Zmuszeni do powrotu.

62 5 1
                                    


Oczami Laury.

Lydia zadawała dużo pytań mężczyźnie, a on chętnie na nie odpowiadał. Daryl co chwile zerkał w jego kierunku nie darząc go zaufaniem. Ja natomiast miałam odmienne podejście. Odpowiadał szybko, bez zastanowienia się nie ukrywał nic. Mówił, że szeptacze coraz częściej mówią o Alexandrii i Wzgórzu jako o miejscu do życia. Zaczynają dostrzegać, że nam żyje się o wiele lepiej niż im. My nie musimy uciekać przed zimą, nie mamy potrzeby się przenosić. Nie musimy zachowywać ciszy, a płacz małego dziecka nie zagraża naszemu życiu.

- Jak podeszli do rzekomej śmierci Lydi?- Zapytała Caroline.

-Na samym początku wszystkich zatkało. Dosłownie zapanowała totalna cisza, kiedy Alfa oznajmiła nam, że zabiła własną córkę. Wydawało mi się, że nawet zombie zamilkły. Sądziliśmy, że skoro ona nie żyje to Alfa lada moment wyśle hordę na wasze osady. Czekaliśmy dzień, drugi, trzeci, później dni zamieniły się w tygodnie, a tygodnie w miesiące. Ludzie zaczęli się zastanawiać czy ona na pewno zabiła córkę. Bo skoro tak to dlaczego nie atakuje? Nasyła zombie, męczy was, ale nie chce zgładzić. Nie jesteśmy głupi wiele z nas domyśliło się, że ona kłamie. Niestety zabija każdego, kto powie o tym głośno.

-Wiesz gdzie trzyma hordę?- Wtrącił Daryl tonem mówiącym „za grosz ci nie ufam".

-Niestety nie wiem. Najpierw trzymała ich w kanionie i każdy o tym wiedział. Później przeniosła ich gdzieś i wiedział o tym Beta oraz ona. A teraz o tym, gdzie oni są wie tylko Alfa.

-Beta nie wie?- Zaskoczyło mnie, że Alfa nie mówi mu wszystkiego.

-Ich relacje zaczęły się zmieniać. Beta coraz częściej podważał decyzję Alfy. Chyba już nie do końca mu ufa. Ma Gammę to jej przydupas, ale nawet ona nie wie gdzie jest horda.

-To jak ją powiększacie?

-Alfa każe nam zebrać stróży my ich zbieramy, a później ona gdzieś z nimi idzie. Ja na waszym miejscu wolałbym odejść. Nie wiem co ona planuje, ale w końcu szeptacze wywrą na niej presje, a ona będzie musiała nasłać na was zarażonych.

-Nie wyniesiemy się.- Carl powiedział stanowczo.- Opuszczenie osady oznacza dla niektórych śmierć. Mamy starszych, schorowanych i dzieci. Będziemy walczyć, jeśli nas do tego zmusi. Radziliśmy sobie w wieloma złymi ludźmi.

-A z psychopatami? Jak dla mnie to jest psychopatka.

-Uwierz mi, że też. Nawet była w waszych szeregach. Nabiłem jej łeb na pal.

-Mówisz o Amber prawda? Myślałem, że Alfa was pozabija za ten czyn.

-Dlaczego miałaby nas zabić?

-W jakiś sposób ją kochała. Teraz tak samo traktuje Gammę.

-Apteka- Caroline wskazała na budynek.- Idziemy?

-Idziemy.- Odpowiedziałam. Zeskoczyliśmy z wozu. Przetarłam rękawem szybę i zajrzałam do środka jednak nie mogłam niczego dostrzec poza strasznym bałaganem, jaki tam panował.- Nie wiem, czy cokolwiek tam znajdziemy. Wygląda na splądrowaną.

-Nie ważne. Może chociaż bandaże tam są.- Daryl otworzył drzwi i dość szybko z zakamarków zaczęły wychodzić zombie. Przebijaliśmy ich czaszki, a one lądowały z pustym hukiem na podłodze. Strzały w czaszkach albo oczodołach, głowy przekrojone na pół maczetami, albo przebite oszczepem. Lada moment podłoga z szarej od kurzu przybrała szkarłatną barwę od ich krwi.

-Leki są przeterminowane.- Carl skrzywił się podnosząc z ziemi opakowanie z paracetamolem.

-Nie ważne. Bierz. Coś wymyślę.- Czułam się tak jakbym miała nóż na gardle. Musieliśmy wymyślić cokolwiek na wypadek jakieś zarazy. Może Eugen mi pomoże i wspólnie wymyślimy jak przywrócić przeterminowanym lekom zdatność do użytku. Myślałam, że moglibyśmy zrobić szczepionki i w taki sposób podawać leki ludziom.

-Strzykawki?- Zapytała Lydia.

-Bierzcie wszystko. Każda rzecz jest na wagę złota.

-Za wiele tutaj nie ma.- Daryl pakował wszystko do torby. Miał racje nie było tutaj zbyt wielu rzeczy. Zostawiliśmy aptekę za sobą i ruszyliśmy w dalszą drogę.

Robiło się już ciemno dlatego postanowiliśmy, że znajdziemy jakieś schronienie. Udało nam się trafić do sklepu z zabawkami. Był pusty i nie był zniszczony. Zdziwiło mnie to chociaż nie wiem dlaczego. Przecież kto podczas apokalipsy kradłby zabawki? Lydia i Carl wzięli dwa ogromne pluszowe miśki, na których się położyli. Caroline i Bart siedzieli przy klockach lego i rozmawiali o czymś. Daryl i ja postanowiliśmy wziąć wartę. „ Uzbrojeni" w koce i pluszowe miśki udaliśmy się na dach z niego mieliśmy idealny widok.

- Co sądzisz o szeptaczu?- Kusznik zerkną na mnie, a ja oparłam głowę na jego ramieniu.

-Myślę, że jest godny zaufania. Ryzykował życie wyskakując nam na drogę, mówi szczerze i nienawidzi Alfy.

-Chcesz go sprowadzić do Alexandrii prawda?- Mężczyzna objął mnie ramieniem.

-Myślałam o tym. Mamy go tutaj zostawić? Samego? Stracił bliskich. Nie różnilibyśmy się niczym od Alfy, gdybyśmy go teraz zostawili.

-Laura ty i twoje dobre serce.- Spojrzeliśmy sobie w oczy, a ja wiedziałam, że Daryl popiera moje zdanie. Nawet jeśli powie co innego. Widziałam to w jego oczach.

-Powiedz coś.

-Gdyby to zależało tylko ode mnie zabrałbym tego gościa. Wiesz jak ludzie reagują na Lydie. Jakby na jaw wyszło, że El i jej brat również są od szeptaczy skończyłoby się dramatem. A teraz jak zwieziemy jego pomyślą, że przyjmujemy wroga pod dach.

-A Wzgórze?

-Tam prędzej go przyjmą. Ewentualnie nie powiemy im kim jest.

-Kłamstwo? To nie jest w twoim stylu.

-Laura Rick wywali go na zbity pysk albo zabije. Możemy odesłać go na Wzgórze, ale tam jest Carol, kiedy dowie się, że był w grupie Alfy to również skończy się dla niego śmiercią. Powiemy, że go znaleźliśmy i postanowiliśmy pomóc.

-A jak okaże się zły?

-Gdyby tak było już bylibyśmy martwi. Przeżył wielką tragedię. Nie dziwię mu się, że nie chciał być w grupie Alfy po tym, co zrobiła. Martwi mnie też to, że Beta spadł ze stanowiska.

-Gamma poklepuje Alfę po pleckach i ze wszystkim się zgadza. Beta mówi jej, że źle robi, a to się jej nie podoba. Dlatego teraz jest jak jest.

-Poradzimy sobie ze wszystkim.- Daryl pocałował mnie namiętnie. Ciarki i ciepło przechodziły przez moje ciało. Zatraciłam się w coraz namiętniejszych pocałunkach. Moja dłoń znalazła się pod jego bluzką, a on ścisnął moje udo.

-Alexandria do wypadowiczów — Usłyszeliśmy głos Rosity w krótkofalówce.

-Kurwa- Daryl ze skwaszoną miną podniósł urządzenie.-Co się dzieje?

-Mamy problem.

-Jaki?- Zapytaliśmy w tym samym momencie.

-Siddiq mówi, że to nie możliwe, ale muszę się upewnić. Czy poparzenie barszczem wywołuje zgon?

-W skrajnych przypadkach. Jeśli ktoś jest uczulony może wywołać wstrząs anafilaktyczny. Rosita co się dzieje?- Byłam zaniepokojona tym pytaniem.

-Mieliśmy dwa zgony. W lecznicy leżeli z poparzeniami. Robiliśmy wszystko jak należy, a i tak zmarli. Na szczęście nikogo nie ugryźli, ale Siddiq ledwo wyszedł z tego cały.

-Jesteście pewni, że nie byli na nic chorzy?

-Nie zgłaszali nic poza bólem brzucha. Myśleliśmy, że to od leków. Wiem, że pojechaliście w określonym celu, ale Laura musi wrócić.

-Wyruszę jutro rano. Obserwujcie wszystkich poparzonych. Monitorujcie ich oddech, temperaturę i wszystkie inne czynności życiowe.

-Jasne. Zrozumiałam. Bez odbioru.- Spojrzałam na mężczyznę, który patrzył na mnie ganiącym wzrokiem.- Coś nie tak?

-Nie wyruszysz w drogę powrotną sama. Nie ma mowy.

-Daryl słyszałeś co mówiła Rosita. Muszę wrócić, a wy musicie kontynuować wypad.

-Jak chcesz wrócić? Na pieszo? I sądzisz, że szeptacze nie skorzystają z okazji, kiedy zobaczą cię samą? Skoro mają problem w osadzie wracamy wszyscy razem. W drodze powrotnej odwiedzimy domy i sklepy, których teraz nie odwiedziliśmy. I nie podlega to żadnej dyskusji. - Byłam zła, bo to kolejna sytuacja, w której cała grupa musi wracać z mojego powodu. Nie chciałam przyznać, ale on ma racje. Nie mogłam zabrać im konia, bo jeden nie pociągnąłby wozu z nimi i bagażami. Na pieszo wróciłabym dopiero za kilka dni o ile w ogóle udałoby mi się dotrzeć do Alexandrii. Oczywiste jest to, że szeptacze zabiliby mnie przy pierwszej lepszej okazji. Alfa powiedziałaby, że to nie oni i tak to by się skończyło.

I gotta go my own wayOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz