Lydia?- Wtrącił Jesus.

-Co Lydia?- Widziałam, że w Darylu, aż się zagotowało.

-Mogłaby ich wywabić. Wtedy łatwo byście ich zabili.

-Stary pojebało cię? Lydia nie będzie nikogo wywabiać. Alfa ją wygnała za wejście na ich teren grozi jej to samo co nam!

-Nie unoś się. To była luźna propozycja.

- Lydia jest jedną z nas. Nie będziemy jej narażać. Więc wychodzi na to, że musimy się słuchać?

-Musicie pilnować swoich ludzi. Porozmawiajcie z tymi dzieciakami. Jak trzeba będzie to zamknijcie ich w celach.

-To dobre dzieciaki.

-Ja sądzę co innego Jesus. Nie wiem jak chcecie ich ogarnąć, ale nie macie innego wyjścia. Jak szeptacze wrócą, a oni wlezą na ich teren to zginął. Alfa weźmie hordę i będzie po nas.

-A może źle myślimy?- Wtrącił Ezekiel.- Dlaczego uparliśmy się na Alfę? Tak teraz myślę... ten cały Beta jest jej prawą ręką tak?

-Coś w tym stylu.

-On wychodzi poza osadę częściej?

-Tak.- Daryl zmarszczył brwi, słuchając tego, co do powiedzenia ma Ezekiel.

-Bierze dużą grupę ze sobą?

-Raczej nie. Kilkoro przebierańców i kilkoro zarażonych.

-A gdyby go wywabić? Załatwić to w mieście? Spory teren, dużo budynków. Moglibyśmy dać radę. Pozbylibyśmy się jego, zarażonych i jego ludzi. Później ukrylibyśmy ciała tak, żeby nikt ich nigdy nie znalazł. Przecież Alfa nie będzie miała żadnych dowodów, że mamy coś z tym wspólnego, a przy okazji osłabiłoby ją to.

-Ale jak mielibyśmy go wywabić?

-Beta kontroluje teren.

-On chyba nie skrzywdziłby Lydi nie?

-Powiedziałem, że ona...- Złapałam Daryla za ramię dając do zrozumienia, żeby wysłuchał Jesusa do końca.

-Nie musi to być ona. Wystarczy ktoś podobny do niej. Wywabilibyśmy go do miasta i wtedy można działać.

-To lepsze niż nic prawda?- Powiedziała Carol z uśmiechem na ustach.

-Słuchajcie tak, czy inaczej musimy porozmawiać z Rickiem. Ten plan nie może się nie udać. Musimy się zastanowić czy chcemy zaryzykować. Bo jeżeli przeżyje chociaż jeden będziemy mieć poważne kłopoty.

-Mamy, chociaż jakiś plan. Nie musimy siedzieć bezczynie no i mamy mnóstwo czasu, żeby dokładnie go zaplanować i dopracować wszystko.

-Beta to naprawdę potężny mężczyzna.- Zerknęłam na każdego po kolei.- Obawiam się, że potrzebujemy pomocy Negana.

-Nie ma mowy.

-Carol ona ma racje. Jeśli doszłoby do walki wręcz to z naszymi warunkami fizycznymi musielibyśmy wszyscy się na niego rzucić.

-A plan awaryjny?

-Tara daj spokój. Nie będziemy go potrzebowali.- Jerry szeroko się uśmiechną.- A tak poważnie musimy mieć plan b.

-Sprawa jest prosta jak to się nie uda będziemy musieli opuścić osady. I nie wiem, czy Rick się zgodzi na coś takiego. Poza tym sami wiecie jak jest jak nam się uda ludzie będą nas uwielbiać. Jak coś pójdzie nie tak znienawidzą nas. Nie wiem, czy powinniśmy, aż tak ryzykować.

-Mamy tu małe dzieci i starców i za mało wozów. A uciekać będziemy musieli w trybie natychmiastowym.

-Co z wami? Gdzie wasza wiara? Gdzie wasza chęć walki?

-Ezekiel wiara nie ma z tym nic wspólnego. Ten plan nie jest zły, ale musimy się liczyć z tym, że się nie uda. Przypominam wam co się wydarzyło jak wybiliśmy ludzi Negana. Teraz będzie znacznie gorzej.

-Zróbmy tak. Udamy się z wami do Alexandrii. Tara i Jesus zostaniecie tutaj i ogarnijcie te bachory. Porozmawiamy z Rickiem może Eugen ulepszy nasz plan, przedyskutujemy wszystkie za i przeciw.

Jeszcze ten jeden dzień zostaliśmy na Wzgórzu. Rozmawialiśmy o planie Ezekiel strasznie się nakręcił. Ja byłam zadowolona, że w końcu coś wymyśliliśmy i sądziłam, że Rickowi również spodoba się ten plan.

I gotta go my own wayWhere stories live. Discover now