Milczenie jest złotem?

74 6 2
                                    


Oczami Laury.

Rano obudziłam się z lekko zesztywniałym karkiem. Spanie na podłodze dało mi się we znaki. To nie miękkie łóżko, na jakim śpię w Alexandrii. Człowiek szybko przyzwyczaja się do wygód, a przecież nie jedną noc spędzałam na podłodze, zanim znaleźliśmy osadę. Usiadłam i zaczęłam rozmasowywać obolałe miejsce wtedy zobaczyłam, że Daryl nie śpi blisko mnie. Nie był jakoś bardzo daleko, ale odległość była znacząca. Wiedziałam, że to ma związek z Kim. Wczorajszej nocy słyszałam kawałek ich rozmowy. Twierdził, że jej nie zna, a śmiali się jakby znali się całą wieczność. Postanowiłam, że nie będę o nic pytać, przynajmniej na razie.

-Wstawać!-Rosita wszczęła alarm, a my złapaliśmy za broń.

-Co się stało?- Zapytałam łapiąc za strzałę.

-Mamy problem. W nocy ktoś obwiązał stację.

-Co zrobił?- Byłam jeszcze zaspana i nie rozumiałam, o co jej chodzi.

-Patrzcie.- Kobieta zerwała gazety, którymi wcześniej zasłoniliśmy okna. Naszym oczom ukazali się sztywni. Wszyscy byli przywiązani do siebie.

-Kto trzymał wartę?- Zapytała Madison.

-Ja- Kim powoli podniosła rękę do góry. Zasnęłam tylko na chwilę nad ranem.

-Dziewczyno czy ty nie wiesz, na czym polega warta?- Alicia spojrzała na nią z pogardą.- Nie spisz dopóki ktoś cię nie zmieni. Czy to jest dla ciebie, aż takie trudne?

-Daj jej spokój. Każdemu zdarzy się przysnąć.- Kiedy Daryl stanął w jej obronie ja i Rosita rzuciłyśmy sobie wymowne spojrzenia.

-Althea słyszysz mnie? Mamy mały kłopot. Odbiór.- Madison próbowała nawiązać połączenie z pozostałą częścią ich grupy.

- Trzeba rozjebać zgniłków.- Wtrącił Negan.

-Co ty nie powiesz? A myślałam, że będziemy tu siedzieć i czekać, aż sobie sami pójdą.- Szukałam jakiegoś rozwiązania. Przecież nie mogliśmy otworzyć okna ani drzwi. Musieliśmy wybić sporą ich część. Rozglądałam się po pomieszczeniu, mój wzrok przyciągnęło wejście na dach.- Zdejmiemy ich z góry.

-Ta, jak zaczniemy strzelać na pewno nie ściągniemy ich więcej.-Nick spojrzał na mnie z grymasem wyrysowanym na twarzy.

-Dlatego zrobię to ja i Daryl. Mamy najcichsze bronie.- Morgan znalazł drabinę, dzięki której mogliśmy wyjść na dach. Podeszłam do krawędzi i zebrało mi się na wymioty. Sztywni byli przywiązani do siebie własnymi jelitami. Ktoś rozciął im brzuchy i przywiązał jednego do drugiego.- Kogoś pojebało.- Wyszeptałam.- Jak mogliśmy tego nie słyszeć? Przecież to musiało trwać sporo czasu.

-Najwidoczniej ktoś zna się an robocie.

-Albo ktoś się na niej nie zna.- Nie czekając na reakcję Daryla zaczęłam strzelać do umarlaków. Padali jeden po drugim, ziemia przybierała kolor szkarłatnej czerwieni od ich krwi. Miejscami była prawie czarna. Zarażonych było sporo, ktoś włożył wiele trudu w to, żeby otoczyć nimi całą stację. Co prawda nie była ona bardzo duża, ale jednak trzeba było być upartym, żeby zrobić coś takiego. Kiedy zestrzeliliśmy wszystkich zeszliśmy na dół. Po minach grupy, z którą był Morgan mogłam stwierdzić, że coś jest nie tak.

-Nasi mają jakiś problem. Musimy im pomóc.-Zaczęła Madison.- Możecie iść z nami? Pomożemy im, a później wam?

-Kurwa mać! Najpierw mówicie, że nam pomożecie, a zaraz się wycofujecie?! Stracili strzały, żeby nas stąd wydostać, a teraz co?- Negan zrobił się czerwony na twarzy, ze złości.

-Wy macie swoich ludzi, o których dbacie. My mamy swoich i również musimy o nich zadbać, bo...- Usłyszeliśmy helikopter, który przerwał dyskusję. Wyszliśmy przed stację. To był prawdziwy helikopter. Nie mogłam uwierzyć w to, co widzę. Maszyna przeleciała nad naszymi głowami tylko po to, żeby zaraz zawrócić. Myśleliśmy, że to ktoś, kto chce nam pomóc. Staliśmy z uśmiechami na twarzy, które szybko zamieniły się w strach, kiedy osoby z helikoptera otworzyły w naszym kierunku ogień.

-Wiejemy !- Krzyknął Eugen.- Pobiegliśmy w las, tylko przez chwilę widziałam grupę Morgana, która pobiegła w całkiem innym kierunku. Wiedziałam już, że zostaliśmy sami, straciliśmy czas, a oni nam nie pomogą. Biegliśmy długo tak długo, aż wbiegliśmy w najgęstszą część lasu. Tutaj nie mogli nas zauważyć, chyba że posiadali jakieś czujniki, które wykrywają ciepłotę ciała, albo coś w tym stylu. Padłam na kolanach na ziemię, rozejrzałam się czy wszyscy są.

-Czego my się spodziewaliśmy?- Carol otarła pot z czoła.- Myślicie, że to ich sprawka? Nie dziwi was to, że Kim trzymała wartę i niczego nie słyszała? I później ten helikopter.

-Carol jak mogłaby byś w środku i opleść stację?

-Nie mówię, że to ona. Mogą z kimś współpracować.

-Wiecie co ja myślę? Jesteśmy bandą idiotów. Jesteśmy zajebiście daleko od osady, wrócimy sporo później dodatkowo z niczym. I moim zdaniem powinniśmy zbierać dupska skracać dystans do Alexandrii. Bo niczego nie wskóramy, przy pierwszej lepszej okazji tamci spierdolili. Jeżeli kiedyś Morgan był jednym w was to chyba dosadnie wam pokazał, że już tak nie jest. Spójrzmy prawdzie w oczy zostaliśmy sami. Nikt nam nie pomoże, nikogo nie obchodzą nasze problemy. Każdy ma to głęboko w dupie. Nie szukajmy sojuszników, zamiast tego wcielmy w końcu nasz jebany plan w życie. Ile razy chcecie się zawieść? Ile odmów musicie usłyszeć, żeby dotarło do waszych mózgownic, że jesteśmy sami? Wzgórze i Alexandria muszą trzymać się razem. Chcecie zapierdalać kilkaset kilometrów ze złudną nadzieją, że trafi się ktoś, kogo będziecie obchodzić?

-Potrzebujemy pomocy.- Wyszeptał Ezekiel.- Musimy próbować w końcu się uda.

-Nie.- Wyprostowałam się. - Negan ma racje. To już nie pierwszy raz, kiedy dajemy się ponieść emocjom. Nikt nam nie pomoże. Wracajmy do osady i nie szukajmy już więcej. Wiem, że już to mówiłam,a kiedy jest szansa i tak idę szukać pomocy. Tylko tym razem naprawdę odpuszczam. Skoro nasz przyjaciel nam odmówił to, dlaczego ktoś obcy miałby tego nie zrobić.

-Bo obiecaliśmy.- Usłyszałam za swoimi plecami. Alicia, Nick, Kim i Luciana stali za nami.- Powiedzieliśmy Morganowi, że nie możemy was zostawić. Kiedy znajdą pozostałych dołączą do nas razem z arsenałem.

-Morgan to zrobi?

-Sam to zaproponował.- Nick wyszczerzył zęby- To, co zaprowadzicie nas do Alexandrii czy będziemy prowadzić koczowniczy tryb życia?

-Skąd właściwie macie broń? U nas dawno się skończyła?

-Trafiliśmy na ludzi, którzy mieli spory zapas. Nawet browarnika mamy.

-O ile dałabym za piwo.- Zaśmiałam się. - U nas mamy bimber. Możemy się wymienić.

-Upijemy się jak pokonamy waszych wrogów. Tak właściwie to... mam pytanie. Wiem jak to zabrzmi, że chcę czegoś w zamian. Mama mówiła, żebym nie pytała, ale kto pyta nie błądzi prawda?

-Pytaj śmiało.

-Przyjmujecie ludzi? Nie wiem, czy Morgan i pozostali będą chcieli zostać, ale ja bym chciała. Rozumiem ideę pomagania ludziom,ale jestem najzwyczajniej zmęczona. Potrzebuje, chociaż chwili odpoczynku. Niestety nie jest mi to dane. Morgan w kółko powtarza musimy im pomóc musimy im pomóc. Nie to, że nie chcę, bo lubię pomagać.

-Nie musisz się tłumaczyć. Bywałam w takiej sytuacji będziesz mogła zostać i odpocząć tyle ile będzie trzeba.

-Nie znamy się, bierzecie nas do osady więc chcę,żebyś wiedziała coś o mnie. Ja wcale nie jestem dobra, robiłam straszne rzeczy.

-Ej.- Położyłam dłoń na ramieniu dziewczyny.- Ja również, ale to nie znaczy, że jesteśmy potworami. A jeśli jesteśmy już przy tym to o co chodzi ze sznurem sztywnych?

-Nie wiem. Widywaliśmy już takie i nie mamy pojęcia kto je robi i po co.

-A helikopter?

-Pierwszy raz go widzieliśmy, ale słyszeliśmy o nim. Te dzieciaki, które próbujemy uratować mówiły o nim. Co prawda nie wiele, ale podobno to jakaś organizacja.

-Chyba nie są przyjaźnie nastawieni.

-Też tak sądzę, powinniśmy ich unikać.

-Ludzie! Kurwa może byśmy jakieś schronienie znaleźli? Będziemy zapierdalać po ciemku?- Pokręciłam głową i posłałam uśmiech Alici. Negan po raz kolejny miał rację. Mieliśmy mniej więcej dwie godziny, zanim się ściemni.

I gotta go my own wayOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz