Porwana

86 7 3
                                    


Oczami Laury.

Kiedy przekroczyliśmy bramę Alexandrii wszyscy się na nas patrzyli. To nie były spojrzenia, którymi obdarowywali nas wcześniej. Ludzie byli przygnębieni i wydaje mi się, że w jakimś stopniu zastraszeni. Momentalnie zrobiło mi się nie dobrze, a moje serce przyspieszyło. Pomimo ogromnego zmęczenia, które odczuwałam po tak długiej wędrówce zebrałam siły i ruszyłam najszybciej jak to możliwe w stronę domu Ricka. Nie pukałam, tym razem nie było czasu na pokazanie dobrego wychowania.

-Rick! Michonne! Carl!- Biegałam od pokoju do pokoju wykrzykując ich imiona. Dom był pusty nie było ich tutaj. Wybiegłam na dwór, łapiąc za rękaw pierwszą lepszą osobę.

-Co się tu stało? Gdzie oni są?

-Mają naradę.- Powiedziała siwowłosa pani. Nie zwracałam uwagi na to, czy Daryl idzie za mną, czy stoi z Kim. Na nic nie zwracałam uwagi, do sali narad wpadłam jak poparzona przerywając jakąś mowę, którą właśnie miał Rick. Odwrócili się w moją stronę, a ich miny mówiły, że stało się coś złego.

-O co chodzi? Po co to zebranie?

-Gdzie wyście byli tyle czasu?- Michonne zerwała się na równe nogi.

-Spotkaliśmy grupę, która pomoże nam walczyć z szeptaczami. Morgan też tam był.- Drgnęłam, kiedy usłyszałam głos Daryla. Sądziłam, że nie idzie za mną. Byłam w jakimś amoku chciałam jak najszybciej dowiedzieć się, o co chodzi.

-Dlaczego nikt nie odpowiadał? Próbowaliśmy się z wami skontaktować przez radio.- Wtrącił Eugen.- Wydawało mi się, że mieliśmy to i owo ustalone. Wiecie ile strachu nam napędziliście? Ile wysiłku włożyliśmy w to, żeby jak najszybciej tutaj dotrzeć?

-To ta wasza grupa?

-Tak. To Alicia, Kim, Nick i Luciana. Reszta dotrze tutaj później.

-Nie połączyliśmy się z wami, ponieważ radio zostało zniszczone.- Rick spojrzał na mnie ze złością wymalowaną na twarzy. Spojrzałam na Carla, który siedział na jednym z krzeseł z opuszczoną głową. Dotarło do mnie, że ani razu nie spojrzał w naszym kierunku.

-Gdzie jest Lydia?- Zapytałam drżącym głosem.

-Dzisiejszej nocy mieliśmy włamanie.- Zaczęła samurajka.- To było naprawdę bardzo późno, zbudziły mnie dziwne odgłosy. Postanowiłam obudzić Ricka i to sprawdzić. To byli szeptacze, rozpoczęliśmy walkę, która obudziła jeszcze kilka osób. Właściwie to zachowywali się dziwnie, tak jakby chcieli nas wywabić z domu. Zabiliśmy może dwóch reszta, kiedy tylko zobaczyli, że idziemy w ich kierunku zaczęli uciekać. Zabili dwoje naszych strażników. Zamknęliśmy bramę bez żadnego problemu i nie rozumiejąc tego, co się stało wróciliśmy do domu. Zobaczyliśmy Carla, który leżał z rozbitą głową w korytarzu.

-Mamo. Ja powiem.- Młody powoli,ale chwiejnie wstał. Bardzo możliwe, że miał wstrząśnienie mózgu.- Lydia spała u nas tak jak obiecywaliśmy. Kiedy mama i tata poszli sprawdzić co się dzieje ja zostałem na wszelki wypadek. Nic się nie działo, aż usłyszałem, że ktoś wchodzi do domu, złapałem za broń. To był Beta, ogłuszył mnie, a kiedy się ocknąłem zobaczyliśmy, że Lydi nie ma.

-I siedzicie tutaj? Zamiast jej szukać?! Co jest z wami do cholery!

-Laura spokojnie. Szukaliśmy jej, ale nie trafiliśmy na żaden ślad. Podjęliśmy decyzję, że wywabimy kilkoro szeptaczy, zabijemy ich i przebierzemy się w ich ciuchy. Tak odbijemy Lydię.

-No to działamy!

-Laura.- Daryl złapał mnie za ramię.- Musisz odpocząć.

-Nie. Nie będę odpoczywać, podczas gdy mojej córce może grozić niebezpieczeństwo.

-To również moja córka. Wiem co czujesz, ale musisz tu zostać, odpocząć. Dziewczyno ty, ledwo stoisz na nogach. Chcesz w takim stanie z nimi walczyć? Chcesz tam zemdleć?

-Idę i koniec.

-Ja pójdę.- Kiedy zorientowałam się, że ta propozycja wyszła z ust Kim coś we mnie pękło.

-Ty nawet jej nie znasz. Wy macie zostać tutaj, zjedzcie coś, odpocznijcie. Poczekajcie na waszych jak tu dotrą powinni was zobaczyć.

-Jak ich wywabimy?- Zwróciłam się do Ricka.

- Pośledziliśmy ich trochę. Pamiętacie miejsce, w którym Lydia wpadła w pułapkę?- Przytaknęłam, żeby potwierdzić.-Mają niewielkie obozowisko nie daleko. Wystarczy narobić trochę hałasu i złapać ich z zaskoczenia. Beta porwał Lydię na prośbę jej matki tego jestem pewny, a Alfę nie będzie trudno znaleźć prawda? Biorąc wszystko na logikę to jest w głównym obozie.

-Ja już wiem co zrobić. Sprowadzę na nich sztywnych, już to robiłem. Chodźmy.

-Laura.- Carl podszedł do mnie ze łzami w oczach.- Przepraszam, chciałem ją chronić, obiecałem ci to, ale on mnie zaskoczył.

-Nie przepraszaj. To nie twoja wina. Wiem, że zrobiłeś wszystko.

-Chcę iść z wami. Powinienem to zrobić dla Lydii.

-Musisz zostać. Pewnie solidnie oberwałeś, powinieneś wypoczywać, nie pomożesz nam, jeżeli zemdlejesz.Lydia zrozumie, przyprowadzimy ją.

-Jemu każesz zostać, bo zemdleje, a sama chcesz iść? Jak ty pierdolniesz to też nam nie pomożesz. Zrobimy tak zostaniesz z młodym, a ja pójdę.- Zdziwiło mnie podejście Negana.

-To moja córka. Ja muszę iść.

-Wiem, że to twoja córka, wiem, że bardzo ją kochasz i bardzo się o nią martwisz, ale jeśli coś ci się stanie ona nam tego nie wybaczy. Widziałaś się w lustrze? Nie chcę być nie miły, ale wyglądasz jak gówno. Ledwo żyjesz, zostań tutaj zajmij się nowymi, i odpocznij. Obiecuję ci, że przyprowadzę Dixona i Lydię całych i zdrowych.- Negan mówił coś jeszcze, ale zakręciło mi się s głowie.

-No właśnie widzisz, musisz zostać.- Eugen razem z Carlem zaprowadzili mnie do lecznicy gdzie był Siddiq. Od razu zabrał się za zbadanie mnie.

-Kiedy ty ostatnio jadłaś albo piłaś?

-Zjadłam wczoraj kilka jeżyn.- Właśnie dotarło do mnie jak absurdalnie to zabrzmiało.

-Dziewczyno odwodniłaś się. Wiem, że lubisz wojować, ale w tym stanie to łatwo byłoby cię zabić.- Poczułam lekkie ukłucie w prawą rękę, wiedziałam, że właśnie dostałam kroplówkę.

-Dlaczego oni tu przyszli?

-Po Lydię. Może w Alfie obudził się matczyny instynkt? Wiesz może któregoś razu usłyszała jak mówi do ciebie mamo albo do Daryla tato? Mogło ją to zdenerwować, sama wiesz, że Alfa chce być wszędzie najważniejsza. Ta cała ich akcja była dziwna. Siedziałem tutaj, widzieli mnie, byłem gotowy, że wlezą tutaj i będą próbowali mnie zabić, ale żaden z nich tutaj nie wszedł. Moim zdaniem próbowali zrobić zamieszanie po to, żeby Beta mógł się z łatwością dostać do Lydi.

-A radio? Popsuli go?

-Tak. Myślę, że doskonale wiedzieli, że was nie ma. Nie chcieli, żebyście za szybko się dowiedzieli o tym, co się wydarzyło. Próbowaliśmy go naprawić, ale to nie możliwe, praktycznie wszystko było w kawałkach. Zostawiliśmy je tak jak jest może jest szansa, że Eugen coś wymyśli.

- Pójdę zobaczyć co ze sprzętem. Przyjdę później.- Mózgowiec uśmiechnął się do mnie, po czym wyszedł z lecznicy. Carl postanowił zostać, położył się na jednym z łóżek obok.

-Laura jak nabierzemy siły to skopiemy im tyłki.

-Zaczęli wojnę, tego nie da się już zatrzymać. Nie wiem, na co mamy się szykować, czego mamy się spodziewać, ale wiem, że musimy to zakończyć. Za długo pozwalaliśmy im włazić na nasz teren, za długo się ich słuchaliśmy. Teraz już chyba każdy wie, że ruszamy z nimi na wojnę. Nie wiem, czy uda nam się wygrać, być może zginiemy, ale nie będziemy się ich słuchać. Nie możemy kolejny raz pozwolić, żeby ktokolwiek właził z butami w nasze życie i nami rządził.

Przez okno w lecznicy widziałam grupę opuszczającą Alexandrię. Szli po Lydię, a ja modliłam się, żeby wszystko się udało. Chciałam, żeby już tutaj była. Chciałam po prostu przytulić.

-Można?- Alicia w towarzystwie Luciany, Nicka i Kim weszli powoli do lecznicy.

-Można. Ulokowali was gdzieś?

-Tak. Gabriell został i pokazał nam gdzie możemy spać, dostaliśmy też jedzenie. Macie jakiś plan na szeptaczy? Po tym, co się stało wnioskuję, że czują się bezkarni.

-Pozabijamy ich to jest mój plan na teraz. Pewnie brzmi śmiesznie, ale nie jestem w stanie wymyślić niczego lepszego w tym momencie.

-Odpoczywaj. Przyjdziemy później.- Grupa opuściła lecznice, a ja zasnęłam. Podejrzewam, że to przez leki, które podał Siddiq.

I gotta go my own wayOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz