Rozdział.2. Poznanie.

1.3K 75 142
                                    


Zaczęłaś powoli się budzić. Otwierasz powoli oczy i widzisz, że leżysz na łóżku w jakimś domku. Powoli się podnosisz i chwiejnie wstajesz. Kręci ci się trochę w głowie, ale nie jest tragicznie. Wychodzisz i widzisz, że dom jest dwupiętrowy i że jesteś na górze. Zaczęłaś schodzić po schodach. Gdy byłaś na dole, zobaczyłaś salon, w którym była kanapa, telewizor, stolik i. . . ktoś. Ktoś leżał na kanapie w lekkim bezruchu. Powoli podchodzisz do tej postaci. Czujesz, że to właśnie on cię uratował i wypadałoby podziękować.

-P-. . . Przepraszam?-Postać jednak słysząc twój głos, złapała za kaptur i zaciągnęła go na siebie. Nie wiesz co zrobić w takiej sytuacji. 

-Przepraszam? J-Ja coś zrobiłam nie tak?-Pytasz dalej niepewnie, podchodząc. Stajesz koło postaci, która zasłoniła się dalej kocem.

-Czemu się zasłaniasz?

-B-. . . . . Bo j-. . . . . jesteś człowiekiem. P-. . . . . . Przepraszam.-Odpowiedział ci męski, jękliwy, ale melodyczny głos.

-Za co mnie przepraszasz?

-Z-Za to, że cię wystraszę, jak mnie zobaczysz.-. . . .To zdanie było dla ciebie bez sensu.

-Ale. . . . . co? To. Nie logiczne. Skąd możesz wiedzieć, że się przestraszę. Gdybyś specjalnie chciał mnie przestraszyć, to wtedy byś mógł przepraszać. No daj. Pokaż się.-Łapiesz za koc i chcesz go zabrać, ale postać mocno go trzyma.

-N-Nie. P- Proszę, zostaw.

-Nie twoja wina, że taki jesteś.-Mocniej pociągnęłaś, odsłaniając go. Wzdrygnęłaś się, widząc szkieleta. Był ubrany w szarą bluzę puchową, białą bluzkę pod to, biały szal owinięty wokół jego szyi, szare spodnie, a po bokach miały on pasy pokazujące ułożenie klawiszy pianina.

-Wiedziałem! Wiedziałem, że się wzdrygniesz.-Zasłonił twarz rękami. Gdy to robi od razu "budzisz" się z zaskoczenia.

-Ej, ej. Wcale nie. Jesteś. . . . ciekawy.

-Niby w jakim sensie?-Słyszysz. . . . że zaczyna płakać. Wzdrygasz się. Nawet nie wiesz jak to możliwe, że on płacze.

-Spokojnie. Nie płacz. Przepraszam j-.-Przerwał ci od razu.

-Nie przepraszaj mnie. To moja wina. 

-Jak to twoja. Przecież to ja ściągnęłam z ciebie koc.

-A ja powinienem ci tego zabronić.-Coraz bardziej płacze.

-Ej. . . a nie jest ci gorąco? Siedzisz w tej puchowej bluzie, a w tym mieszkaniu jest ciepło.

-Nie. Jest mi zimno.-Dziwisz się wręcz przy każdym jego słowie. Nie wiesz co zrobić i próbujesz wymyślić jak go pocieszyć. Masz ochotę go przytulić, by się tak uspokoił, ale to będzie przecież za szybko. Ledwo się znacie. Ze zrezygnowaniem zasłaniasz go z powrotem kocem, przykrywając go szczelnie i delikatnie, ale nie zasłaniałaś mu głowy. Widzisz, że delikatnie się trzęsie, nawet nie wiesz od czego. W pomieszczeniu było naprawdę ciepło i przytulnie. Nie pewnie siadasz po drugiej stronie kanapy. Chwilę myślałaś i w końcu powiedziałaś.

-Dziękuję. . . . Za to, że mnie uratowałeś.

-Nie dziękuj, bo teraz jesteś skazana, aby tutaj zostać.-Wzdrygasz się.

-Co takiego?-Szkielet jakby się skulił.

-B-B-B-B-Bo. . . . .n-n-n-n-nie. . . . . . . . . u-u-u.-W połowie jego zdania przerywasz mu, bo widzisz, że to mija się z celem.

-Okej. Ciii. Spokojnie. Nic się nie stało.

-K-Kłamiesz.-Wzdychasz.

-Po prostu uspokój się. Nie jestem na ciebie zła.

Widzisz muzykę?-Music Sans x ReaderWhere stories live. Discover now