5 rozdział

3.9K 158 141
                                    

Czkawka

Stachel zaproponowała spacer po wyspie. Zgodziłem się, bo nie marzyło mi się leżenie przybity gwoźdzmi do łóżka.

Örgös jak już wspomniałem była dwa razy większa od Berk. Była też dwa razy piękniejsza. Rosło na niej mnóstwa kwiatów i kolorowych drzew. Pachniało ziemią i letnim deszczem. Słońce jaśniało, grzejąc plecy dwójki dziesięciolatków.

— A ty latasz na smoku? — zapytałem, zrywając biedne listki i strzępiąc na kawałki.

— Nie... A szkoda. Tata i matka mi zabraniają — Alan i Lisa.

— A od ilu lat jesteście w zgodzie?

— Pół roku? Coś takiego.

— A twoich rodzice mają smoki?

— Tak?

— A jakie gatunki?

— Tata na Koszmarze Ponocniku, a Lisa na Zbiczastrzale...

Wróciliśmy się do wioski, zostawiając morze zieleni za sobą. Szczerbatkowi bardzo się nudziło. Zarzucił mnie na grzbiet. Stachel wybuchła śmiechem.

— Teraz nie polatamy. Wieczorem, mordko.

Mu jednak nie wystarczyło takie coś. Prychnął i uderzył lotką w twarz.

— Ej! — uciekł, chowając się za morskooką.

Doszliśmy ma arenę, gdzie siedziało sześć osób w naszym wieku. Dwóch chłopaków, cztery dziewczyny — wszystkie piękne...

Czy tu były nadzwyczaj piękne dziewczynki czy to Berk miało brzydkie?

Zauważyli nas. Odezwała się Stachel.

— Poznajcie Czkawkę! — przedstawiła mnie. Byli miło nastawieni, choć siniaki nie były w żadnym stopniu przyjemne...

Pierwszy z chłopaków był wysoki, miał niebieskie, błękitne jasne oczy, ciemne brązowe włosy ostrzyżone równomiernie do połowy szyi. Był ciemniejszej karnacji, przez co dla pań był atrakcyjniejszy. Był dosyć... napakowany jak na swój wiek, jednak nie sprawiał wrażenia władczego, co zwykle szło w parze z siłą. Byli wręcz przeciwnie. Był spokojny, stał na uboczu.

Obok niego stał, tego samego wzrostu, kolejny dziesięciolatek. Miał jaśniutkie, prawie że białe włosy (ale mimo wszystko były blond), miał równie jasne karnację, ciemnozielone oczy w kształcie migdałów, i ciągle chodził. Mimo był super.

W tyle za nim stała dziewczyna. Miała długie ciemnobrązowe włosy zaplecione w warkocza, duże czekoladowe oczy, wydawała się ciepłą osobą.

Zaraz obok stała dziewczyna, która na pierwszy rzut przypominała mi Astrid. Ale to na pierwszy rzut oka, gdyby się przypatrzeć, to miała miodowe włosy (nie tak jasne jak Hofferson), wydawało się Czkawce, że miała heterochromię... Jej prawe oko było jasnoniebieskie, a lewe zieloniutkie jak wiosenna trawa.

Niedaleko kucała szatynka o prawdziwe zielonych oczach, o wiele bardziej soczystych od jego oczu. Była najwyższa z koleżanek.

Ostatnia dziewczyna miała rude włosy i kasztanowe oczy. Była niziutka.

— Viggö, Jack — mój młodszy brat, Mariannè, Eva, Selena, Triss — moja przyjaciółka.

— Miło poznać. — do każdego z osobna kiwnąłem głową. Zrobiłem to dość... poważnie. Jack nie wytrzymał napięcia i podbiegł do mnie, poklepał po ramieniu.

— Witam na Örgös, stary! Czuj się jak u siebie!

Każdy podszedł i na swój sposób przywitał. Viggö przytulił w niedźwiedzim uścisku, Mariannè lekko uderzyła w bark, Eva przytuliła niczym siostra, Selena podała rękę, a Triss uśmiechnęła tak ciepło, że poczułem się jak żywy piec.

Co Serce Pokochało Rozum Nigdy Nie Wymaże~JWS ✔Where stories live. Discover now