Ktoś jednak przeżył.

83 4 1
                                    


 Miesiąc później. Oczami Laury.


Ślub przeszedł do historii i wszyscy wróciliśmy do codziennych obowiązków. Od dziewczyn znad oceanu dostaliśmy prezent. Okazało się, że mają łódź, do której dały nam kluczyki. Rozrysowały mapę i zaznaczyły niewielką wysepkę. Powiedziały, że to było ich miejsce, ale wspólnie uznały, że należy nam się podróż poślubna. Muszę przyznać, że zaskoczyły mnie takim prezentem. Nie ustaliliśmy jeszcze, kiedy się tam wybierzemy, ale zrobimy to na pewno. Od czasu mojego ślubu bardzo zbliżyłyśmy się z El. Nadal była skryta, ale już nie w takim stopniu. Właśnie z nią teraz zbierałyśmy wyschnięte na wiór pranie.

-Dziewczyny znad oceanu !- Krzykną Carl, który stał na strażnicy.

-To otwórz im bramę!

-Niosą kogoś na noszach!- Zostawiłyśmy to, co robiłyśmy i zaciekawione co się stało podbiegłyśmy do bramy. Weszły przez nią rzeczywiście niosąc kogoś.

-Znalazłyśmy go u nas. Myślałyśmy, że nie żyje, leżał blisko oceanu. Nie wiedziałyśmy jak się nim zająć więc przyszłyśmy tutaj.

-Dobra. Do lecznicy z nim. El, chodź pomożesz mi.- Mężczyzna był brudny, mokry, oblepiony piachem, który miejscami zamienił się w błoto. Położyłyśmy go na łóżku, facet był przytomny, ale wyczerpany.

-Jesteś w dobrych rękach. Nie musisz się bać ona ci pomoże.- Powiedziała Cindy.

-EL przynieś wodę.

-Robi się!

Dziewczyna wybiegła, zaraz po tym wróciła z miską napełnioną wodą. Zmoczyłam ściereczkę i powoli obmywałam twarz, klatkę piersiową, bo mężczyzna był bez bluzki i w krótkich spodenkach. Nie był gruby, ale te spodnie były na niego za małe. Za jego zgodą ściągnęłyśmy je, a ja obmyłam mu jeszcze nogi.

-O kurwa.- Powiedziała El. Kiedy twarz mężczyzny była już czysta. Zrobiła to prawie nie słyszalnie i gdyby ktoś w tym samym momencie coś powiedział to nie usłyszałabym jej słów.

-No cześć El.- Wychrypiał poszkodowany.

-Dustin.

-Znacie się?- Zapytałam zaskoczona.

-Tak my...

-Byliśmy w tym samym obozie.- Dokończył mężczyzna.- Trochę się zeszło, ale się odnaleźliśmy. Co? Nie cieszysz się?- Wystawił ręce, a dziewczyna go przytuliła.

-Cieszę tylko jestem w szoku, że komuś się udało przeżyć.- Dla mnie jej reakcja była dziwna. Oczywiście mogła być zaskoczona, ale ja mimo zaskoczenia i tak rzuciłabym się komuś bliskiemu na szyję.-Jak udało ci się przeżyć?

- Tylko dlatego, że schowałem się w ciała zabitych. Nie wiem, czy jeszcze ktoś przeżył. Nie wiedziałem nawet gdzie jestem. Usłyszałem szum, zrozumiałem, że to ocean. Myślałem, że tam umrę, ale te kobiety mnie znalazły. Gdyby nie one pewnie już byłbym st... sterowany głodem.

-Mnie też znaleźli w słabym stanie. Szeptacze zabili wszystkich?

-Kto?

-Ci, którzy na nas napadli. Oni ich znają. Ta grupa to szeptacze.

-Mówię ci, że nie wiem. Siedziałem pod stertą trupów, aż tamci poszli.

-Pod stertą trupów? Przebijali im głowy?

-Ja to zrobiłem. Było zamieszanie zabili naszych wyciągnąłem nóż i przebiłem dwóm głowy. Wysmarowałem się krwią tyle ile się dało i położyłem je na sobie. Wiem dwa trupy to nie sterta.

-Myślisz trzeźwo. Jesteś ranny?

-Ta na łopatce. - Dustin przekręcił się na lewy bok.

- To zadrapanie?

-Tak. Ale to nie od zarażonego.- Wiedziałam, że to niezadrapanie. Rana była równa miała regularny kształt. To rana od noża. Nie wiem, dlaczego nie mówi mi prawdy. Być może szeptacz go zranił, a on przez adrenalinę nawet tego nie poczuł.

-Trzeba szyć. El daj alkohol, gazy, igłę i nici.

-Zanim mnie zdezynfekujesz to mogę się napić?

-Jesteś odwodniony alkohol nie pomoże.- Odpowiedziałam wbijając kroplówkę.

-Jebać odwodnienie.- Mężczyzna wyrwał alkohol z rąk El i złapał potężnego łyka, po czym się skrzywił.- Jestem gotowy.- Zaczęłam szycie to było tylko kilka szwów, ale przez cały zabieg Dustin klną jak szalony.- Kurwa, po co mi to było!

-Co?

-Wszystko! Skończyłaś?

-Tak już.- Powiedziałam, kiedy zawiązywałam ostatni szew.

- Zostawię was samych. Pewnie chcecie porozmawiać.

-A on nie powinien odpoczywać?- Miałam dziwne wrażenie, że El boi się tego gościa.

-Właściwie to powinien.

-No co ty El nie dotrzymasz towarzystwa przyjacielowi?

- Muszę zbierać pranie.- Dziewczyna pospiesznie wyszła z lecznicy.

-Zajrzę do ciebie za godzinę.- Wyszłam za El. Widziałam jak chaotycznie zbiera pranie.

-Mów, o co chodzi.

-Jak to? O nic.

-Boisz się go?

-Nie.

-Nie cieszyłaś się na jego widok. Nie chcesz dotrzymać mu towarzystwa i zaczęłaś się dziwnie zachowywać.

-Dus? Ma być groźny? Skądże. Jestem w totalnym szoku, że ktoś z mojej ekipy przeżył. On ma swój dość dziwny styl bycia, ale jest niegroźny. On jest taki, że nigdy nie odpoczywa. Gdybym tam z nim siedziała zacząłby prosić o jakąś robotę. To taka osoba. Dlatego wyszłam, bo wiem jak było ze mną i jak bardzo potrzebowałam odpoczynku.

-El, jeżeli cokolwiek...

-Wiem. Jeżeli cokolwiek jest nie tak to mogę ci powiedzieć. Wszystko jest w porządku. Zbiorę pranie i pójdę do niego. I będę się męczyć, bo będę zmuszać go do odpoczynku, a on uzna, że go wcale nie potrzebuje.

-Weź te ubrania. Powinny być dla niego dobre. I podłącz mu ciepłą wodę, niech weźmie prysznic.

-Jasne.- Skończyłyśmy zbierać ubrania. Ja zaniosłam je do magazynu, a El udała się do nowo przybyłego. Oczywiście wszystko zdążyło się rozejść. Opowiedziałam Darylowi i pozostałym co i jak. Później poszłam do domu razem z moim mężem. Potrzebowałam chwili odpoczynku.

-A mogłaś być fryzjerką. Przynajmniej moglibyśmy wyruszyć ludzie wytrzymaliby jakiś czas z nieostrzyżonymi włosami. A bez lekarza nie dadzą rady. Siddiq mówił, kiedy wróci ze Wzgórza?

-Nie mówił. Wiem tyle, co i ty. Dzieciak Maggie się rozchorował a tamta lekarka podobno nie do końca wie co robi. Siddiq musi ją przeszkolić. Jak Enid żyła było łatwiej. Szybko łapała, szybko się uczyła. A tamta podobno przy Siddiqu wie co robić, a jak go nie ma to wpada w lekką panikę. Mówiłam mu, żeby przysłał ją tutaj i ja ją wyszkolę. Wiesz może ona na niego leci i dlatego tak się zachowuje. Jest jeszcze opcja, że leci na niego i nie może się przy nim skupić.

-Ja nie umiałbym się przy tobie skupić.- Daryl obdarzył mnie pocałunkiem.

-Gdzie na kanapie.- Wybuchnęłam śmiechem.- Lydia może wrócić w każdej chwili.

-David nie ma z tym problemów.

-Że co?

-Widziałem ostatnio. Nawet okien nie zasłonili.-Oboje zaczęliśmy się śmiać.- Mówię ci z tego będzie coś więcej. Kto wie może nie długo to w ich ślubie będziemy uczestniczyć.

-Tak o ile ten cały Dustin niczego nie popsuje.

-Myślisz, że coś z nim nie tak?

-Mówiłam już El nie była najszczęśliwszą osobą, kiedy go zobaczyła.

-Wiesz może dała mu kosza? A on nie chciał się odczepić. Szeptacze na nich napadli, a ona myślała, że się od niego uwolniła i nagle bum. Koleś żyje. W razie co David obije mu mordę i da do zrozumienia, że ma się od niej odczepić.

-Powinnam tam zajrzeć. Powiedziałam mu, że będę za godzinę.- Pocałowałam Daryla w policzek i poszłam w stronę lecznicy. Okazało się, że Dustin śpi. Zmieniłam tylko kroplówkę i wróciłam do domu.

I gotta go my own wayOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz