Spotkanie

107 7 3
                                    


Dzisiaj znalazłam trochę wolnego czasu więc postanowiłam, że wykorzystam go tak jak trzeba. Zapraszam do czytania ;)


Oczami Laury.

Szliśmy tak jak mówiła nam Teresha. Im więcej kroków zrobiliśmy tym bardziej przybliżaliśmy się do Morgana. Daryl bardzo szybko zorientował się, że mężczyzna jakieś dwa może trzy kilometry szedł sam, a następnie dołączył do pozostałych. Z pozostawionych przez nich śladów Dixon stwierdził, że towarzyszą mu pięć do ośmiu osób. Spostrzegłam autobus więc postanowiłam się na niego wspiąć. Nie było to najlepsze obserwatorium, ale zawsze coś.

-Widzisz coś?

-Nie.-Zerknęłam zrezygnowana w dół.- Może mają jakiś pojazd?

-Idą na pieszo. - Usłyszałam „brzdęknięcie" znałam ten dźwięk. Wiedziałam, że właśnie ktoś do nas mierzy. Podniosłam ręce do góry, zanim ta osoba się odezwała.

-Dlaczego za nami łazicie?- Usłyszałam damski głos.

-Szukamy przyjaciela.- Odpowiedziała Carol.

-Kurwa bez jaj. Drugi raz w tym jebanym dniu ktoś do mnie mierzy. Jakbym wiedział, że tak będzie nie szukałbym nikogo.

- Zejdź z tego autobusu. Powoli, bez sztuczek.- Westchnęłam po cichu i spełniłam żądanie.

-Alicia, dlaczego do nich mierzysz?

-To oni idą za nami.

-Czekaj. Ja ich znam.- Wiedziałam już, że to Morgan. Odwróciłam się w jego stronę i szeroko się uśmiechnęłam. Dziewczyna opuściła broń, a my serdecznie przywitaliśmy mężczyznę. Kiedy Negan wyciągnął do niego dłoń widziałam, że jest delikatnie zmieszany. W końcu toczyliśmy z nim bój na śmierć i życie, a nagle jest jednym z nas.

-To Alicia, Nick, Travis, Madison, Victor, Luciana i Kim.- Zza pleców Morgana wyszła ładna dziewczyna, ale nie to było dziwne. Spojrzałam na Daryla, który na jej widok zrobił się dosłownie blady. Wiedziałam, że mężczyzna mówi swoim towarzyszom kim jesteśmy i jak mamy na imię, ale nie mogłam oderwać oczu od kusznika. Stał jak wryty, wyglądał jakby zobaczył ducha. Grupa Morgana zaprowadziła nas do opuszczonej stacji benzynowej. Tam dali nam jeść i pić, mogliśmy też porozmawiać. W skrócie opowiedzieliśmy jak ich znaleźliśmy.

-Tak właściwie to nie szukaliśmy was bez powodu.- Zaczęła Rosita.

-Zawsze coś.- Nick uśmiechnął się pod nosem.

-Powiem wprost. Mamy kurwa niezły burdel w Alexandrii.

-On tak zawsze?- Alicia wskazała na Negana.

-To grzeczna wersja.- Uśmiechnęłam się delikatnie.

-Co masz na myśli?

-Zacznę od tego, że jak widać pokonaliśmy Zbawców. Sanktuarium upadło, a oni stali się jednymi z nas. Niestety sielanka nie trwała zbyt długo.

-Upadło Królestwo.- Wtrąciła Carol.

-Mieszkamy na Wzgórzu.- Dodał Ezekiel. Cała grupa Morgana jakby zastygła, wsłuchiwali się w to, co chcemy im przekazać.

-Zbawcy nie są jedynym zagrożeniem. Wiem, że to wydaje się oczywiste. Przecież wy również musicie codziennie pokonywać przeciwności losu. Oczywiście przez jakiś czas wszystko układało się najlepiej jak tylko mogło. Jak zwykle do czasu... Pojawiła się nowa grupa. Nazywają się szeptacze.

-Co za durna nazwa.- Wtrącił Nick.

-Skąd pomysł na taką nazwę? Nie mówią, czy co?- Dodała Madison.

-Stąd, że szepczą. Noszą maski, które robią ze skóry sztywnych. Żyją między nimi, jest ich ogrom i ciężko rozróżnić czy to prawdziwe zombie, czy przebierańcy. Rządzi nimi nie jaka Alfa na spółkę z Betą i....

-Rozumiem, że macie problem.- Morgan przerwał mi i spojrzał prosto w moje oczy.- Tylko że my mamy misję. Łączymy się przez radio z ludźmi, szukamy tych, którzy potrzebują pomocy. I właśnie jesteśmy w trakcie poszukiwania grupy dzieciaków.

-Kurwa wiedziałem.- Daryl uderzył otwartą dłonią w ścianę.- Wiedziałem, że tak będzie. Jemu załączył się tryb każde życie jest cenne. Zmarnowaliśmy czas.

-Morgan nie rozumiesz.- Nie dawałam za wygraną, chociaż zdenerwowało mnie jego podejście.- Alfa zabiła Abrahama, Shashę, Enid zabiła wiele osób w tym dziecko.

-Jak? Dlaczego?

-Wyznaczyła teren, o którym nie mieliśmy bladego pojęcia. Uznała, że oni weszli na jej część. Zrobiła granicę z pali...- Wspomnienia wróciły, a moje oczy zaszły łzami.- Nabiła ich głowy na nie.- Opowiedziałam o Lydi i o tym, jak staliśmy się jej rodzicami. Nie wiem czego się spodziewałam, ale miałam namiastkę nadziei, że jego to ruszy.

-Jest mi przykro, ale musicie nas zrozumieć. Musimy pomóc tym dzieciakom. Jeśli teraz pójdziemy z wami skażemy ich na śmierć. Dlaczego nie próbowaliście porozmawiać z tą Alfą?

- Dobra kurwa, bo nie wytrzymam zaraz.Z moimi ludźmi też chciałeś rozmawiać. I powinieneś dziękować Rickowi, że na to nie poszedł. Po pierwsze dlatego, że sami byście się nam wystawili i tak byście musieli dawać nam daninę. Po drugie wiedziałbym wtedy, że Gregory wam się poskarżył. Podejrzewam, że zabiłbym kilka osób ze Wzgórza. Alfa nie rozmawia jesteśmy w potrzasku. Nie mamy nic czym moglibyśmy ją przekupić. A te dzieciaki albo już nie żyją, a jeśli żyją to znaczy, że radzą sobie znakomicie bez was. Wolisz latać za bandą gówniaków niż pomóc przyjaciołom?

-Nie mogę tam wrócić. Ja nie chcę już robić tego, co robiłem walcząc z Tobą i twoimi ludźmi.

-Morgan.- Kim chwyciła mężczyznę za ramię.- Jane, Althea są z grupą szukają ich. My jesteśmy tutaj. Czy naprawdę, aż tyle osób musi szukać dzieciaków? Mówiłeś, że mamy pomagać potrzebującym i pomagamy tym, którzy nie chcą tej pomocy, albo jej nie doceniają. Teraz masz przed sobą osoby, które nas o nią proszą i odmawiasz im? Więc w końcu pomagamy wybranym?

-Nie chcę już zabijać więcej niż muszę.

-Kiedy zabili Benjamina chciałeś walczyć. Bo był dla ciebie kimś ważnym, a kiedy mówię ci, że Alfa zabiła Abrahama, Shashę, Mię i innych nie chcesz. Mogę tylko wnioskować, że nie są...my nie jesteśmy już dla ciebie bliskimi osobami. Rozumiem masz nową" rodzinę". Jeżeli nam się nie uda, zginiemy to ty nas zabiłeś.- Podniosłam się i ruszyłam do wyjścia. Było mi przykro nie sądziłam, że Morgan nie będzie chciał nam pomóc. Oparłam się o ścianę i pozwoliłam sobie na kilka łez.

-Wiem, że to nie wiele, ale pójdziemy z wami.- Spojrzałam na Alicie, która uśmiechnęła się do mnie ciepło.- Pójdę ja, Kim,Nick i Luciana. Myślę, że moja mama też będzie chciała wam pomóc. Mamy broń możemy wam dać, tylko musimy poczekać, aż reszta grupy wróci. Możliwe, że będą chcieli dołączyć. Tak czy inaczej, noc spędzimy tutaj. Nie ma sensu wyruszać i chodzić po zmroku.- Miałyśmy już wracać do środka, kiedy Daryl wyszedł na zewnątrz z papierosem w ustach.

-Młody mi dał.

-Kto?

-Nick. Chcesz?

-Chcę, ale wiedzieć, o co chodzi z tą Kim?

-A o co ma z nią chodzić?

-Daryl nie rób sobie jaj. Widziałam twoją reakcję na jej widok. Znacie się prawda?

-Nie. A niby jaka była moja reakcja? Zareagowałem tak jak na nich wszystkich, czyli nijak.

-Jak wyszła zza pleców Morgana zrobiłeś się blady.

-Coś ci się chyba przewidziało. Nie znam jej. Chcesz się na mnie odegrać, bo rzuciłem się na Negana? Wiem, że to było słabe, ale jestem już zmęczony. Dlaczego doszło do tego, że musimy przejść masę kilometrów, żeby dowiedzieć się, że Morgan ma nas w dupie?

-Kilka osób z nami pójdzie. Dadzą nam broń.

-Laura otwórz oczy. Co nam po kilku osobach i paru sztukach broni? Miałem nadzieję, że kiedy powiesz o tym, co zrobiła Alfa coś w nim pęknie. Jesteśmy w czarnej dupie tak naprawdę. Ile z nami pójdzie?

-Na pewno pięć osób.

-Wiesz, jaka jest między nami różnica? Ty widzisz pięć osób do pomocy, a ja pięć gęb do wykarmienia. Co nam po pięciu osobach? Szukanie Morgana nie miało sensu, branie ich ze sobą też nie ma sensu. Nie wiem, po co to mówię, bo i tak zrobisz po swojemu.

Rozmowa nie miała sensu, wróciłam więc do środka. Udawałam, że wszystko gra. Carol próbowała jeszcze porozmawiać Morganem, miałam nadzieję, że jakoś na niego wpłynie.

I gotta go my own wayOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz