20 rozdział

2.4K 108 59
                                    

Rano

Czkawka

Uśmiechnięty od ucha do ucha zchodziłem na wspólne śniadanie. Nie zdołały mnie nawet zezłościć jęki Jacka, który jak zwykle użalał się nad tym, że musiał wstać z wygodnego łóżka.

Wczoraj wieczorem ustaliłem z dziewczyną, że jak na razie nikomu nie powiem o naszym związku. Jak na ten moment to nasza tajemnica. Na dole byli już wszyscy. Rozmawiali zawzięcie o czymś jednocześnie jedząc pyszności przygotowane przez Selenę. Usiadłem jak zwykle na swoim miejscu i ująłem dłoń Powell pod stołem. Chwilę trwało zanim się ocknąłem i odwróciłem wzrok od jej anielskiego uśmiechu i bajecznych tęczowek. Wypiłem kufel wody, zjadłem śniadanie i wyskoczyłem na lot z Szczerbem. Kocham to uczucie kiedy jestem wolny i niezależny. W powietrzu nikt nie ma prawa mnie powstrzymać i do czegoś zmusić. Byłem panem własnego losu.

Na poziomie chmur, a może i trochę wyżej zrobiłem parę popisowych sztuczek z przyjacielem. Był tak samo zachwycony jak ja. Nie mogłem się powstrzymać by nie krzyknąć podczas spadania w dół koło Nocnej Furii:

- Kocham Rachel Powell! - nikt z wyjątkiem jego mnie nie słyszał. Darłem się ile sił w płucach. Przestałem kiedy w zasięgu wzroku była wyspa.

Po dwóch godzinach zlecieliśmy na dół, a dokładniej na arenę. Byli tu wszyscy, smoku również. Gadziny bawiły się i Szczerbo dołączył do nich. Również udałem się do swoich.

- Gdzie ty, Czkawka byłeś tak długo? - zapytała szatynka - Selena.

- Ciszej. - rozglądałem się przez chwilę, patrząc czy oby na pewno Astrid nadal jest tam gdzie jest. - Na locie ze Szczerbatkiem, Selena, a gdzie by indziej?

- Zostawiasz nas sam na sam z nią, gdzie nic o niej nie wiemy i nie mamy pojęcia do czego jest zdolna. Ty czasami myślisz? Myślisz w ogóle? - po czym pokiwała mnie w czoło. Ostatnie zdanie przesiąknietę było łaską i śmiechem. Lecz wyczuwałem lekkie napięcie. Zaprzeczyłem dla zabawy.

- Jeden z siedmioro. Nie dała by sobie rady nawet, gdyby przyszło jej cis do głowy...

- Oj Czkawka, Czkawka... I właśnie takim zachowaniem wystarczająco udowodniłeś mi, że czasem to ci mózg ucieka uszami... - do rąk rzuciła mi mały notesik. Spadł na podłogę i szybko bo podniosłem. Pogładziłem okładkę. Był to mój... taki jakby pamietanik. Napisałem go kilka lat temu. Są tu zawarte wszystkie, dosłownie wszystkie informacje o mnie.

- Gdzie to znalazłaś? - zapytałem chowając zeszyt do kieszeni kombinezonu.

- To nie ja to znalazłam. O mały włos nie przeczytała tego tamta dziewucha z Berk. Jak ty sprzątasz, że rzeczy wypadają ci przez okno pokoju przed dom? Ona wyszła sobie w arenki i już otwierała pierwsza stronę... Na całe szczęście przechodziłem tamtędy i wyrwałam to bez większego zastanowienia. Miałbyś niemałe kłopoty, gdybym się tam nie pojawiła...

- Seleni, ja...

- Tak, ty. Uważaj Bardzij gdzie ci zostawiasz, a już szczególnie kiedy ona kręci się po naszej wyspie bez naszej wiedzy. Pamiętaj, że może się zdarzyć coś o wiele gorszego jak nie zadbasz o anonimowość. - i poszła do Ewy, wcześniej stukając mnie palcem w tors. Poczułem wielką ulgę i jednoczesny towarzyszący uldze wstyd. Z jednej strony dobrze, że książkę znalazła Selena, a nie Astrid. Ale... Ale z drugiej to nikt nie powinien go znaleźć. Powinien spoczywać w szufladzie, a magicznym cudem był na krawędzi parapetu. Nie zagłębiałem się jednak dłużej w myślach. Poprawiłem maskę i pośpiesznie usiadłem koło Powell.

Myślałem jakby się tu pozbyć Astrid Hofferson. Jak to powiedziała Seleni, może stać się coś o wiele gorszego i doprowadzić mnie do konfliktu i problemów. Ona mogła mnie rozpoznać! Mogła zdradzić moja tożsamość ojcu. Mogła zniszczyć wszystko, w tym mój związek z Rachel... A na to nie mogę pozwolić. A może by tak napisać ten list ma Berk? Przypłynęliby, wzięli ją z powrotem na Berk i problem z głowy! Każdy byłby zadowolony... No może z wyjątkiem Astrid, ale to nie ważne. Spytał się moich ludzi czy takie coś wypali...

Po skonsultować tego z Rachel napotkałem pierwsze trudności.

- Czy ty, Czkawka zwariowałeś? Że niby oni...

- Oni.

- Mają...

- Mają.

- Przypłynąć...

- Przypłynąć do nas?...

- Nas.

- Och, weź. Ale jak sobie to wyobrażasz? Najpierw będziesz musiał wysłać im mapę, z którą pewnością sobie zatrzymają. A z tym się wiąże to, że będą mogli sobie tu przyjechać, jak tylko im dusza zapragnie. To nie ich trzeba tu wołać, a mu powinniśmy oddać ją, ale nie na naszej wyspie.

- Ale jak? Oni przecież nienawidzą smoków...

- Ona ich namówi. Jest tam jak mówiłeś bardzo lubiana, głównie przez męską widownię...

- No... tak. Ale nasza widownia wręcz przeciwnie. Tu nawet żaba jej nie tknie. - zażartowałem.

- No ale wracając do sedna, Czkawka. Albo my lecimy do nich i odstawiamy ją na miejscu lub niech Stoik...

- Twój przyszły teść... - rzuciła mi poważne spojrzenie. - No no? Nienawidzę go, ale mamy takie same więzy krwi...

- Ech... I Stoik przypływa na Słodką Tajemnicę i zabiera ją...

Tak! To jest to! Przecież tam nikt nie mieszka na stałe! Ona jest genialna jakby nie patrzeć!...

- No jasne... dzięki kwiatuszku - szepnąłem do jej ucha i pobiegłem do domu po pergamin i pióro. Mordka przebiegł za mną. Treść listu była taka:

Do wodza wyspy Berk,

nie ważne kim jestem, ani jak się nazywam, ale mam za to coś, na czym ci bardzo zależy. Będzie to swojego rodzaju przysługa. Niedawno, a kilka dni temu na wyspie mego wroga - Łupieżców znalazłem nijaką Astrid Hofferson. Jest ona podobnież najlepszą wojowniczką na twej wyspie. Po rozmowie z nią zrozumiałem, że uciekła. Prosiłabym nie pisał tego listu, lecz muszę dbać o swój dom, by nie było żadnych problemów i trudności. Nie chce przeciąć więzi pomiędzy wodzem wyspy. Zrobiłem według mnie słusznie i wszystkim to wyjdzie na dobre. Na drugiej stronie dołączam mapę. Droga wolna zajmie wam około tygodnia, zależy od morza. Jeśli przypłyniecie, dziewczyna będzie czekać na plaży cała i zdrowa. Z głębokim poważaniem
                                    Anonim

Przeczytawszy z piąty raz polecieliśmy dostarczyć żeglarzowi list, by dostarczył go jak najszybciej. Zanim on dopłynie z listem na Berk, zejdzie mu się z kilka dni przy dobrych wiatrach. Mężczyzna miał osobiście doręczyć rudobrodemu. Wierzę, że tak się stanie i nikt obcy nie przejmie poczty. Odcumował łódź i popłynął na południowy - zachód. Kiedy statki zniknęły z horyzontu poleciałem z powrotem do przyjaciół. Jak myślałem, byli dalej na arenie.

- Wysłałem list na Berk. Nic jej nie mówmy. Będzie się buntować, a nie mam zamiaru słuchać zbuntowanej dziewięcionastolatki. Powiesz reszcie o tym, co nie?

- Jasne. - i po chwili przerwy dodała: - Czyli za ile tak zniknie? Bo żeglarz będzie płynął tam z pół tygodnia, za nim oni go przeanalizują i przypłyną...

- Możemy ich się spodziewać tak za półtora tygodnia.

- No nareszcie. Już za długo się tu panoszy i ogranicza...

- Mam to samo na myśli. Panoszy się i ogranicza nam przebywanie ze sobą w o wiele bliższych stosunkach...

- Oj weź...

- Ale jest minus tego wszystkiego. Będę musiał się spotkać z ojcem i cała bandą Smarka, a nie i nawet z nimi porozmawiać...

- Dasz radę. Nie takie rzeczy robiłeś dla dobra wyspy, co nie? A poza tym będziemy cię wspierać i jak coś pójdzie nie po naszej myśli, to smoki dadzą im radę.

- Jak zwykle masz rację. Co bym zrobił bez ciebie, nie mam bladego pojęcia... - i złapałem ją za dłoń.

~~~

Taki sobie nie za ciekawy rozdział, ale ważne że się w ogóle pojawił. Jak widzicie mieszkańcy wyspy Cierni, a dokładniej Czkawka znalazł sposób na pozbycie się Astrid. Ale czy napotkają trudności?... być może... W każdym razie do nexta!

Dynka

Co Serce Pokochało Rozum Nigdy Nie Wymaże~JWS ✔Onde histórias criam vida. Descubra agora