53 rozdział

1K 67 56
                                    

Astrid

Jest! Zgodzili się! Jaka ulga...

Mimo zmęczenia, byłam szczęśliwa i nikt nie mógłby mi zniszczyć nastroju. Wymieniliśmy jeszcze parę nic nie znaczących zdań i polecieliśmy do wioski. Nagle do mieszkańców tej wyspy podbiegł zdyszany facet. Po jego ubiorze wywnioskowałam, że to żeglarz. Kamizelka przesiąknięta morską wodą i charakterystyczna czapeczka.

- Mam... wiadomość... - Zgiął się w pół łapiąc za klatkę piersiową. Zgładził wszystkich wzrokiem, natrafiając na nas. Głęboko oddychając kontynuował: - Szukałem was po całym Ciernisku...

- Co się stało, Liczko? (Wiem, głupie nazwisko, ale ten gościu jest mało istotny😂~Dop. Autorki)

- Mam wiadomość dla Panny Jessicy i całej reszty... - Podał pergamin Tomowi, a on zaczął czytać. Szarooki śledził tekst coraz szybciej. Dopiero po sześciu minutach skończył.

- To z Herring... (Ciekawe czy ktoś zadał sobie trud przetłumaczenia tej nazwy, xd 😂~Dop. Autorki). Piszą, że wódz jest poważnie chory i musimy szybko wracać...

Czkawka

Nic nie mówiąc spoważnieliśmy. Czyli cała czwórka leci na kilkudniową wyprawę... No ładnie... W końcu to było oczywiste...

Poszli spakować swoje najpotrzebniejsze rzeczy. Oczywiście pomagaliśmy. Późnym popołudniem przeszło do pożegnań...

Przybiłem szuflę z Jamesem, Artemem i Tomem i przyjacielsko każdego uderzając. Pierwszemu z nich, mojemu najlepszemu ludzkiemu przyjacielowi, podłożyłem protezę, czego wynikiem była gleba. W ostatniej sekundzie złapał go Bone. Z uśmieszkiem, jeszcze raz przybił mi szuflę i zaczął żegnać się z Ewą. To samo Artem z Seleną. To było takie smutne... Dobrze, że Rachel jest tu. Przy mnie. Na zawsze.

Czwórka powoli znikła za chmurami w zachodzie słońca. Poleciała mi pojedyncza łza. Szybko wytarłem ją rękawem, nie zważając na ciężki wzrok całej paczki. Pogłaskałem Mordkę i wsiadłem jak cała reszta. Polecieliśmy z Wandalkami do wspólnego domu. One zostały na zewnątrz.

- Za chwilę przyjdziemy. Czekajcie... - Mruknął Jack głaszcząc Demo. Zawtórowała mu Marianne i Selena, która z powodu braku Artema posmutniała.

Wziąłem zeszyt, węgiel, sztylet, który schowałem w but i piekielnik z nabojami. Gronklową tarczą też nie pogardziłem i zarzuciłem na plecy. Z kombinezonem, koszulą i spodniami wyszedłem. Ale dlaczego wziąłem jedną koszulkę? Straciłem dziesięć lat na Berk i wiem, że jest tam bardzo ciepło w porównaniu z tą wyspą.

Pożegnaliśmy się z ludźmi z wioski i wodzem i wylecieliśmy. Nikt nie warzył się nic powiedzieć przy Astrid i Heatherze... I nagle przypomniał mi się ten mały chłopczyk...

Oscar. Podobnież mój przyszywany brat. Ten brunecik o niebieskich oczach. Jak mój ojciec mógł to zrobić mamie... Mimo, że już dawno nie żyje, ale matka-Valka Haddock zasługuje na odrobinę szacunku i pamięci. Ciekawe jak tam u tego... Oscara. Ma pewno dwanaście lat z tego co pamiętam. Ciekawe czy ojciec traktuje go jak syna, czy jak wypłosza i śmiecia jak mnie? I ciekawe czy w ogóle o mnie pamięta? Czy żałuje? Pewno nie...

Kilka dni później

Czkawka

Chłodny wiatr mierzwił moje włosy. Poranna mgła wisiała nad oceanem przykrywając taflę wody. Patrzyłem twardo przed siebie załzawionymi oczyma.

- Jak myślicie, ile jeszcze?- Z wykończeniem zapytała Tris.

- Coś tak czuję, że...- Nie zdołałem dokończyć, bo niedaleko zamrugała zielona wyspa.-... Już.

Co Serce Pokochało Rozum Nigdy Nie Wymaże~JWS ✔Where stories live. Discover now