Rozdział.39. Część.3. Leć mimo burzy!

286 38 8
                                    

Moje oczy są ciężkie. . . . Obudziłem się, lecz nie umiem ich otworzyć. Czuje bandaże na moim ciele oraz szwy, które nie pozwalają mi się wykrwawić. Może i nie zginę przez to, ale przynajmniej byłbym nieprzytomny. . . . To lepsze niż próby ponownego przywrócenia mnie do świadomości. To tak jakby zanurzyć się w nieskończonym śnie, gdzie nie musisz dbać o swoje potrzeby. . . . . Gdzie nie musisz żyć i starać się sprostać wyzwaniom rzeczywistości, która za każdym razem chce cię kopnąć, tak mocno w dupę, abyś się wywalił i już nie wstał. . . .

Tak. . . Żyję. . . .i to jest najgorsze. To mnie boli. . . . To niszczy mnie od środka. . . . Nie chcę tego uczucia. Chce wrócić do wiecznego snu.

Zaczynam próbować dotykiem sprawdzić, co gdzie jest. Z ledwością poruszam prawą ręką, a lewą nawet nie mogę ruszyć. Czuję, że jest znieczulona i tylko cząstkowe czucie pomaga mi zrozumieć, że jest odziana w rozmaite rodzaje rurek i kabli. . . . Znieczulona bym nie czuł bólu przez nie. Niepotrzebnie. . . . Tylko marnują na mnie leki, które mogłaby dostać inna osoba. Dociera do mnie zgłuszony dźwięk pikania. . . . Monitor funkcji życiowych jest podłączony do mnie. . . . Nieważne co zrobię. . . .przyjdą do mnie, gdy to zostanie odłączone. . . . . ale gdyby tak. . . . Pozbyć się ze mnie . . . .wszystkiego, co podłączyli. . . . .znowu bym był nieprzytomny. . . .znowu w upragnionym nieskończonym śnie. . .. . W którym jest czerń.

Powoli zaczynam przybliżać moją prawą rękę do lewej. Trwa to bardzo długo, wiem jednak, że jestem w pokoju sam. . . . Gdyby było inaczej od razu, zaczęliby pytać, mówić coś, dać znać, że nie jestem sam. . . . .mam szczęście, że nikt nie przychodzi.

Powoli i delikatnie oplatam rękę wokół wszystkich prawie kabli, które mam podłączone. . . . . . . Tylko szybkie szarpnięcie wystarczy, aby oderwać większość z nich. . . .to na pewno sprawi, że zemdleje. . . . . ale w jakim czasie? . . . . . Adrenalina nie powinna się pojawić. . . W końcu znieczulili mi rękę. . . . ale co jeżeli znieczulenie jest cząstkowe? Wyważone tak bym nie czuł tylko i wyłącznie kabli? Nie znam się dokładnie na medycynie, ale wiem, że ból daje adrenalinę. . . . . . Wiem to dokładnie. . . . .nawet zbyt dokładnie. . . . Nie mogę jednak się poddać już. Nie mogę czekać.

Biorę jeszcze parę głębszych wdechów, przez co monitor wydał trochę szybsze odczyty. Koniec z tym. Gwałtownie i z dużą siłą rwę dużą ilość kabli podłączonych do mnie. . .. . . Czuje, jak cząstkowy ból przeszył mnie, jednak po chwili ustał. Czuję, jak ciepła ciecz trysnęła w moją twarz. Dociera też do mnie odgłos z monitora, który wydaje jednostajny pisk. Zmusza się do otworzenia oczu i widzę jak moja lewa ręka, niegdyś nienaruszona teraz tonie w morzu krwi, pochłania moją rękę i bluzga szkarłatną cieczą na lewo i prawo.

Czuję jak kręci mi się w głowie. . . . Mam jeszcze parę urządzeń podłączonych do mnie których nie umiem opisać. Moja głowa zaczyna mocno boleć, mroczki przed oczami nie ustają, jednak mam ochotę wyrwać resztę kabli i rurek, jednak nawet nie zdążyłem wyciągnąć do nich ręki, bo do sali wpadają lekarze i pielęgniarki. Wszyscy są potworami. Nie poznaję jednak Au. . . .

Mówią coś, jednak nie umiem zrozumieć. A nawet jeżeli bym umiał, to nie obchodzi mnie to. Chciałem użyć magii, by po prostu ich zabić. . . . Wiedziałem, że jak zawsze wykonają swoją pracę ratowania mnie, jednak moja magia nie ma jak się już uruchomić, moje ciało jest zbyt obciążone.

Ostatnie co widzę, to lekarze przytrzymujący mnie jakbym chciał się zaraz teleportować i pielęgniarka, która podaje mi jakiś lek w strzykawce. . . . . . I znowu ciemność.

. . . 

. . .

Budzę się znowu. Moje oczy nie są już tak ciężkie, jednak gdy tylko je otworzyłem, widząc przed sobą tę samą salę, znowu je zamykam. Po co się obudziłem? Jaki to ma sens? Jakie znaczenie? . . . Żadne. I nagle słyszę. . . .znany mi głos.

-Jesteś bardzo uparty co?-Głos Error Sansa zacina się parę metrów po mojej prawej. Nie otwieram oczu, tylko leżąc.

-Odczep się.

-Musiałem cię tu przynieść . . . . . . 

-Nie musiałeś.

-Owszem. Ale nie chciałem zbyt długo czekać na twoje obudzenie. 

-Nic ci to nie da. . . . Nic ci nie dam.-Wzdrygam się, czując, jak coś nagle przygniotło mnie do łóżka. Otwieram oczy i widzę wiszącego nade mną Errora, który przygniata mnie jedną ręką, do łóżka mając ją na mojej klatce piersiowej.

-Choć mnie kusisz, nie zabiję cię tak, jak najpewniej tego chcesz. Wolisz to wszystko poświecić? (T.I), swój dom, lepsze życie?

-Wszystko z tego nie ma żadnego znaczenia.-Szepczę z delikatnym uśmiechem. 

-Już od bardzo dawna jestem gotowy na śmierć. Czemu nie dasz mi tego pragnienia?-Zbierają mi się łzy w oczach. 

-. . . . Gdyż nie chce tego, rozumiem twój smutek, twój ból. . . . . . -Zabiera ręką, patrząc w bok. 

-Skoro go rozumiesz . . . . . To, czemu nie chcesz go ukrócić?

-Bo to nic nie zmieni. Nie ma sensu. Musisz w końcu to pojąć.-Nie odwracając się, wychodzi z sali. Nie rozumiem, dlaczego wyszedł normalnie, ale w sumie nie obchodzi mnie to. Dlaczego on jest taki? Czemu nie da mi umrzeć. . . .czemu? Zamykam oczy, chcąc znowu odlecieć, jednak do pokoju ktoś wchodzi. . . . . . . Lekarze. . . . .jak ja dobrze znam ten kaftan bezpieczeństwa.

Widzisz muzykę?-Music Sans x ReaderDove le storie prendono vita. Scoprilo ora