81 rozdział

821 29 15
                                    

Czkawka

Kiedy Szczerbatek wyszedł, objąłem Rachel w talii i poszliśmy na górę. Otworzyłem szarmancko drzwi i wpuściłem ją gestem ręki. Usiedliśmy na łóżku na przeciw sobie i zaczęliśmy rozmowę o wszystkim i niczym. Na początku były to wymiany zdań, lecz po czasie rozmowa nabrała tępa. Nie było nawet tematu o zmarłym synu. I dobrze. To tylko zasmuciło by Haddock, a tego nie chciałem. Słodka Tajemnica oderwała nas od rzeczywistości. Od codzienności.

- Czyli... Ten miesiąc jesteśmy skazani tylko na siebie? - zapytała dziewczyna rozwalając się na miękkim futrze.

- Na siebie i smoki - poprawiłem.

Uśmiechnęła się tylko i zamknęła oczy.

- Cieszysz się? - zapytałem.

- Oczywiście! - odparła siadając po turecku. - Odpocznę od ludzi...

Przekręciłem z dezapobratą głową i głośno westchnąłem. Wreszcie mogłem zaczerpnąć powietrza i nacieszyć się żoną. A po tym porwaniu ze strony Wandalki, to już w ogóle...

- Skoro mamy odpocząć i się sobą nacieszyć, to idę zrobić coś do jedzenia dla nas, a ty nakarm smoki.

- Masz racje... jak zwykle. - potargała mnie i truchtem wyszła z sypialni. Szybkim krokiem wyszedłem na zewnątrz i kroki skierowałem do stajni, gdzie czekało na mnie parę Śmiertników oraz nowo przybyły - Koszmar Ponocnik. Rzuciłem parę ryb i zabrałem się za sprzątanie. Szczerze? Był tu syf. Po posiłku smoki zaczęły mnie lizać.

- To nic takiego... naprawdę... - lecz nadal kontynuowały czynność. Dopiero po dwudziestu minutach puściły mnie wolno. Umyłem w wiaderku ręce i poszedłem do żony.

***

Na mój nos kapnęła kropla deszczu. Otworzyłem oczy i przetarłem je po nocy. Wytarłem ciecz i wzrok skierowałem w górę. W dachu była dziura i krople deszczu spadały od razu na mnie.

- Ech... Będę musiał to naprawić... - mruknąłem do siebie i nie chętnie wygramoliłem się z objęć żony. Złapałem z szafy byle jakie spodnie i koszulkę. Ze schowka wyjąłem młotek i parę gwoździ. Wyszedłem na zewnątrz. Rozstawiłem drabinę i z gwoździami w zębach i przy okazji trzęsąc się z zimna zacząłem łatać dziurę. Nawet nie świtało. Nie chciałem budzisz Szczerbo, żeby mi pomógł, więc praca zajmowała o wiele dłużej.

A deszcz wcale nie ułatwiał mi pracy.

Otarłem czoło z kropel potu i deszczu. Pracy nie było końca. Moje zmęczone powieki i dłonie też nie nie chciały współpracować. Przysiadłem na chwilę na belce. Usłyszałem cichy dźwięk i ciemność. Zapewne Mordka...

No i miałem rację.

Szczerbo ułożył swoje kilku metrowe skrzydła nade mną powodując, że choć pod koniec pracy nie będę mokry.

- Dzięki, stary... - i zacząłem przybijać ostatni gwóźdź. Byłem wdzięczny.

Przemoczony do suchej nitki wkroczyłem w próg. Niespodziewanie kichnąłem, aż mnie skręciło. Rzuciłem spojrzenie na sylwetki smoków gdzieś w oddali i przysiadłem przy kuchennym stole. Nawet nie zauważyłem naburmuszonej Rachel.

- Jak mogłeś wyjść na zewnątrz w takie zimno, Czkawka! - naskoczyła na mnie i z nikąd dała mi koc, którym natychmiast się okryłem. - A po za tym mogłeś mi powiedzieć, że wychodzisz na dwór! Nawet nie wiesz jak się martwiłam!

- Nie chciałem cię budzić... Z resztą sam nie miałem ochoty wychodzić z łóżka, ale dziura w dachu wzywała.

- Dziura w dachu mogła poczekać... A po za tym, teraz możesz być chory... - dorzuciła swoje trzy grosze i się fochnęła.

Co Serce Pokochało Rozum Nigdy Nie Wymaże~JWS ✔Where stories live. Discover now